MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Cybulski - jak grał i czego chciał

Stanisław Janicki
Wprawdzie pisałem już o Zbigniewie Cybulskim – z okazji jego 75 rocznicy urodzin, ale znów nadarza się dobra okazja, żeby go wspomnieć. Tym bardziej, że wraz z upływem lat – co normalne – obrasta on w ...

Wprawdzie pisałem już o Zbigniewie Cybulskim – z okazji jego 75 rocznicy urodzin, ale znów nadarza się dobra okazja, żeby go wspomnieć. Tym bardziej, że wraz z upływem lat – co normalne – obrasta on w legendę, na którą składają się fakty i zmyślenia, opowieści prawdziwe i wręcz fantastyczne. A wypowiedzi przez niego autoryzowanych jak na lekarstwo. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że w roku 1961 rozmawiałem z Cybulskim wiele godzin, podczas kilku spotkań, a rezultatem tych spotkań i rozmów był obszerny fragment książki „Polscy twórcy filmowi o sobie”.

Nie chwaląc się jest to pierwsza publikacja w Polsce, na którą składają się poważne, a nie zdawkowe czy efekciarskie rozmowy m. in. z Jerzym Stawińskim, Andrzejem Wajdą, Andrzejem Munkiem, Jerzym Kawalerowiczem, Jerzym Wójcikiem, Gustawem Holoubkiem, Janem Łomnickim, Andrzejem Markowskim i – Zbigniewem Cybulskim. Ponieważ jest to już dzisiaj „biały kruk” chciałbym kilka krótkich fragmentów przytoczyć.


Odstępstwa od „wspólnego mianownika”

- Od „Pokolenia” poprzez „Koniec nocy” do „Popiołu i diamentu”, a także w „Do widzenia do jutra” grałem postacie, które miały jeden „wspólny mianownik”. Byli to chłopcy z kompleksami, z „garbami”, szalenie unerwieni... Tym wspólnym mianownikiem był bunt przeciwko istniejącym formom życia i niespełnieniu marzeń. „Typ”, który próbowałem stworzyć wynikał z postaci, które grałem. Nigdy nie starałem się narzucać sposobu gry sztucznie. O tym w dyskusji pt. „casus Cybulski, niestety, się nie pamięta.

Tak samo, jak pomija się w dyskusji moje próby znalezienia czegoś innego w „Krzyżu walecznych” i „Niewinnych czarodziejach”. Jako postać należałem do tła, służyłem swoim aktorstwem atmosferze. Uważam – i chyba się nie mylę – że w postaciach, które grałem w tych dwu filmach, nie było nic ze „wspólnego mianownika”. Nie mogło zresztą być inaczej – fabuła, charakter psychologiczny postaci różniły się zdecydowanie od poprzednich.

Polski James Dean?

Dean był tak wielką indywidualnością, że kopiowanie go to nieziszczalne marzenie. Można go kopiować na pokazie satyrycznym, ale nie w dwugodzinnym filmie. Poza tym grałem w podobny sposób już w „Pokoleniu”, kiedy w ogóle nie wiedziałem, że Dean istnieje i wiedzieć nie mogłem, bo jak wiadomo dwa pierwsze jego filmy powstały w 1955 roku, a ostatni w 1956. Porównania biorą się stąd, że stosuję w grze tę samą metodę, co Dean i aktorzy „Actor’s Studio” Kazana – Marlon Brando, Montgomery Clift i wielu innych.

Metoda ta, polegająca na posługiwaniu się kontrapunktem, nie może ograniczać się, rzecz jasna, do działań fizycznych, musi wynikać z analizy postaci, klimatu, tradycji itd.


Rozluźnianie mięśni i wymawianie “ł”

–... Granie jednocześnie kontrastowych ról nie pozwala także na właściwe rozluźnianie mięśni. To rozluźnianie uważam za jedną z podstawowych umiejętności, którą powinien posiadać aktor i, które powinno się wyrabiać w szkole aktorskiej. Niech pan spojrzy, z jakimi rozluźnionymi mięśniami (pozycja kota) grał Dean, a grają Brando, Clift! W szkołach teatralnych, na pierwszych latach, powinno się uczyć przede wszystkim rozluźniania mięśni, a nie „Ody do młodości”. Uprawianie sportu, moim zdaniem, jest niezbędne (np. zasada biegu – moment przed startem na 100 m).

Szkoła teatralna jest bardzo potrzebna, tak jak potrzebne jest dziecku przedszkole. Uczy ona wszechstronności. Niestety nasze szkoły spełniają tylko tę rolę. Studentom istniejących szkół nie wszczepia się pasji ani do pracy teatralnej w ogóle, ani do jakiegoś określonego teatru. Studenci... nie wiedzą, jakiego chcą teatru. Po ukończeniu studiów angażują się na zasadzie wyrobnictwa artystycznego, o prawdziwej pracy w teatrze mają niewielkie pojęcie.
Moim zdaniem dalsze kształcenie powinno się odbywać w studiach przy teatrach. Prawdziwe szkoły artystyczne muszą mieć swoich mistrzów, muszą być zorganizowane na zasadzie pracowni plastycznych, muszą być szkołami specjalistycznymi, o zdecydowanym kierunku artystycznym i ideowym (takim np. był teatr Brechta). W Polsce mamy znakomitych aktorów, mistrzów – Holoubek, Woszczerowicz, Siemion. Dlaczego oni nie uczą?

Adepci sztuki aktorskiej powinni się u nich uczyć wszystkiego, począwszy od zaciągania kurtyny i zmiany szybek w reflektorze (nie mieliby wtedy pretensji do elektryka, że je za wolno zmienia). Studenci naszych szkół teatralnych umieją pięknie wymawiać „ł”, ale nie są fachowcami, nie rozumieją swego zawodu...

Gleba i nasiona

... Ponieważ pytał pan o moją koncepcję teatru przypomnę słowa z programu „Przy drzwiach zamkniętych”, który po raz pierwszy reżyserowałem na Wybrzeżu. Pisaliśmy tam:
„Teatr, to duże piękne laboratorium współczesnych ludzi. Laboratorium, gdzie szuka się najlepszej gleby i najlepszych nasion, gdzie pod mikroskopem wyobraźni i wrażliwości oddziela się nasiona zdrowe od chorych, pokazuje się jedne i drugie, szuka się ciągle we współczesności tego, co ludzkość już dawno „wymyśliła” – humanizmu – a co nieustannie jest w niebezpieczeństwie”. Byliśmy wtedy dużo młodsi, dziś wydaje mi się to zbyt górnolotne, ale chyba dalej chcę takiego teatru.


Katowice Zbyszka Cybulskiego – taki tytuł nosi film dokumentalny w reżyserii Wojciecha Sarnowicza, który miał swoją premierę podczas Dni Zbyszka Cybulskiego, odbywających się przez cały tydzień w Katowicach.

Autor stara się prześledzić katowickie wątki z biografii autora. Wykorzystuje zdjęcia z pogrzebu Cybulskiego, w tym i te unikatowe kawałki taśmy, których nigdy Polska Kronika Filmowa nie puściła, a które w cudowny sposób ocalały. Film utrzymany jest w spokojnym rytmie konduktu pogrzebowego, przeszłość splata się z teraźniejszością. Cybulskiego wspominają koledzy aktorzy, Andrzej Wajda, Kazimierz Kutz, jego brat Antoni (bodaj po raz pierwszy udało się go namówić na tak osobiste zwierzenia, to od niego dowiadujemy się dlaczego Cybulski nie rozstawał się z ciemnymi okularami. Poza? Nie, po prostu efekt przeżyć wojennych: głodu, zagrożenia kurzą ślepotą). Z opowieści Sarnowicza wyłania się sylwetka niezwykle wrażliwego, doświadczonego przez los człowieka, który stał się symbolem swojego pokolenia. Dziś film ten będzie można zobaczyć w katowickim „Kosmosie” o 16.30.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto