Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Abecadło śląskiej mafii: G — jak gwałt

Marek Świercz, (amc)
Rys. M. Nycz
Rys. M. Nycz
A także groźba. I (bo to znamienny przypadek) Leszek Goławski. Brutalna przemoc lub groźba jej użycia to podstawa działania zorganizowanych grup przestępczych.

A także groźba. I (bo to znamienny przypadek) Leszek Goławski. Brutalna przemoc lub groźba jej użycia to podstawa działania zorganizowanych grup przestępczych.
Ma wywoływać paniczny strach i wymusić posłuszeństwo nie tylko na ofiarach, ale też na członkach mafijnych grupek. I jak pokazują dzieje polskiej mafii, często w końcu obraca się przeciwko niej samej.

Kronikarze mafii włosko-amerykańskiej twierdzą, że ucieka się ona do przemocy tylko w ostateczności. Zawoalowane groźby, osławione „propozycje nie do odrzucenia”, traktowane są jako skuteczniejsze, bo bardziej dyskretne, metody wywierania presji.
Rodzima mafia nie jest tak subtelna: bezwzględna brutalność, także ta całkowicie zbędna, jest jej znakiem rozpoznawczym.

Zabić, zastraszyć, złamać

W marcu 1998 roku do sklepu spożywczego w centrum Opola wszedł mężczyzna, który oddał dwa strzały do stojącej za ladą 23-letniej Kingi S., córki właścicieli sklepu. Prokuratura przypisała to morderstwo grupie Krakowiaka, ale do dziś nie udało się wyjaśnić, jaki był sens tej bezsensownej zbrodni.
Czy przy próbie obrabowania sklepu z punktu widzenia bandytów zamordowanie niewinnej sprzedawczyni jest konieczne? Niestety, takich historii mamy coraz więcej. Nie zawsze są związane z mafią – niedawno opolski sąd skazał na dożywocie 56-letniego Romana O., który bez wahania zastrzelił dwie młode kobiety, chcąc zrabować kilkaset złotych ze sklepowej kasy.
Generalnie jednak mafijna przemoc jest bardziej celowa. Ma służyć nie tylko obezwładnieniu przeciwnika, ale też złamaniu jego morale. Wiesław Cz., Kastor, świadek koronny zeznający przeciwko Krakowiakowi, opowiadał o tym, jak gang opanowywał rynek narkotykowy w Częstochowie. Namierzono czterech głównych niezależnych dilerów: zostali wywiezieni do lasu, gdzie połamano im nogi.

Temida na celowniku
W marcu 1995 roku do idącej do pracy opolskiej prokurator Wiolantyny Mataniak podbiegł ktoś i chlusnął jej w twarz kwasem. Prokuratur, prowadząca postępowanie w sprawie przemytniczej działalności bandy Jeremiasza B., Baraniny, przeszła szereg trudnych operacji i wróciła do pracy po latach przerwy. A Baranina zniknął.

Był to pierwszy i dotychczas najgłośniejszy zamach na przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości w III RP. Ale nie jedyny: w całej Polsce zdarzały się groźby, pobicia i zamachy na policjantów czy prokuratorów (o tych z naszego terenu piszemy poniżej).
Próba zastraszenia śledczych wydaje się być irracjonalna: nawet jeśli jeden prokurator zostanie wyeliminowany, sprawę przejmie przecież ktoś inny. Ale gangsterzy rzadko rozumują racjonalnie. A zemsta jest dla nich często ważniejsza od faktycznego efektu takich działań.

Gdy gangster ma dość
– Siła mafii bierze się ze strachu – stwierdził bez ogródek Rafał Ch., Czarny, świadek koronny, który pogrążył szczeciński gang Oczki. Ale ten strach jest bronią obosieczną, bo chwyta za gardło także członków mafii. Im bardziej przemoc jest brutalna, tym większe niesie ryzyko, nie tylko dla swoich ofiar.
Teoretycznie mafiosi powinni się bać policji i wiszącej nad nimi groźby odsiadki. I tak pewnie jest. Ale bardziej chyba boją się siebie nawzajem. Mogą oberwać w porachunkach, ale mogą też paść ofiarą podejrzliwości kompanów. Dariusz J., kolejny świadek koronny w procesie Krakowiaka, opowiadał o wewnętrznym systemie kar dla tych, którzy bossowi podpadli: pobiciach z połamaniem rąk i nóg, przestrzeliwaniu kolan, wleczeniu za samochodem. Kto by chciał „pracować” w takich warunkach?
Mafię udało się rozbić dzięki zeznaniom świadków koronnych. Gangsterów, którzy uznali, że mają dość i wolą pójść na współpracę z policją. I raczej na pewno kierował nimi strach, a nie – moralne nawrócenie i chęć powrotu do uczciwego życia. Jedna z bardzo prawdopodobnych hipotez tłumaczących, dlaczego Jarosław S., Masa, został koronnym, mówi, że po zamordowaniu w grudniu 1999 roku Pershinga zaczął się bać, że będzie następny.

Tylko ostrzegam...
Jedno jest przy tym pewne: mafijna maniera zastraszania bardzo się u nas upowszechniła. Grożą sobie nawzajem biznesmeni, bandycki język wkroczył też na polityczne salony. Ewa Olszewska, skazana za korupcję była wiceprezydent Opola, opowiedziała prokuraturze o tym, w jaki sposób jej szef prezydent Leszek Pogan domagał się wydania decyzji korzystnej dla szemranych właścicieli pewnej dyskoteki. Miał powiedzieć: – Jak się nie zgodzisz, ciebie wywiozą do lasu, a twoją córkę do tureckiego burdelu w Niemczech.


Groźba za groźbą

Problemy z bezpieczeństwem miały też osoby prowadzące sprawę grupy Janusza T., Krakowiaka. Gangster rzekomo wydał wyrok śmierci na oskarżającego go prokuratora oraz na śledczego. Atakował ich także na sali sądowej. Podczas jednej z rozpraw w drugim procesie apelował:
– Niech redaktorzy napiszą, co się tutaj dzieje! Sędzia popełnił przestępstwo, a prokuratura mnie prowokuje! Na rozprawę w sprawie fałszywych pieniędzy wprowadzono mnie na część sali dla publiczności, a nie do oskarżonych! Wszystko po to, żeby były plotki, że poszedłem na układ z policją i prokuraturą. A ja przecież całe życie z nimi walczę, bo wiem, jaka to banda jest! A z prokuratorem, który mnie trzy razy oskarżał, jestem związany emocjonalnie, bo podobno chciałem go zabić, co jest nieprawdą. Ja niewinny człowiek jestem! Pismo o ściganie prokuratora napisałem. Wysyłam do Warszawy i Krakowa, a oni i tak odsyłają je do Katowic. To jak? Ci, których oskarżam, sami mają decydować o sobie? To skandal! – krzyczał Janusz T.
Krakowiak i jego 32 kompanów odpowiadają za najcięższe przestępstwa. Do 1999 roku trzęśli światkiem przestępczym na Śląsku, Dolnym Śląsku, w Małopolsce i w województwie świętokrzyskim. Jednym z oskarżonych jest Zdzisław Ł., uznawany za egzekutora grupy. Jest oskarżony o zabójstwa i usiłowanie zabójstw. To on, nim trafił za kratki, miał podobno wykonać wyrok wydany na jednego ze świadków koronnych. Krakowiak konsekwentnie wszystkiego się wypiera.
– Żadnego przestępstwa nie popełniłem, nie miałem żadnej grupy zbrojnej! Wszystko zostało spreparowane przez policję i prokuraturę. Ja byłem taksówkarzem w Będzinie – zeznawał Janusz T. – Po aresztowaniu byłem bity i torturowany. Chcieli mnie zmusić do współpracy.
To nie jedyne tego typu przypadki. Prokurator z Katowic postawił zarzut zabójstwa Markowi Z., który 29 lutego 2004 roku w dyskotece „Wyższy wymiar” ugodził nożem w serce amerykańskiego studenta. Niedługo potem jego i jego rodzinę musiała chronić policja. Podobno przyjaciele przestępcy, szalikowcy z GKS Katowice, mieli wyznaczyć 10 tys. zł nagrody za głowę prokuratora.
Kiedy ta sprawa wypłynęła na jaw, prokurator Tomasz Tadla, rzecznik katowickiej Prokuratury Okręgowej, mówił: – Przejęliśmy śledztwo w sprawie zabójstwa. Potwierdzam, że jeden z prokuratorów nie prowadzi już tej sprawy i że został objęty ochroną. Nic więcej nie mogę powiedzieć, bo tu chodzi o ludzkie bezpieczeństwo.
Zadźgany nożem przez Marka Z. Omar studiował w Katowicach medycynę. Przyjechał do Polski ze Stanów Zjednoczonych. Tuż po feriach poszedł wraz z przyjaciółmi do dyskoteki. Tam doszło do sprzeczki pomiędzy nim a Markiem Z., który wyjął nóż i śmiertelnie ugodził nim studenta.
Podobne historie miały miejsce także w Opolu. Gdy przed sądem toczył się proces gangu Pinezy, oskarżający go prok. Sławomir Wojciechowski przez jakiś czas chodził z policyjną ochroną osobistą. Plotka głosi, że pod szczególną opieką byli też prokuratorzy prowadzący śledztwo przeciwko skorumpowanym SLD-owskim włodarzom Opola. Gdy prok. Beata Kozicka miała poważny wypadek samochodowy, całkiem poważnie zastanawiano się, czy nie był to zamach.


Gang Garłacza

Gwałt – ten w potocznym rozumieniu – pojawia się w wielu aktach oskarżenia przeciwko członkom zorganizowanych grup przestępczych. Najbardziej brutalnym gangiem gwałcicieli była banda Dariusza N., Garłacza, która działała w okolicach Brzegu na Opolszczyźnie.
Istnienie szajki porywającej i wykorzystującej seksualnie kobiety wyszło na jaw wiosną 1999 roku, kiedy na komisariacie zjawiła się zmaltretowana 45-letnia kobieta. Opowiedziała, że została porwana, wywieziona do domku w pobliskim Skarbimierzu, gdzie podawano jej alkohol i narkotyki, a potem wielokrotnie zgwałcono. Ruszyło śledztwo, które wykazało, że grupka gwałcicieli (złożona między innymi z synów szanowanych i ustosunkowanych obywateli) od pewnego czasu urządza sobie na dyskotekach i w nocnych klubach prawdziwe polowania na dziewczęta. Zeznania obciążające 11 oskarżonych złożyły cztery ofiary w wieku 16-45 lat, ale wiadomo, że wykorzystanych kobiet było więcej. Uważany za herszta Garłacz uciekł, ale wysłano za nim list gończy i złapano go w hotelu w Bełchatowie. Opolski Sąd Okręgowy skazał go na 11 lat więzienia.


Przypadek Goławskiego

Policjanci, prokuratorzy i sędziowie prowadzący sprawy dużego kalibru nie mogą czuć się bezpieczni. Przykładem jest sprawa prokuratora Leszka Goławskiego z Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. Kilka tygodni temu po prostu zniknął. Nie ma go ani w pracy, ani w miejscu zamieszkania. Nie odbiera telefonów. Nieoficjalnie wiadomo, że został objęty ochroną. Musi się ukrywać, bo wydano na niego wyrok. Dlaczego?
Goławski to jeden z najlepszych śląskich prokuratorów. Prowadził wiele śledztw najcięższego kalibru, w tym przeciwko największym zorganizowanym grupom przestępczym. Jednym z nich była sprawa grupy „młodych wilków” – odpowiadających przed katowickim Sądem Okręgowym m.in. za zabójstwo konwojentów w Sosnowcu-Zagórzu. Na ławie oskarżonych zasiada 17 osób. To właśnie jedna z nich miała wydać na Goławskiego wyrok śmierci.
25 kwietnia 2002 roku trzej młodzi mężczyźni ostrzelali furgonetkę przewożącą pieniądze jednej z sosnowieckich spółdzielni mieszkaniowych. Od pocisków zginęło dwóch konwojentów firmy „Perfekcja”. Nawet nie zdążyli wysiąść z auta. Jeden z przestępców strzelał z broni maszynowej, dwaj pozostali – z krótkiej. Wcześniej zażywali narkotyki. Ukradli 60 tys. zł, ale liczyli na 450 tys.
Byli członkami grupy działającej od października 2000 roku do sierpnia 2002 roku. W tym czasie dopuścili się kilkunastu napadów rabunkowych na listonoszy, konwojentów, małe agencje bankowe i hurtownie. Najbrutalniejsze było zabójstwo w Zagórzu. Najokrutniejszy z trójki zabójców – Damian S., zginął krótko po napadzie w Sosnowcu, gdy podkładał bombę pod samochód. Źle obliczył czas wybuchu i wyleciał w powietrze (25 sierpnia 2002 r. w Dąbrowie Górniczej). Drugi morderca, Kamil G., zasiądzie na ławie oskarżonych – podobno to on „poluje” na prokuratora Goławskiego. Trzeci, Sebastian Stój, jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym.
Członkowie grupy w chwili popełniania przestępstw nie mieli jeszcze 30 lat. Większość z nich pochodziła z dobrych domów, mieli co najmniej średnie wykształcenie. Była wśród nich studentka i nauczyciel wychowania fizycznego. Znali się ze szkoły, osiedla, siłowni. Kamilowi G. grozi dożywocie, dwunastu innym osobom za napady z bronią w ręku do 15 lat pozbawienia wolności.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Abecadło śląskiej mafii: G — jak gwałt - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto