MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

"Wnuczek" pójdzie siedzieć

Aldona Minorczyk-Cichy
Marek Nycz
Marek Nycz
Policjanci są pewni: to on podszywając się pod "wnuczka" oszukał kilkaset starszych osób w Polsce, Belgii, Niemczech i Holandii. - Ja nic złego nie zrobiłem - zaprzecza Robert D. I to jedyne, co mówi.

Policjanci są pewni: to on podszywając się pod "wnuczka" oszukał kilkaset starszych osób w Polsce, Belgii, Niemczech i Holandii. - Ja nic złego nie zrobiłem - zaprzecza Robert D. I to jedyne, co mówi. Jakoś nie znalazł wspólnego języka z policjantami i prokuratorami. Czy pobyt w areszcie rozwiąże mu język?

Romskie korzenie

Robert D. wychował się w Stanach Zjednoczonych. Gdy zmarł ojciec, przyjechał do Polski, bo tutaj akurat przebywała jego matka. Ale nie zamieszkał tu na stałe. Przemieszczał się po całej Europie.

- To dość oryginalna rodzina o romskich korzeniach. Jej członkowie są porozrzucani po całym świecie. Nigdzie nie potrafią długo zagrzać miejsca - opowiada oficer policji z zespołu poszukiwań celowych w śląskim garnizonie.

Jakiś czas temu Robert D. osiedlił się w Belgii. Praca fizyczna mu nie odpowiadała, więc wybrał inny sposób na życie i łatwiejszy zarobek. Dzwonił do starszych ludzi, zyskiwał ich zaufanie podając się za członka rodziny. Mówił, że może okazyjnie kupić samochód, ale właśnie zabrakło mu gotówki. Prosił o pożyczkę. Twierdził, że szybko odda. Po pieniądze posyłał znajomego. Podawał się za "wnuczka", "kuzyna" lub innego członka rodziny. Wyłudzał ogromne kwoty. Był niezwykle czarujący i przekonywający.

- Policja wpadła na jego trop. Został ujęty i postawiony przed sądem. Wpłacił 15 tys. euro poręczenia i wyszedł na wolność. Tyle go widzieli. Skazano go zaocznie na 4 lata - opowiada oficer policji.

Troskliwy ojciec

Mimo wpadki w Belgii D. nie zraził się do łatwego sposobu zarobkowania. Kolejni oszukani to Niemcy, Czesi i Polacy. W tym sporo osób ze Śląska. Teraz jeszcze nie wiadomo, kiedy i w jakich miejscach tych krajów Robert przebywał. Na utrzymaniu miał konkubinę i syna, dzisiaj już 10-letniego. Chłopczyk na świat przyszedł, gdy D. miał zaledwie 15 lat! Ojciec bardzo dba o jego edukację, szczególnie zaś o znajomość języków obcych. Bo D. to poliglota - dobrze mówi po polsku, angielsku, niemiecku i czesku. Czy także w innych językach? W czasie rozmowy potrafi płynnie przechodzić z języka na język.

- Podczas przeszukania znaleźliśmy zeszyty i książki do nauki angielskiego. Widać było, że matka i ojciec wbijają chłopcu do głowy obce słówka - relacjonuje oficer policji.

Policjanci sprawdzają powiązania D. i jego przyszłość. On sam twierdzi, że jego ojciec był dyplomatą. Czy to prawda? Pokaże to śledztwo. A jest ono międzynarodowe. Lada dzień do Polski przyjadą czescy prokuratorzy. W ich kraju Robert zdążył narozrabiać. Oszukiwał staruszków tak jak w Belgii - schemat działań za każdym razem był identyczny. Wykorzystywał go także w Niemczech i w Polsce. Czy dochodzenia zostaną połączone w jedno? Czy też będzie osobno sądzony w każdym z tych krajów? Nie wiadomo.

Zaskoczony w Toruniu

Zatrzymany został kilka tygodni temu w Toruniu. Policjanci nie chcą zdradzić technik operacyjnych i sposobu, w jaki go namierzyli. To tajemnica.

- Mieszkał u znajomej. Nie był tam zameldowany. Kiedy weszliśmy do mieszkania, był całkowicie zaskoczony. Widocznie naoglądał się amerykańskich filmów, bo na nasz widok położył się na ziemi i zażądał obecności ambasadora amerykańskiego. Podkreślał, że jego ojciec był dyplomatą, pokazał zagraniczny paszport. Był bardzo grzeczny i oczywiście twierdził, że nic nie zrobił - opowiada oficer policji.

W mieszkaniu policjanci znaleźli kilkanaście telefonów komórkowych i kart SIM. Spytany po co mu takie ilości sprzętu, odpowiedział: - Bo lubię i zbieram. Deklarował współpracę. Ale były to puste słowa.

Do aresztu trafił na podstawie międzynarodowego listu gończego wydanego przez belgijski wymiar sprawiedliwości. D. ma do odsiadki 4 lata. Udawał, że nic nie wie o wyroku, ani o tym, że był poszukiwany. Teoretycznie powinien zostać wydany Belgom. Prosił jednak, by mógł karę odsiedzieć w Polsce.

- Nie chcę stracić kontaktu z rodziną - tłumaczył.

Wcześniej w Polsce jego nazwisko przewijało się w sprawie dotyczącej narkotyków. Niczego D. nie udowodniono.

Rodzinna tradycja?

W Polsce ma konkubinę (wedle tradycji romskiej - żonę) i syna. Ma też matkę - z nią jednak będzie miał utrudniony kontakt, bo została zatrzymana i osadzona w areszcie za... oszustwa. Niemal identyczne jak te, których dopuszczał się syn. Czy pracowali razem, czy też każde z nich na własny rachunek? Jeszcze nie wiadomo. To wykaże śledztwo.

Za kratki trafili także wspólnicy D., w tym ci z Czech. Zostali zatrzymani w tym samym czasie. Grupa, której przywódcą zdaniem policjantów był bez wątpienia Robert, działała w sposób świetnie zorganizowany. Członkowie mieli w akcji do odegrania ściśle ustalone role. Każdy jego krok był kontrolowany przez D. Do ostatniego etapu, czyli odebrania pieniędzy u oszukanego staruszka w domu, wynajmowano czasami zwerbowaną np. na dyskotece dziewczynę o słowiańskich rysach. Chodziło o to, by wzbudziła w ofierze zaufanie. Często nie wiedziała, że bierze udział w oszustwie i przez to była wiarygodniejsza. Po prostu wyświadczała usługę miłemu znajomemu.

Rozpacz oszukanych

D. sprawdzał swoich ludzi. Po odebraniu pieniędzy dzwonił do ofiary. Pytał, czy "kolega" był i ile pieniędzy dostał. Przy okazji oczywiście serdecznie dziękował za pożyczkę. Trzon grupy stanowiło pięć osób. One zmieniały się. D. stał na czele. Rządził, zlecał, kontrolował, nawiązywał kontakty i rozdzielał wyłudzone pieniądze.

Kim są oszukani przez D. i jego grupę? Ilu ich jest? Ile pieniędzy stracili? Tego do końca nie wiadomo. I pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Na pewno oszukano co najmniej kilkaset osób. Czy jedynym sposobem działania grupy było podszywanie się pod "wnuczka"? Też nie wiadomo.

Wiele ofiar tej lub innych grup działających na podobnej zasadzie, nigdy nie zgłosiło przestępstwa organom ścigania. Nie powiedzieli o tym nawet najbliższym. Dlaczego? Ze wstydu, strachu, obawy przed zemstą. A są to osoby leciwe, schorowane, przeważnie samotne. Oddały oszustom pieniądze przeznaczone na godny pochówek, zabezpieczenie na przypadek ciężkiej choroby. Słowem, często oszczędności całego życia.

Tak było w przypadku Magdaleny D. z Czeladzi. - Przyszedł do mnie miły mężczyzna i zapytał, czy był doktor X. Stwierdziłam, że nie znam nikogo takiego. Spytał, czy mógłby w takim razie zostawić u mnie dla niego cenne nici chirurgiczne. Zgodziłam się. Jakiś czas potem zadzwonił rzekomy lekarz. Stwierdził, że nie może przyjechać, ale ma serdeczną prośbę. Prosił o wypłacenie znajomemu 4 tys. złotych za nici, które odda, jak tylko znajdzie chwilkę, by je ode mnie odebrać. I ja głupia dałam się na to nabrać. Był taki miły. Ale nigdy się nie pojawił. Nici mam do dzisiaj - opowiada Magdalena D. Opowiedziała o tym tylko mężowi. Dzieci i wnuki o niczym nie wiedzą. - Ze wstydu bym się spaliła, gdyby dowiedzieli się, jaka jestem naiwna.

Uwaga - są już naśladowcy!

Policjanci ostrzegają, że oszust znalazł wielu naśladowców. Dlatego nadal proszą o zachowanie ostrożności i informowanie o podejrzanych osób proszących o pożyczkę. Jakiś czas temu zatrzymano oszusta o pseudonimie "Respirator". Działał podobnie - obserwował starsze osoby, poznawał ich zwyczaje. Następnie przychodził do nich i podając się za lekarza twierdził, że ich bliski krewny uległ wypadkowi. Wyłudzał pieniądze pod pretekstem zakupu drogich leków lub sprzętu ratującego życie. Inni oszuści podają się za pracowników opieki społecznej.

Do Barbary Z. przyszły dwie kobiety. Przedstawiły się jako pracownice MOPS-u. Powiedziały, że mają dla niej pieniądze - sto złotych zasiłku. Miały przy sobie banknot 200-złotowy. Poprosiły staruszkę o wydanie reszty. Babcia rozmieniając banknot nieświadomie pokazała oszustkom, gdzie przechowuje pieniądze. Jedna z rzekomych pracownic opieki poprosiła o szklankę wody. Poszła z kobietą do kuchni, a w tym czasie druga skradła jej oszczędności.

A to, że można nie dać się oszustom, udowodnił mieszkaniec Sosnowca. Kiedy kilka miesięcy temu przyszły do niego dwie kobiety podające się za reprezentantki pewnego polsko-niemieckiego stowarzyszenia i chciały go okraść, obronił się. Jedną z nich zamknął w komórce i powiadomił o najściu na mieszkanie policję. Kobieta w zamknięciu zjadła... fałszywy identyfikator. Jej wspólniczkę, której udało się uciec z mieszkania zaradnego staruszka, zatrzymano na dworcu kolejowym.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Wnuczek" pójdzie siedzieć - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto