Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Buszujący w Bollywood

Agnieszka Kropielnicka
Jakub Duszyński. / FOT. MACIEJ JEZIOREK
Jakub Duszyński. / FOT. MACIEJ JEZIOREK
To on zaraził nas bollywoodzką manią. Jakub Duszyński, dyrektor artystyczny Gutek Film, opowiada o swojej fascynacji największą fabryką filmową na świecie. Jesteś niczym myśliwy w filmowym raju.

To on zaraził nas bollywoodzką manią. Jakub Duszyński, dyrektor artystyczny Gutek Film, opowiada o swojej fascynacji największą fabryką filmową na świecie.

Jesteś niczym myśliwy w filmowym raju. Raz polujesz w Bombaju i Tokio, chwila w domu, i znów: Hongkong, Cannes, Singapur... Nie męczy Cię takie życie?

Ja to uwielbiam! Jeżdżąc po najdziwniejszych krajach, po festiwalach i targach, mam możliwość obcować z filmowymi obrazami w ich dziewiczej wersji. A jestem szczególnie wrażliwy na urok i rozkosze pierwszego razu. Na filmy nietknięte, świeże, cudowne, jak nieznany gatunek zwierząt w dżungli, której nie dotknęła ludzka stopa. Zanurzam się w kinowym fotelu, gasną lampy, cisza, ciemność... Najprzyjemniej jest wtedy, kiedy nagle, niespodziewanie, w mojej głowie zapala się zielone światełko. Wtedy wiem już, że zostałem uwiedziony.

Opowiadasz o tym jak szaleniec, a przecież dystrybucja filmów to biznes, w którym ryzykuje się ogromne pieniądze.

To zawód magiczny! Oczywiście w pewnym momencie zaczyna się zimna kalkulacja: pieniądze, negocjacje, przeszkody. Ale ja nawet tę niemagiczną część mojej profesji ogromnie lubię. Jednak zielone światełko jest z niczym nieporównywalne. To intuicja w czystej postaci. Nie chcę wyjść na jakiegoś szaleńca, ale ta metoda naprawdę działa.

Twoja najnowsza zdobycz z Bollywood, "Nigdy nie mów żegnaj", właśnie ukazała się na DVD i już bije rekordy popularności. Ściągając indyjskie superprodukcje, wywołałeś w Polsce prawdziwą bollymanię. Masz coś na swoją obronę?

Jak to, na obronę? Przecież te filmy są niezwykłe! Kiedy pierwszy raz zobaczyłem "Czasem słońce, czasem deszcz", pomyślałem: Boże, przecież ten film jest jak piękny, wielki, kolorowy motyl! Trzeba zapolować na niego, delikatnie chwycić, zabrać do Polski i pokazać ludziom. Decyzję podjąłem instynktownie, od razu zacząłem rozmowy z producentami, chociaż nikt w naszym kraju nie odważył się pokazać w kinie bollywoodzkiej produkcji. %07Ta twórczość jest charakterystyczna, więc ryzyko było duże.

Charakterystyczna to mało powiedziane. Jest irytująca.

Nie krytykuj pochopnie indyjskiego kina, po prostu rozszerz o nie swój horyzont. Przyjrzyj się z bliska, spróbuj zrozumieć, wreszcie - podziwiaj. Oni robią prawie tysiąc filmów rocznie. To nie tylko wielki biznes, to wspaniała filmowa iluzja. Nie ma tam żadnych efektów specjalnych. Myślisz, że te wszystkie skomplikowane układy taneczne to jakieś triki? Nie, aktorzy tańczą naprawdę, ćwiczą jak w balecie, pot się z nich leje. To ciężka, niemal górnicza praca, a mimo wszystko potrafią się nią doskonale bawić.

I doskonale zarabiać. To pewnie też miłe.

Oczywiście że tak, ale jakoś ich to nie psuje. Kiedyś myślałem, że hinduska supergwiazda, czyli ktoś, kto nie dość że zarabia miliony, to jeszcze ma status prawdziwego bóstwa, musi być rozpuszczona i nieprzyjemna. Ale któregoś dnia gościłem u Hrithika Roshana, jednego z największych aktorskich idoli. Byłem dla niego nikim, a on nie tylko zgodził się mnie przyjąć, ale traktował z wielką, szczerą i ujmującą uprzejmością. To jest po prostu fajny i mądry człowiek.

Jak mieszka ktoś taki?

Zdziwisz się. Dom Hrithika wygląda jak średniej jakości warszawska willa. Tyle tylko, że roi się tam od służby. W ciągu 45 minut naliczyłem z 15 służących. A Hrithik, słynący z charyzmy, wie, jak zrobić boskie wejście. Zjawił się po dłuższej chwili, otwierając duże dwuskrzydłowe drzwi. Miał dżinsy, czerwony tiszert i był bosy, więc wszedł bezszelestnie. Był ucieleśnieniem swobody. Zaskoczyła mnie jego skromność i umiejętność słuchania.

Kiedy jednak światełko wskazało Ci pierwszy bollywoodzki film, bałeś się, że w razie niepowodzenia narazisz ambitną markę Gutek Film na śmieszność?

Tak. Ściągamy często filmy komercyjne, ale nigdy wcześniej blisko czterogodzinne... Nasz widz nie był wtedy do tego przygotowany. Więc razem z moją przyjaciółką i wspólniczką Beatą, na co dzień dyrektor finansową Gutek Film, zaryzykowaliśmy i złożyliśmy się na firmę Blink - projekt, który początkowo miał dotyczyć tego jednego filmu. A jednak wyszło! Po utworzeniu strony

bollywood.pl

szybko okazało się, że wywołaliśmy prawdziwą manię. Na stronie spotyka się dziś ok. 10 tys. fanów.

Podobno spotykają się nie tylko w sieci, ale też w realu.

Co miesiąc, czasem co dwa tygodnie, w różnych miastach Polski odbywają się imprezy, na których szaleństwo trwa do rana! Ludzie z całej Polski, przebrani za bollywoodzkich bohaterów, sypią jak z rękawa kwestiami z filmów, z pasją ćwiczą grupowe sceny tańca, który jest podstawowym elementem hinduskiego kina popularnego. Mało tego, ci zapaleńcy zwracają się do siebie imionami swoich ulubionych bohaterów. Można tam spotkać Anjali, Asokę, są Annyian, Veer i Zaara. Dwa tygodnie temu, na kinowej premierze "Nigdy nie mów żegnaj", było podobnie. Aż iskrzyło się tam od wielobarwnych sari i kropek bindi na czołach pań. Nawet mężczyźni włożyli jaskrawe jedwabne koszule.

Dzieło może zachwycić, ale żeby od razu chcieć się w nie zamienić?

Kiedy byłem mały, zbierałem figurki z "Gwiezdnych wojen", a potem chowałem się z nimi pod kanapą i bawiłem godzinami. I nikt mnie za to nie krytykował. Człowiek po obejrzeniu filmu, który mu się podoba, dąży do tego, żeby zachować ów magiczny nastrój. Myślę, że podobnie jest z fanami Bollywoodu. Może oni po prostu cudownie się bawią, może to tęsknota za bezwstydną emocjonalnością, a może powrót do czasów szczęśliwego dzieciństwa? Ta chęć jak najdłuższego kontaktu z ulubionym dziełem to chyba coś, co łączy wszystkich ludzi, którzy lubią być uwodzeni przez filmowy obraz. A dzieła różnego rodzaju, niekoniecznie ambitne i niszowe, ale także komercyjne- hollywoodzkie i bollywoodzkie- mogą sprawić przyjemność bardzo wielu osobom. Ja się cieszę, kiedy udaje mi się przewidzieć, że coś wywoła wielki odzew.

To jest trochę jak sensus communis Immanuela Kanta. Wspólny gust.

Tak. Ten wspólny gust istnieje naprawdę, potwierdzają to nasze wybory. A najśmieszniejsze jest to, że ilekroć nie posłucham mojego światełka, to zawsze zostaję ukarany. Jakiś malutki film z Filipin czy skądś, który odrzucę, mimo że poczułem do niego miętę, dostaje potem nagrody na festiwalach. I odwrotnie, często filmy, które biorę z czystej kalkulacji, bo i tak się zdarza, robią klapę. Światełko wie.

Słuchając Ciebie, ma się wrażenie, że filmową pasję masz w genach.

Może mam ją po rodzicach, którzy uwielbiają kino. Tata, który często wyjeżdżał za granicę, zawsze po powrocie do domu opowiadał mi filmy. Wtedy zachodnie kino i książki były towarem deficytowym. Na "Gwiezdne wojny" czekało się latami. Wśród dzieci o tych cudownych opowieściach krążyły tylko plotki. Kiedyś ojciec opowiedział mi "Poszukiwaczy zaginionej arki". To było niesamowite, jak ta kula goniła Harrisona Forda. Boże! Tak mi się to spodobało, że kazałem ojcu opowiadać po kilka razy kolejne sceny. Najpierw całość, potem cofałem tatę tak, jak cofa się taśmę wideo. I znów, i jeszcze raz. A potem okazało się, że ja też tak potrafię. Kiedy trochę podrosłem i opowiadałem kolegom w podstawówce "Wejście smoka", zatykało ich tak jak mnie przy opowieściach ojca. Opowiadanie filmów było moją pierwszą przygodą z dystrybucją.

Przedstaw swoją najnowszą filmową zdobycz tak, by widzowie od razu ruszyli do kin.

W styczniu pokażemy "Karmel", który odkryłem w Cannes. To libańska produkcja, której akcja rozgrywa się w Bejrucie. Słyszysz: Bejrut, i oczami wyobraźni widzisz bomby, łzy, smutek. Tymczasem bohaterkami filmu są cudowne kobiety, każda z nich ma do opowiedzenia jakąś historię o miłości. To taki libański Almodóvar, tylko w tle widać inny krajobraz i słychać język, z którego melodią nie zdążyliśmy się jeszcze osłuchać…

Jakub Duszyński

Ma 35 lat. Jest dyrektorem artystycznym firmy Gutek Film oraz współwłaścicielem firmy dystrybucyjnej Blink. Z wykształcenia magister prawa. Sprowadził do Polski ponad 150 filmów, m.in. "Amelię", "Pachnidło", "Mulholland Drive" oraz kultowe obrazy Larsa von Triera.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto