- Oboje są oskarżeni o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trójki dzieci i nieumyślne spowodowanie śmierci dwójki, która poniosła śmierć w pożarze - mówi prokurator Piotr Sowa z Prokuratury Rejonowej w Żywcu.
Jaka jest główna wina oskarżonych?
- Nie zabrali dzieci z domu objętego pożarze, gdyż mieli taką możliwość, oni praktycznie żadnych obrażeń nie odnieśli i również to dziecko, które zabrali ze sobą - mówi prokurator w rozmowie z dziennikarzami.
Podczas feralnej nocy w organizmie obu oskarżonych biegli stwierdzili obecność alkoholu. Oboje mieli po ok. 3 promile alkoholu w organizmie.
- To był główny czynnik, który spowodował, że nie byli w stanie racjonalnie myśleć i podjąć racjonalnych decyzji w tym momencie - mówi prokurator Sowa.
Podczas rozprawy oskarżona Karolina K., która w śledztwie nie przyznała się do zarzuconych jej czynów, przed sądem zmieniła zdanie i przyznała się. Sąd dopytywał skąd ta zmiana.
- Powiedziałam tak, jak było - odpowiedziała krótko Karolina K., mówiąc, że wszystko szybko się działo. Sąd odczytała złożone przez nią wcześniej wyjaśnienia, w których stwierdziła m.in.: “Nie potrafię powiedzieć, dlaczego nie zabrałam dzieci, które spały ze mną w pokoju”
Natomiast jej partner, Damian M., nie potrafił odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
- Nie wiem, czy mam się przyznać, bo ja nic nie zrobiłem - mówił pytany o to przez sędzie Olgę Kocot-Barabasz.
Złożył wyjaśnienia przed sądem. Mówił, że w chwili pożaru spał w innym pokoju niż jego partnerka oraz dzieci., obudził go zapach spalenizny.
- Jak wszedłem do kuchni, to wołałem wniebogłosy: Karolina, Oskar, obudźcie się! Pali się dom! Musimy się ratować - mówił przed sądem.
Tej trójce udało się uratować. W domu pozostali 2-letni Patryk i 11-miesięczny Krystian. Mężczyzna próbował wrócić po nie, ale ogień i dym były już zbyt silne.
- Udało mi się dostać tylko do kuchni, może na początek korytarza, dalej już było gorąco i czarno od dymu. Nie byłem w stanie oddychać, musiałem zawrócić, nie było żadnych szans, aby dostać się do środka - wynika z wyjaśnień podczas postępowania, jakie złożył mężczyzna, które odczytała sędzia.
Prokurator dopytywał, dlaczego wybiegając z palącego się budynku, nie zabrał dwójki dzieci za pierwszym razem.
- Nie wiem jak ma to wyjaśnić, to wszystko się tak szybko działo, jak bym tam wszedł to był ich uratował na pewno, a tak byłem bezsilny - mówił ze łzami w oczach.
Prokurator dopytywał także, dlaczego najpierw przyznał się do zarzucanych czynów, a przed sądem już nie.
- Nie wiem, co mam o tym myśleć, nie wiem co się w ten dzień stało. Mogę się przyznać, że w ten dzień wypiłem, ale nie byłem tak pijany żeby się przewracać i zataczać - mówił ze łzami w oczach odpowiadając na pytania prokuratora.
Obojgu oskarżonym nie towarzyszył obrońca.
Do pożaru doszło w nocy z 1 na 2 lipca. W wyniku pożaru życie straciło dwoje dzieci w wieku 2 lat i 11 miesięcy. Udało się uratować 4-letniego Oskara. W opinii biegłego przyczyną pojawienia się ognia było zwarcie w instalacji elektrycznej. Sekcja zwłok wykazała, że chłopcy zmarli z powodu zatrucia tlenkiem węgla.
Czytaj więcej o pożarze:
Tragiczny pożar w Rajczy - Nickulinie. Dwójka dzieci zginęła w ogniu [ZDJĘCIA]
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?