MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Cisza nad leśną mogiłą

Teresa Semik
Erwin Mercik widział 62 lata temu, gdzie w Halembie grzebano niemieckich żołnierzy. – Zbiorową mogiłę porósł las i trzeba te ciała ekshumować, powiadomić rodziny – uważa.
Erwin Mercik widział 62 lata temu, gdzie w Halembie grzebano niemieckich żołnierzy. – Zbiorową mogiłę porósł las i trzeba te ciała ekshumować, powiadomić rodziny – uważa.
Mogiła, jakich wiele na polskiej ziemi. Bezimienna, bez krzyża, porosła już lasem. Erwinowi Mercikowi z Rudy Śląskiej nie daje spokoju od 62 lat. - Leżą jeden na drugim, 120 chłopów.

Mogiła, jakich wiele na polskiej ziemi. Bezimienna, bez krzyża, porosła już lasem. Erwinowi Mercikowi z Rudy Śląskiej nie daje spokoju od 62 lat. - Leżą jeden na drugim, 120 chłopów. W mundurach, w wojskowych płaszczach, z nieśmiertelnikami na piersiach. Ich rodziny nawet o tym nie wiedzą - mówi. Gdy ich grzebano, był brzozowy krzyż, ale ktoś go zabrał, były kwiaty, ale skutecznie postraszono tych, którzy próbowali je tam składać. Od czasu do czasu pali się jednak znicz, bo pamięć przetrwała. I wzgląd na zmarłych.

Mogiła znajduje się tuż za ogrodzeniem kopalni Halemba. W okolicy wszyscy wiedzą, że jest to zbiorowy grób niemieckich żołnierzy, których tu - na granicy Wirka i Halemby - dopadli Rosjanie w nocy z 26 na 27 stycznia 1945 roku i nie odpuścili żadnemu. Ale co z tą wiedzą zrobić, skoro do dziś pozostał strach przed jej ujawnieniem?

Któregoś dnia pani w szkole powiedziała uczniom, żeby odwiedzali mogiły poległych żołnierzy, jeśli takie są w ich stronach, i zapaliły świeczkę. No więc syn Erny Krzysteczko wziął świeczki i poszedł z kolegami do halembskiego lasu. Znali teren, nieraz bywali w tamtej okolicy, bo w pobliżu są bunkry, które w 1939 roku bronić miały polskiej granicy przed Niemcami.

Trzeba powiedzieć rodzinom

- Później przyszła do domu milicja, bo ktoś doniósł, że dzieci były na niemieckim grobie - wspomina pani Erna. - Milicjanci kolejno wszystkich przesłuchiwali: dlaczego dzieci tam poszły, kto im kazał? Na wypytywaniu się skończyło, ale bezpieczniej było więcej o tym grobie nie mówić. Erwin Mercik uważa inaczej. - Trzeba mówić, trzeba tych ludzi stąd zabrać. Powiedzieć rodzinom, że od wojny tu leżą - powtarza. Twierdzi, że jest już ostatnim świadkiem, który widział, jak ich grzebano w zbiorowej mogile. Był wtedy chłopcem. Po nocy spędzonej w piwnicy, 27 stycznia 1945 roku wyszedł z mamą na drogę, bo od kilku godzin nie było słychać żadnych strzałów.

Egzekucja

- Na drodze i w rowie leżały same trupy. Bez rąk, nóg, czasem bez połowy głowy. To wyglądało jak egzekucja - opowiada. - Obok niemieckich żołnierzy leżały pozabijane konie, poprzewracane wozy z żywnością. Oddział szedł z zaopatrzeniem w stronę Rybnika. Rosjanie ich tu dopadli i wszystkich zastrzelili. Niektórzy próbowali uciec do lasu, do bunkrów, ale nie dali rady. Kule były szybsze. Wszystko zostało na wozach, nawet świnie. Siadaliśmy na tych zastrzelonych koniach i darliśmy mięso po kawałku, bo nie było co jeść.

Mercik twierdzi, że niektóre konie były tylko ranne, ale na pewno wśród żołnierzy żaden nie był przy życiu. Dokładnie sprawdzali.

Pamięta ich twarze

- Do dziś widzę ich twarze, to byli młodzi chłopcy - wspomina. - Jednemu z nich zerwałem odznakę przedstawiającą dwa karabiny. To był, po mojemu, strzelec wyborowy. Wiele lat później dałem ją jednemu z Niemiec.

Erna Krzysteczko twierdzi, że byli tacy, co wyciągali papiery tych żołnierzy, żeby potem posłać wiadomość do Niemiec, ale czy tak się stało? Nie wiadomo. Wówczas piętnastoletnia Erna pochylała się nad swoim losem. Zastrzelony został jej

47-letni ojciec, Juliusz Komander. Ich dom stał na samym skraju Halemby, do dziś na frontowej ścianie widać dziury po kulach. Gdy zbliżała się ofensywa radziecka, noce spędzali w piwnicy sąsiadów. Któregoś dnia Niemcy zabrali stamtąd ojca, kazali wracać do domu i napalić w piecu, bo właśnie w ich domu będzie izba opatrunkowa.

Leżał przed domem

- Nie wiemy, co się z nim działo, nie było się kogo spytać - wspomina pani Erna. - Gdy 27 stycznia w południe wyszłyśmy z piwnicy z mamą i starszą siostrą, leżał nieżywy przed domem. Może szedł po rannego, bo mu kazali i kula go trafiła, może wyciągnęli go z domu i rozstrzelali... Zniknęły wszystkie pieniądze i papiery, które miał przy sobie. Był cywilem, nie nosił broni. Pracował w koksowni w Makoszowach.

W kuchni, w kałuży krwi, leżał niemiecki oficer. W trójkę wyniosły jego ciało na podwórko, a potem sąsiad Lorki zabrał go na furę i zawiózł do wspólnej mogiły. Ciała zbierali z drogi wskazani mieszkańcy Halemby, volksdeutsche drugiej grupy, których potem Rosjanie wywieźli na Sybir. Szesnastu innych cywilów Rosjanie wyciągnęli z piwnic i rozstrzelali na miejscu. Dokładnie wiedzieli, kto jest kim. - Tych szesnastu chłopów żony pochowały na cmentarzu. W lesie chowano tylko żołnierzy - dodaje Erna Krzysteczko.

Halemba jest dziś częścią Rudy Śląskiej, ale w czasie wojny była samodzielną polską gminą. Zarówno pani Erna, jak i pan Erwin są zgodni co do tego, że ciała niemieckich żołnierzy składano na drabiniasty wóz, a woźnica nazywał się Lorki. Nikt z jego rodziny nie żyje już w Rudzie Śląskiej. Dzieci biegły za wozem na miejsce pochówku i dlatego Erwin Mercik potrafi dziś wskazać jego miejsce.

Zrobić jakiś pomnik

- Grób był szeroki na trzy metry, długi na dwadzieścia - przypomina. - Dziś już pozostały tylko niewielkie ślady usypanego kopca. Któregoś dnia, jeszcze za komunistów, przyjechał spychacz i równał teren, żeby nie było śladu po tym grobie. Z boku pozostał tylko niewielki zwał ziemi. Nad tym zwałowiskiem Erwin Mercik wetknął w konary drzewa poprzeczną gałąź, by przypominała krzyż.

Erna Krzysteczko uważa, że żołnierzy nie należy ruszać z lasu. - Zrobić jakiś pomnik, mszę świętą odprawić za dusze i niech tam dalej spoczywają - dodaje.

Erwin Mercik uważa inaczej. Jak jeszcze pracował w Bytomskim Zjednoczeniu Robót Górniczych, pojechał do Katowic do Niemieckiej Wspólnoty "Pojednanie i Przyszłość". - Powiedziałem im, że mają tam masowy grób. Obiecali, że przyślą swoich ludzi, że mam czekać na wiadomość. Żaden do dziś nie przyszedł. Grób był wówczas cały, a nie jak teraz - przeorany - mówi Erwin Mercik. O niemieckiej mogile powiedział Jadwidze i Lucjanowi Wodarzom z Chorzowa, którzy z pasją tropią historię regionu i oni przekazali ją dalej, do Fundacji Pamięć w Warszawie.

Planujemy ekshumację

Iza Gruszka z Fundacji Pamięć w Warszawie

Przygotowujemy się do ekshumacji. Na razie sprawdzamy w niemieckich archiwach, czy opis zdarzeń przedstawiony przez świadków zgadza się z zachowanymi dokumentami. Możliwe, że nie ma żadnych śladów na ten temat, co nie wyklucza dalszych badań. Nasze ekipy pracują w terenie od marca do listopada. Wówczas dokonamy wizji lokalnej, by stwierdzić, czy możliwa jest ekshumacja. Jeżeli tak, wystąpimy do władz o stosowne zezwolenia. Ciała przeniesione zostaną na jeden z dwóch cmentarzy żołnierzy niemieckich w Polsce - do Siemianowic Śląskich.

Trudna wolność

Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach prowadzą kilka śledztw w sprawie zbrodni wojennych popełnionych przez żołnierzy Armii Czerwonej wkraczających do śląskich miast w styczniu 1945 roku. Uznali te czyny za zbrodnie przeciwko ludzkości. Zamordowano co najmniej tysiąc cywilów - głównie starców, kobiet i dzieci. Do dziś świadkowie boją się mówić o tych wydarzeniach.

Przyszowice

Rosjanie wkroczyli do Przyszowic - niewielkiej wsi w gminie Gierałtowice - od strony Gliwic. Pomylili kierunki i byli przekonani, że są już na terytorium Niemiec. Tymczasem była to ostatnia polska wieś przed granicą z Niemcami, przyłączona do Macierzy po plebiscycie 1921 roku. Tu mieszkało wielu powstańców śląskich, działaczy narodowościowych. Błąd topograficzny kosztował życie co najmniej 60 osób, w tym kilku więźniów obozu w Auschwitz, którzy uciekli z marszu śmierci. Spłonęło prawie 70 domów i zabudowań gospodarczych.

Gliwice

W ciągu tygodnia wkraczająca do Gliwic Armia Czerwona wymordowała blisko 800 cywilów - z zemsty i w trakcie rabunku. Swoje ofiary uznali za Niemców i nie mieli dla nich litości. W piekarni Paula Scheitza w Gliwicach Sobieszowicach żołnierze radzieccy polecili wypiec chleb. Kilka godzin później przyszła inna grupa Rosjan i zabrała cały wypiek. Tymczasem wrócili zleceniodawcy i uznali, że piekarz ich oszukał, że nie chce wydać chleba. Więc go zastrzelili.

Z rąk Rosjan zginął wiceprezydent Gliwic - Tadeusz Gruszczyński z Sosnowca, który stanął w obronie atakowanej przez żołnierzy kobiety zatrudnionej w polskiej administracji.

Miechowice

W obecnej dzielnicy Bytomia - Miechowicach, żołnierze radzieccy wymordowali ponad 200 osób tylko dlatego, że były narodowości niemieckiej. Wywlekano je z piwnic i rozstrzeliwano. W tym ferworze zemsty zamordowano także kilku przymusowych robotników - Polaków z Działoszyna skierowanych do pracy w kopalni Miechowice. W sposób okrutny potraktowany został ksiądz Jan Joannes Frenzel, który właśnie wypełniał posługę kapłańską, gdy do piwnicy weszli żołnierze radzieccy. Zerwali z niego stułę i poprowadzili do dowódcy. Ciało księdza - z ranami postrzałowymi i ukłuciami bagnetu - odnaleziono w stodole.

Częstochowa

Śledztwo dotyczy bezprawnego pozbawienia wolności w pierwszych miesiącach 1945 roku około 700 mieszkańców Częstochowy. Wywiezieni zostali na roboty przymusowe do byłego Związku Radzieckiego do Mohylewa. Ludzie ci zostali zwerbowani pod pretekstem wyjazdu na akcję odbudowy Warszawy, a następnie pod eskortą NKWD trafili na roboty przymusowe. Ponad 200 osób zmarło podczas pobytu w ZSRR.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto