Zdarzają się takie dni, że wsiadam do samochodu i jadę na drugi koniec Polski, by niedługo potem wracać. Dla wielu ludzi taki wyjazd to wycieczka, do której przygotowują się odpowiednio wcześniej. Dla mnie to praca. A zdarza się, że w ciągu weekendu "robi się" 2 tysiące kilometrów - mówi Marcin Wyrostek, akordeonista, który w grudniu 2009 roku wygrał drugą edycję programu "Mam Talent" TVN.
Na rolkach po Dolinie
Lubię miejsca zielone i zawsze uciekam do natury - mówi Marcin, którego udało nam się namówić na spacer po Katowicach.
- Kiedyś marzyłem, by mieszkać w dużym mieście, zarażony trochę tymi amerykańskimi filmami, gdzie w mieście zawsze jest duży park, w którym ludzie biegają... I tak jest w Katowicach. Mamy przecież park Kościuszki, park na Ligocie... Mnóstwo fajnej, zielonej przestrzeni. Idealnej, by wskoczyć na rower albo na rolki - dodaje.
No właśnie, rolki... Już wiem, dlaczego na miejsce spotkania wybrał Dolinę Trzech Stawów. - Jeździsz? - pyta wyciągając rolki z pojemnego bagażnika swojego samochodu. - Ja uwielbiam - dorzuca od razu.
- Jeszcze w liceum zafascynowała mnie jazda na nich. Od kumpla odkupiłem wtedy rolki, do takiej bardziej agresywnej jazdy. Na rolkach więcej się widzi, można pozwiedzać. No i człowiek jest wyższy - dodaje ze śmiechem. A po chwili wykonuje skok na rolkach - tuż przed obiektywem aparatu naszego fotoreportera.
Dolina Trzech Stawów dla Marcina od początku była dobrą "miejscówką" do biegania. Bywał tutaj często zwłaszcza podczas studiów na Akademii Muzycznej w Katowicach. - Rano biegałem przez godzinę, potem prysznic i na uczelnię - wyliczył.
Życzliwy wykładowca
Czasy studenckie wspomina bardzo miło. - Choć moja pierwsza wyprawa po Katowicach skończyła się tym, że totalnie się pogubiłem - mówi.
Miasto poznawał m.in. dzięki temu, że grywał koncerty dla przedszkolaków. - Dostawałem rozpiskę kilku miejsc dziennie i jeździłem. Kolejne dzielnice poznawałem z mapą na kolanach - wspomina Wyrostek.
Jedziemy zatem do Akademii Muzycznej, która teraz jest miejscem pracy Marcina Wyrostka. Od 5 lat jest tutaj wykładowcą.
- Staram się jednak mądrzej patrzeć na studentów, wiem, jaki towarzyszy im stres, a z drugiej strony staram się wytłumaczyć im, o co w tym wszystkim chodzi. Bo najważniejsze to dobrze muzycznie sprzedać to, co się ma do zagrania - mówi muzyk, oprowadzając nas po wnętrzach uczelni, aż dochodzimy do sali kameralnej nr 2, gdzie odbył się jeden z koncertów dyplomowych kończących studia Marcina. A po drodze co chwila ktoś mu się kłania, zagaduje, rzuca życzliwy uśmiech. Widać, że jest lubiany.
Popularność nie jest dla niego uciążliwa. - Z reguły mało bywam w publicznych miejscach typu centra handlowe. A zakupy robię szybko w małym sklepiku na osiedlu - podkreśla Marcin, który z żoną Alicją mieszka na Witosa.
Nikiszowiec? Piękny!
Kolejny punkt spaceru to Nikiszowiec. - Na początku ktokolwiek z rodziny przyjeżdżał do mnie w odwiedziny, to najpierw pokazywałem im właśnie Nikiszowiec. To takie niesamowite miasto w mieście - mówi Marcin. Wspomina koncert w tutejszym kościółku, opowieści znajomych o tradycjach, kiedy na dziedzińcach pomiędzy budynkami były ogniska i gry na akordeonie.
- Nie myślałeś, żeby się tu przenieść? - pytam. - Braliśmy to z żoną pod uwagę, ale na razie nie było czasu, by poważnie pomyśleć - stwierdza Wyrostek.
Nasze spotkanie miało dużą dozę spontaniczności. Pozowanie do zdjęć z akordeonem na ulicy Czechowa skończyło się odegraniem przez Marcina całego utworu z jego repertuaru (na zegarze była 12.00) i... zaproszeniem na poczęstunek przez mieszkankę jednej z kamienic, która przyznała, że kibicowała muzykowi w "Mam Talent". - Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym nie zaprosiła na kawę - stwierdziła Dorota Zając, która specjalnie pobiegła do pobliskiej piekarni po kołocz. - Nie wystraszcie się psa, on was tylko po nodze poszarpie - dodała. Kołocz był pyszny, a suczka Sonia niegroźna. I jeszcze jedna niespodzianka na miejscu, okazało się, że jej mąż Antoni miał tego dnia urodziny. Nie obyło się bez płyty z dedykacją i wspólnego "sto lat", podczas którego Marcin grał na akordeonie. - Co za niesamowity dzień - uśmiechnął się po wyjściu.
Koncerty w parku
Katowice bardzo się zmieniły, odkąd w nich mieszkam. Rondo kiedyś kojarzyło mi się ze strasznymi korkami - mówi, gdy zatrzymujemy się przy Rondzie Sztuki. - A tutaj były moje pierwsze telewizyjne "koty za płoty" - wspomina.
Na finał zostawiamy park Kościuszki, gdzie Marcin Wyrostek bywał gościem koncertów promenadowych "Od Bacha do Beatlesów". Ostatni raz 2 lata temu. - W tym miejscu była scena, a tam widownia - pokazuje. - Mnóstwo osób przychodziło posłuchać muzyki w te niedzielne przedpołudnia - dodaje, trzymając w dłoni swoje najnowsze "dziecko", czyli album "Marcin Wyrostek& Coloriage". - Pierwsza płyta była grzeczna, monotematyczna, spokojna. Tutaj jest prawdziwa jazda. Różnorodna, bardziej jazzowa, są klimaty żydowskie, latynoamerykańskie. Bardziej dynamiczna, bardziej kolorowa. Jak Coloriage - opowiada.
Smaczkiem na płycie jest gościnny udział Kayah, z którą Marcin nawiązał współpracę. Chyba owocną, bo krążek już sprzedał się w nakładzie około 10 tysięcy egzemplarzy. - Robię różne rzeczy. Tu jakiś występ, tu gala, tu nowy projekt... Mam z tyłu głowy pomysł na solową płytę. Kiedyś ją nagram - dorzuca Marcin.
Filip Chajzer o MBTM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?