Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy Policyjny Klub Sportowy był przykrywką dla nieformalnych związków policji i biznesu?

Izabela Kacprzak, Aldona Minorczyk-Cichy
Czym generał odwdzięczał się biznesmenom za sponsorowanie fet z okazji Święta Policji? Lucjusz Cykarski
Czym generał odwdzięczał się biznesmenom za sponsorowanie fet z okazji Święta Policji? Lucjusz Cykarski
Dotarliśmy do zaskakujących informacji, z których wynika, że w styczniu 2002 r., sprawę odśnieżania dachu hali wystawienniczej MTK zaangażował się Policyjny Klub Sportowy przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

Dotarliśmy do zaskakujących informacji, z których wynika, że w styczniu 2002 r., sprawę odśnieżania dachu hali wystawienniczej MTK zaangażował się Policyjny Klub Sportowy przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Jak? Pomógł szefom MTK zorganizować grupę młodych chłopaków ze Związku Strzeleckiego, którzy przez pięć dni zrzucali z dachu śnieg i lód.

- Przyjechał po nas na poligon volkswagen - opowiada Sławomir Kadłubski, ówczesny szef Związku Strzeleckiego. - Wsiedliśmy do niego w piątkę. Prezes klubu Antoni Smykowski zawiózł nas od razu pod MTK. Mówił że "jest pilna robota", bo lada dzień miały się odbyć targi rowerowe. Weszliśmy na dach. Chwyciliśmy za łopaty. Pracowaliśmy od świtu do nocy przez pięć dni. Nieźle płacili - 5 zł za godzinę. Już wtedy mówiło się o tym, że konstrukcja dachu jest naruszona.

To właśnie zalegający śnieg na przełomie 2001 i 2002 roku poważnie po raz pierwszy uszkodził halę wystawienniczą, która 28 stycznia br. zawaliła się zabijając 65 osób.

Policyjny Klub Sportowy przy śląskiej KWP został zarejestrowany w 1999 r. Nieoficjalnie skupiał biznesmenów (m. in. Janusza Patermana, właściciela restauracji "Chopin" i Jana H., byłego prezesa MTK) i policjantów (w zarządzie był Mieczysław K., ówczesny komendant wojewódzki policji w Katowicach, dziś oskarżony o związki z mafią paliwową, Mirosław C., wtedy komendant miejski policji w Katowicach, dzisiaj także podejrzany o związki z przestępcami).

Z polecenia generała K. Policyjny Klub Sportowy organizował m.in. Święta Policji. Pomagał mu w tym Związek Strzelecki, który miał podpisaną umowę o współpracy z klubem. Fety odbywały się na terenie MTK. Do dzisiaj nie wiadomo, kto je finansował.

Z powodu tych niejasności z członkostwa w zarządzie klubu zrezygnował m.in. Roman Wierzbicki, obecny szef ZZ Policjantów. Odeszli także sportowcy. Klub stał się miejscem wzajemnej adoracji biznesmenów i wpływowych oficerów policji. Dopiero po odejściu generała K. klub zniknął z budynku Komendy Wojewódzkiej Policji.


Trwające lata podejrzane kontakty policji i biznesu na Śląsku ucięło dopiero przejście na emeryturę gen. Mieczysława K., byłego szefa śląskiego garnizonu. Teraz jest on oskarżony o związki z mafią paliwową, korupcję, sprzedawanie tajemnic służbowych i wystawienie gangsterom oficerów CBŚ. Dzisiaj już wiadomo, że jednym z miejsc, gdzie z generałem i innymi wysokimi oficerami policji kontaktowali się biznesmeni, był Policyjny Klub Sportowy (PKS).

Czy te nieformalne związki też miały przestępcze podłoże? Jak można było dopuścić do tego, że biznesmeni swobodnie poruszali się po gmachu katowickiej komendy na ul. Lompy? Czym generał odwdzięczał się im za sponsorowanie fet z okazji Święta Policji?

Padający od sylwestra 2001-2002 śnieg sparaliżował Śląsk i poważnie zagroził konstrukcji hali wystawienniczej w MTK. Do Sławka Kadłubskiego, ówczesnego szefa Związku Strzeleckiego, zadzwonił Antoni Smykowski, prezes PKS. Szukał ludzi do sprzątania hali.

Kadłubski: - Robota była bardzo pilna. Smykowski powiedział, że po nas przyjedzie. Byliśmy wtedy na poligonie w Katowicach. Zawiózł nas na miejsce.

Jeden ze sprzątających: - Pamiętam, że zgarnialiśmy śnieg od soboty 5 stycznia do środy. W niedzielę była przerwa.

Śnieg zrzucali z dachów także pracownicy MTK.

Kadłubski: - Nie podpisywaliśmy żadnej umowy z targami. Umowę wystawiono na jakiegoś studenta. Dostał pieniądze, wypłacił nam, ile trzeba.

Chłopak przyznaje, że pracowali bez asekuracji i uprawnień: - Pilnował nas jakiś inżynier. Był chyba z Sosnowca.

Później okazało się, że zalegający śnieg poważnie uszkodził halę. Sprawa znalazła finał w sądzie. MTK wystąpiły wobec TU Hestia o odszkodowanie. Sąd Okręgowy w Gliwicach wydał zaskakujący wyrok, w którym mówi się o "braku obowiązku odśnieżania dachu" przez właściciela i przyznał odszkodowanie MTK. Po tegorocznej styczniowej tragedii w hali minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro uznał tamten wyrok za "kuriozalny i nieludzki".

Na pewno nie był policjantem - mówi o Antonim Smykowskim, ówczesnym prezesie PKS, Andrzej Gąska, rzecznik śląskiego komendanta policji.

Ustaliliśmy, że przez pewien czas dzięki Januszowi Patermanowi (właścicielowi sieci restauracji i kawiarni "Chopin"), Smykowski był dyrektorem delegatury Regionalnej Izby Gospodarczej w Chorzowie. Potem zniknął z branży i z Izby. Teraz szefem chorzowskiej RIG jest Paterman.

Związek Strzelecki miał umowę o współpracy z klubem na kilka lat. Za darmo korzystał z policyjnego poligonu, w zamian pomagając w organizowaniu imprez, np. Święta Policji. Klub powstał w 1924 roku. Reaktywowano go po II wojnie światowej, a w 1957 r. przyjął nazwę Gwardia Katowice. W 1999 r. działał już jako Policyjny Klub Sportowy.

- Ten klub to było coś dobrego. Należeli do niego ludzie z różnych środowisk. Mieliśmy liczne sukcesy w kolarstwie, koszykówce i pływaniu, młodzi garnęli się do sekcji judo. Zajmowaliśmy barak, pozostałość po pomieszczeniach dla pracowników budujących w latach 70. gmach komendy. Kiedy do klubu przyszedł Smykowski, wszystko zaczęło się psuć. Pojawiły się niejasne powiązania biznesowe. Odszedłem. Nie chciałem tego firmować własnym nazwiskiem. Niedługo potem odeszli też inni, zniknęli sportowcy - mówi Roman Wierzbicki, szef zarządu Związku Zawodowego Policjantów.

Pierwsze informacje, że w klubie może dochodzić do nieprawidłowości, do mediów przedostały się na przełomie 2002 i 2003 r. W zarządzie, jak wynika z rejestru sądowego, zasiadali gen. K., jego ówczesny zastępca Ryszard Leśniewski i Mirosław C., ówczesny komendant miejski w Katowicach, a później zastępca gen. Kazimierza Szwajcowskiego. C. niedawno postawiono zarzuty i został zdymisjonowany za związki z mafią paliwową. W zarządzie zasiadali również wpływowi biznesmeni: Janusz Paterman i ówczesny prezes MTK Jan H.

Gen. Mieczysław K. lubił się otaczać wpływowymi ludźmi: politykami i biznesmenami. Okazją do pokazania się było m.in. Święto Policji. Organizowanie obchodów generał zlecał klubowi, a Smykowski z zadania wywiązywał się znakomicie. Jedną z fet (na tysiąc osób) zorganizowano na terenie MTK. Imprezę dotowali prywatni sponsorzy. Na festynie była karczma piwna, pieczone kiełbaski, zabawa taneczna i konkursy z nagrodami. Gości dowoziły więźniarki. Były też pokazy walk, popisy antyterrorystów, przeloty śmigłowcem i pokaz sztucznych ogni. Słowem - impreza za ogromne pieniądze.

- Nie byliśmy zapraszani na festyny, sami też nie mieliśmy ochoty na nie chodzić. Za generała K. związki były traktowane w komendzie w specyficzny sposób. Zaczęliśmy pytać o pieniądze, sposoby finansowania policyjnego święta - wspomina Wierzbicki.

Wścibstwo związkowców wywołało złość Smykowskiego. Komentował je wówczas: - Jestem oburzony zarzutami, jakoby było to wbrew przepisom. Przecież nie mamy nic wspólnego z policją, poza nazwą.

A jak było w rzeczywistości? Klub z baraku za czasów Smykowskiego przeniósł się do głównego budynku. O różnych porach prezes zapraszał tam biznesmenów. Wchodzili jak do siebie. Klub nazywali "spółdzielnią", nawzajem sobie pomagali. Jak? M. in. tak, że gabinet Smykowskiego został wyposażony w luksusowe sprzęty. Klubowa legitymacja, do złudzenia przypominająca policyjną, ułatwiała życie. Pokazana podczas kontroli drogowej, skutecznie odstraszała funkcjonariuszy od wypisywania mandatu. •

Historia tajemniczego telefonu, czyli pomocny komendant

W lutym 2003 r. agencji Krzysztofa Rutkowskiego zlecono odzyskanie samochodu należącego do MTK. Jan H. w grudniu 2002 r. sprzedał udziały w spółce i stracił stanowisko. Nie oddał jednak służbowego saaba 90. Detektywi go namierzyli - stał na parkingu MTK. H. odmówił jednak oddania kluczyków. Kiedy wsiadł do auta, odpalił silnik i ruszył, detektyw Dariusz Janas (były rzecznik stołecznej policji) rzucił się na maskę. H. przewiózł go kilkanaście metrów, po czym przyhamował i zrzucił na ziemię.

W II Komisariacie Janas złożył zawiadomienie o zawłaszczeniu pojazdu i próbie przejechania go przez H. Niecałą godzinę później zadzwoniła komórka, z której jeszcze niedawno korzystał H. (należała już do nowego prezesa MTK Roberta Białczyka). Ktoś powiedział, żeby podjechać do komendy, bo "trzeba zrobić alkomat i tak załatwić sprawę, żeby Rutkowskiemu nic się nie udało". Tajemniczy rozmówca zorientował się, że nie rozmawia z H., i rozłączył się. Telefon, z którego dzwoniono, należał do komendanta katowickiej policji Mirosława C. Ten nie zaprzeczył, że dzwonił do kolegi z PKS. Mówił wówczas: - Znam go. Kiedy dowiedziałem się o tym zajściu, chciałem tylko poprosić, by wyjaśnił sprawę na miejscu, w komendzie. Badanie alkomatem to rutyna. Nie mówiłem nic o ukręcaniu sprawy.

Sprawa ucichła. Komendant nie tylko nie stracił stanowiska, ale później awansował na zastępcę komendanta wojewódzkiego.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto