MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Mariuszem Czerkawskim

Rozmawiał: Jacek Sroka
Fot. A. Materna
Fot. A. Materna
Dziennik Zachodni: W niedzielę w Tallinie rozpoczynają się mistrzostwa świata 1. dywizji. Pan dołączył do kadry dopiero wczoraj na lotnisku w Warszawie, tuż przed wylotem do Estonii.

Dziennik Zachodni: W niedzielę w Tallinie rozpoczynają się mistrzostwa świata 1. dywizji. Pan dołączył do kadry dopiero wczoraj na lotnisku w Warszawie, tuż przed wylotem do Estonii. Nie obawia się pan braku zgrania z partnerami z reprezentacji, których nie widział pan od roku?

Mariusz Czerkawski: Takie niebezpieczeństwo zawsze istnieje, ale kiedy przemyślałem wszystko, doszedłem do wniosku, że plusy związane z moim występem w MŚ przeważają nad minusami. Chcę pomóc kadrze w awansie do światowej elity. Na przypomnienie sobie wspólnej gry z kolegami będę miał dwa treningi - w piątek i sobotę. Musi wystarczyć, bo w niedzielę czeka nas już pierwszy mecz mistrzowski z Estonią.

DZ: Z jakim nastawieniem jedzie pan na ten turniej?

MC: Na pewno nie jesteśmy faworytami imprezy, ale jedziemy tam, aby wygrać te mistrzostwa. Szanse awansu są realne, chociaż wyższe notowania mają Austriacy, którzy są spadkowiczami z grupy A. Musimy jednak wierzyć we własne umiejętności i grać zespołowo. Jeśli przez ten tydzień wszyscy w kadrze dadzą z siebie maksimum tego co potrafią i razem pociągniemy wózek w jednym kierunku, to powinno być dobrze.

DZ: Dopiero w samolocie pozna pan tak naprawdę prowadzącego kadrę trenera Rudolfa Rohaczka, bo wcześniej zamieniliście panowie tylko kilka zdań przed meczem Cracovii z GKS w czasie pańskiej lutowej wizyty w Tychach.

MC: Rzeczywiście nie znam trenera Rohaczka, ale nie uważam, żeby to był jakiś problem. Myślę, że jako Czech ma duszę hokeisty i szybko dojdziemy z sobą do porozumienia.

DZ: Sporo mówi się o pańskiej pomocy w wydźwignięciu polskiego hokeja z kryzysu. Rozmawiał pan ponoć na ten temat z prezesem PZHL Zenonem Hajdugą. Na czym miałaby ona polegać?

MC: Spotkanie z prezesem było krótkie, bo teraz najważniejsze są mistrzostwa świata. Na dłuższą rozmowę umówiliśmy się już po turnieju. Do Estonii przyjedzie również Krzysiek Oliwa, więc będzie okazja zaaranżować takie spotkanie. Krzysiek praktycznie już zakończył swoją karierę, ja również powoli zbliżam się do jej kresu, więc razem chcielibyśmy zacząć działać na rzecz polskiego hokeja. Od razu powiem, że nie myślimy o robieniu w związku czystki czy też zwalnianiu prezesa. Nie ma też jednak co ukrywać, że związek w tej chwili popełnia wiele błędów i sporo rzeczy można w nim poprawić. Chcielibyśmy wykorzystać w tym celu nasze doświadczenia zdobyte podczas wielu lat gry za oceanem. Możemy również przysłużyć się hokejowi swoimi nazwiskami, znajomościami, bo nasza dyscyplina potrzebuje przede wszystkim promocji i pieniędzy. Jeśli już mówimy o zmianach, to muszą to być zmiany systemowe, a nie zastąpienie jednej osoby drugą, bo to niewiele pomoże.

DZ: Wróćmy na chwilę do zakończonego właśnie sezonu zasadniczego ligi NHL. Pańskie oczekiwania związane z grą najpierw w Toronto Maple Leafs, a później Boston Bruins były chyba dużo większe?

MC: Wystąpiłem w 35 meczach (w sezonie zasadniczym każda drużyna rozgrywa 82 spotkania - jac). Zdobyłem osiem bramek i zaliczyłem dwie asysty. Gdybym dostał szansę gry we wszystkich spotkaniach, to mój dorobek strzelecki i punktowy pewnie też by się podwoił i byłby to już całkiem przyzwoity wynik. W Toronto nie pojawiałem się na lodzie zbyt często, bo trener Pat Quinn na mnie nie stawiał. Na pewno nie był to jednak czas stracony. Maple Leafs było z pewnością najlepiej zorganizowanym klubem, w jakim grałem w swojej karierze i doświadczenia, które wyniosłem podczas pół roku spędzonego w Kanadzie są bezcenne. Miałem okazję grać w kolebce hokeja, a kanadyjska publiczność jest po prostu wspaniała. Po igrzyskach zmieniłem klub, ale już wówczas wiadomo było, że Boston Bruins ma znikome szanse na zakwalifikowanie się do play off i tak też się stało.

DZ: Zastanawiał się pan już nad swoją przyszłością?

MC: Teraz koncentruję się na starcie w MŚ i nie zawracam sobie głowy, tym co będzie za pół roku. Kontrakt z Toronto podpisałem przed rokiem we wrześniu i teraz też pewnie dopiero w tym okresie podejmę decyzję. Jestem wolnym zawodnikiem, czyli jak się to mówi za oceanem - wolnym agentem i sam będę decydował o swojej przyszłości. Jeśli nie dostanę propozycji z NHL, to zagram w którejś z lig europejskich, bo już dostałem oferty ze Szwajcarii. Na pewno w tym roku jeszcze nie skończę kariery.

DZ: Kiedy przyjdzie czas na wakacje?

MC: W maju zamierzam przede wszystkim wypoczywać. Najpierw będą oglądał w Warszawie turniej J&S Cup z udziałem światowej czołówki tenisistek. Później pojeżdżę trochę po Polsce i poodwiedzam rodzinę oraz przyjaciół. Muszę też jeszcze zajrzeć na kilka dni do Toronto, żeby spakować rzeczy i rozliczyć się z klubem. Nie wykluczam, że przy okazji pobytu za oceanem razem z moją dziewczyną Emilią wyskoczymy na kilka dni nad jakieś ciepłe morze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto