Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

[ATENY 2004] Pierścionek i koniczynka

Andrzej Grygierczyk
fot. LC
fot. LC
Korespondencja własna z Aten Moją koleżankę, Kasię, wyrzucono z pracy, bo oglądała w telewizji wyścig z moim udziałem. Była wychowawczynią na koloniach, akurat trwała kolacja, wyścig trwał dwie minuty...

Korespondencja własna z Aten

Moją koleżankę, Kasię, wyrzucono z pracy, bo oglądała w telewizji wyścig z moim udziałem. Była wychowawczynią na koloniach, akurat trwała kolacja, wyścig trwał dwie minuty... – Otylia Jędrzejczak rozpoczęła wczorajsze spotkanie z dziennikarzami w wiosce olimpijskiej od przykrego dla niej akcentu.

Koledzy po piórze od razu zaczęli się dopytywać: kto, gdzie, z kim, chcąc uratować posadę koleżanki, lub przynajmniej „dokopać” na łamach szefowi takiej placówki. Przecież nie oglądać w akcji gwiazdy polskiego sportu, zawodniczki, która zdobywając trzy medale na jednych igrzyskach wyrównała rekord należący od 40 lat do Ireny Szewińskiego (IO w Tokio) to swego rodzaju nietakt.


A tata powiedział

– Czy mam świadomość, że przechodzę do historii? Na pewno nie w tej chwili, może taka myśl pojawi się za jakiś czas. Na razie cieszę się, że ta ciężka praca, która wykonałam przed igrzyskami miała sens. Że rodzice w swoim postanowieniu, bym uprawiała pływanie – po to, by walczyć z dziecięcą wadą kręgosłupa – byli bardzo konsekwentni. Że tata kazał mi robić „brzuszki”, pompki i skakać przez skakankę, kiedy sam patrzył na film. To właśnie mi teraz przelatuje przed oczami. To dzięki temu siedzę teraz przed państwem, jako potrójna medalistka igrzysk. A rodzice i tak by mnie kochali, bez tych krążków.

Otylia była wczoraj wyraźnie odprężona, zadowolona, pełna chęci do rozmów. Godziny, jakie minęły od zdobycia złotego medalu, były bardzo krótkie.

– Późno poszłam spać, bo niemal bez przerwy z kimś rozmawiałam przez telefon, a już o szóstej się obudziłam. Przytuliłam się do swojej maskotki i znów rozmawiałam przez telefon z jedną z koleżanek. Potem śniadanie, no i przyszłam do was. I już teraz cieszę się na to, że mogę swobodnie pójść na zakupy, że po miesiącach walki z własną wagą najpierw pójdę do McDonalda, a potem na pizzę, że mogę sobie pójść kupić jakieś ciuchy i wybrać się na Akropol.

Pływaczka spoważniała, kiedy przypomniano jej deklarację wygłoszoną niedługo po zdobyciu złotego medalu, a odnoszącą się do wystawienia go na licytację z myślą o dzieciach chorych na białaczkę.


Skąd ja wezmę tyle pieniędzy?

– Nic się od wczoraj nie zmieniło, co by się miało zmienić? Wszystko podtrzymuję, a jak sądzę, tę licytację można byłoby przeprowadzić na przełomie listopada i grudnia. Tylko trener Paweł Słomiński złapał się za głowę, pytając mnie, skąd on weźmie tyle pieniędzy, by ten medal wykupić?!

Książkę „Oskar i pani Róża”, która wpłynęła na decyzję pływaczki, otrzymała od swojej pani psycholog. Trudno w tym miejscu ze szczegółami opowiadać jej treść, warto jednak wspomnieć, że ma ona charakter głębokiego i poruszającego listu 10-letniego, chorego na białaczkę chłopca, Oskara właśnie, skierowanego do Pana Boga. Książkę tę wielu recenzentów porównywało do legendarnego „Małego księcia” Antoine’a Saint Exupery’ego.

Jeśli chodzi o inne, zabrane przez Otylię do Aten lektury, to niebagatelną rolę odegrała także autobiografia amerykańskiego kolarza, Lance’a Armstronga.

– Kiedy już wydawało mi się, że na treningu nie dam rady, że wyjdę natychmiast z wody, wtedy przypominały mi się słowa Armstronga: jeszcze tylko pod tę górę, jeszcze w górę, i w górę.


Ona kraulem, ja delfinem

Otylia Jędrzejczak najwyraźniej chce się podzielić swoim sukcesem. Przede wszystkim z trenerem Słomińskim, z Polskim Związkiem Pływackim, a także z Pauliną Barzycką, wierną towarzyszką jej treningowej harówki. Bywało tak, że Paulina płynęła kraulem, a Otylia za nią delfinem.

– Najpiękniejszy moment nastąpił jednak tuż przed moim finałem na 200 metrów. Otóż swego czasu byliśmy w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie obdarowano nas – na szczęście oczywiście – czterolistnymi koniczynkami. Ta, którą otrzymała Paulina podobała mi się bardziej, niż ta, która trafiła do mnie. No i Paulina podarowała mi tę swoją koniczynkę. Ja odwzajemniłam się jej swoim ulubionym pierścionkiem.

Padło również pytanie o pieniądze. Otylia dużo ich zarobiła na tych igrzyskach. Wystarczy przypomnieć, że nagroda za złoty medal to 120 tysięcy złotych i samochód fiat stilo, a za medal srebrny 80 tysięcy.

– Nie wydaję zarobionych pieniędzy, po prostu je odkładam. Pływaczką, sportowcem jestem teraz, ale życie przecież ma to do siebie, że płata niespodzianki. Dlatego wolę się zabezpieczać. A samochód? Jeżdżę nissanem primerą. I nie zastanawiałam się, czy przesiądę się do fiata czy też nie.
Potrójna medalistka igrzysk już cieszy się na powrót do swojego rodzinnego domu i do rodzinnego miasta – Rudy Śląskiej.

– Wiem, że wszyscy tam bardzo przeżywali moje występy. Podobno wystawiono telebimy, na których można było oglądać wyścigi z moim udziałem. Pewnie sprawiłam wszystkim dużo radości.

To zresztą wiadomość z rzędu oczywistych. Dlatego też ciekawe, co też władze Rudy Śląskiej wymyślą tym razem. Po zdobyciu przez nią tytułu mistrzyni świata, przyjęto ją tam przecież z honorami godnymi królowej angielskiej. Ale trzy olimpijskie medale, wejście do panteonu największych gwiazd w historii polskiego sportu to przecież dużo więcej niż zdobycze na mistrzostwach świata.

Otylia wraca do kraju już w niedzielę, z Aten wylatuje wcześnie rano...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto