Rozmowa z WOJCIECHEM SZCZAWIŃSKIM – dziennikarzem, autorem książki „Warto mimo wszystko”
Dziennik Zachodni: Jak długo znał pan Annę Dymną, zanim postanowił napisać o niej książkę?
WOJCIECH SZCZAWIŃSKI: Osobiście wcale Anny nie znałem, szalenie interesowały mnie natomiast motywy jej działania, przede wszystkim charytatywnego. Można powiedzieć, że pomysł na ten wywiad rzekę zrodził się z podejrzliwości.
DZ: No wie pan?!
WS: Ania pod koniec jednej z naszych ostatnich rozmów powiedziała, że dręczenie niewinnej kobiety to dla mnie tlen i pasja... Myślę, że nie ja jeden zadawałem sobie to brutalne pytanie. Dlaczego sławna i - powiedzmy szczerze, bo ona tego nie ukrywa - starzejąca się aktorka rzuca się w wir pracy społecznej? Czy nie jest to asekuracja przed śmiercią publiczną, więdnącym zainteresowaniem mediów i brakiem ofert ciekawych ról.
DZ: I co, tak pan sobie zadzwonił do nieznajomej i zapytał, po co ona to robi?
WS: Mniej więcej tak, ale Anna Dymna nie zgodziła się na współpracę. Powiedziała, że musi działać, a nie gadać ciągle o tym samym. Grzeczna była, lecz stanowcza. Potem nastąpił okres naszej, wyłącznie przyjacielskiej, korespondencji mailowej. O książce mowy w niej nie było. Właściwie machnąłem już ręką na ten projekt. Wymieniliśmy około 300 listów. W końcu Ania zadzwoniła i powiedziała, że chce, abym zrobił z nią książkę. Powodów tej decyzji nie znam do dzisiaj, ale kto zrozumie kobiety... Na kobietach nie znam się w ogóle.
DZ: Skąd wiedziała, że to będzie mordercza spowiedź, a nie laurka, na którą zresztą zasłużyła.
WS: Zasłużyła?! W tamtym czasie wcale tak nie uważałem. Uprzedziłem, że będę stawiał pytania nie zawsze dla aktorki wygodne. Postanowiła zaryzykować i nigdy umowy nie zerwała. Nawet autoryzując gotowy tekst, wprowadziła tylko merytoryczne poprawki.
DZ: Myślę, że wiedziała, co robi. W jednym z rozdziałów książki mówi przecież, że sukces jej telewizyjnych rozmów z osobami bardzo chorymi wziął się stąd, że zadaje im pytania, jakich inni się boją lub wstydzą.
WS: Działam podobnie, wiem jednak, gdzie przebiega granica cudzej intymności. Nie zmienia to faktu, że kilka naszych rozmów zakończyło się płaczem Ani. Jeden z recenzentów napisał, że mój ton w książce bywa impertynencki, ale ta dociekliwość pozwoliła pokazać Annę Dymną nie jako współczesną świętą, tylko jako osobę prawdziwą, konkretną, działającą z autentycznej potrzeby serca.
DZ: Wasze rozmowy toczyły się w różnych miejscach i okolicznościach. Jak długo trwały?
WS: Ponad rok.
DZ: Przymierza się pan do obalenia kolejnego mitu?
WS: Przymierzać się można zawsze, tylko nie zawsze zamiary się spełniają. Jako agnostyk, chciałbym porozmawiać z jakimś duchownym o głębi przesłania Chrystusowego. Ze znalezieniem mądrego i wystarczająco odważnego partnera do takiej rozmowy mam jednak spore problemy. Wiadomo - Kościół to dogmaty.
DZ: Jak by pan dziś scharakteryzował Annę Dymną?
WS: Jest normalną kobietą, o niezwykłej osobowości i równie wyjątkowym sposobie postrzegania rzeczywistości. Za uczciwość Dymnej jestem w stanie podłożyć łeb pod topór.
DZ: I rzeczywiście rewelacyjnie gotuje?
WS: Każdemu dziennikarzowi życzę, żeby spotkał rozmówcę z takim talentem kulinarnym! Kuchnia Dymnej (zwana "kuchnią dymną") jest rewelacyjna.
Warto zanurzyć się w tę książkę, choć jej nieco egzaltowany tytuł - "Warto mimo wszystko" - nie oddaje charakteru i temperatury dialogu, jaki toczą Anna Dymna i Wojciech Szczawiński. Ale uwaga: nie polecamy lektury szybkiej i powierzchownej, bo to nie jest pozycja do wakacyjnego zapchania czasu. Warto czytać ją powoli, obok powszechnie znanych faktów z życia i działalności Anny Dymnej znajdziemy tu bowiem sporo wspomnień, wydobytych przez aktorkę (nie bez prowokacji autora) spod kurzu niepamięci, w którą wpadły z różnych zresztą przyczyn. Jeszcze bardziej fascynujące są jednak osobiste komentarze, jakimi Anna Dymna opatruje wydarzenia ze swojego życia. Nie ma w nich nachalnego pouczania maluczkich, ale kto mądry, ten z nich na pewno skorzysta. Choćby z opowieści o czarnych stronach popularności, których (czarnych stron) żaden narcyz nie wytrzyma. Myli się bowiem ten, kto sądzi, że Annę Dymną otaczają sami życzliwi ludzie; doznała od niewielbicieli wielu upokorzeń, a nawet obelg.
Uczyć się można i z jej bolesnych wspomnień czasów, gdy aktorka - powalona przez śmierć męża, pożar domu i wypadek samochodowy - żeglowała w stronę całkowitej rozpaczy. I nie wiadomo, dokąd by dopłynęła, gdyby nie skonfrontowała swojego nieszczęścia ze szczęściem dziewcząt bez rąk lub nóg, ćwiczących z nią w tym samym sanatoryjnym basenie. Tak toczy się ta książka; od konkretnych sytuacji do tajemnic pełnego odczuwania życia.
Jak wyprać kurtkę puchową?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?