Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Detektyw Rutkowski wraca do gry?

Aldona Minorczyk-Cichy, Beata Sypuła
Krzysztof Rutkowski, znany detektyw, były poseł Samoobrony i oskarżony w sprawie działającej na Śląsku mafii paliwowej, wyszedł wczoraj z bytomskiego aresztu.

Krzysztof Rutkowski, znany detektyw, były poseł Samoobrony i oskarżony w sprawie działającej na Śląsku mafii paliwowej, wyszedł wczoraj z bytomskiego aresztu. Sąd Rejonowy w Katowicach zdecydował, że w jego sprawie zebrano już komplet dokumentów. Wiceprezes Paweł Kornacki poinformował, że sąd uchylił areszt za poręczeniem majątkowym wysokości 80 tys. zł.

- To najlepszy dzień w moim życiu - powiedział DZ Rutkowski - jestem szczęśliwym człowiekiem. Na czwartek zapowiedział konferencję prasową, podczas której chce przedstawić swoją wersję wydarzeń. - Jestem niewinny. Nie boję się powiedzieć prawdy - podkreślał.

Rutkowski jest jednym z oskarżonych w sprawie mafii paliwowej. Chodzi o Henryka M., który zdaniem prokuratorów wyłudził od Skarbu Państwa pół miliarda złotych. Detektywowi zarzuca się wypranie 3 mln zł pochodzących z przestępstwa i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. - Nadal uważamy, że detektyw powinien pozostać w areszcie. Odwołaliśmy się od decyzji sądu. Wciąż zachodzi obawa matactwa - mówi prok. Tomasz Balas z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Tak więc istnieje możliwość, że Rutkowski wróci za kratki. Mury aresztu za to opuścić może baron paliwowy Henryk M. - Sąd, podobnie jak przypadku detektywa, uznał, że może on opuścić areszt po wpłaceniu kaucji. Wnieśliśmy o wstrzymanie wykonania decyzji i to zostało przez sąd uznane. Na rozpatrzenie czeka nasz drugi wniosek - zażalenie na areszt kaucyjny. Nie znamy jeszcze terminu posiedzenia sądu w tej sprawie - mówi prok. Balas.

W tej sprawie oskarżonych jest 21 osób. Wśród nich Andrzej D., adwokat i były doradca prawny Samoobrony. Przed sądem staną także byli pracownicy katowickiej skarbówki i szwagier byłego wojewody śląskiego.

Zdaniem śledczych detektyw zgłosił w urzędzie skarbowym, że przyjął od biznesmena pół miliona pożyczki. W rzeczywistości ich zdaniem chodziło o pranie brudnych pieniędzy Powołując się m.in. na wpływy w Sejmie, rzekomo obiecywał baronowi paliwowemu, że uniknie on kary. Gdy Henryk M. został zatrzymany, Rutkowski miał zapewniać go, że wyjdzie za kaucją i będzie odpowiadał z wolnej stopy.

Według śledczych, za swoje usługi detektyw wystawiał lewe faktury. W sumie na ponad 2,5 mln zł. Opiewały m.in. na rzekome konsultacje i doradztwo dla należącej do M. siemianowickiej firmy Em-Trans.

Rozmowa z Krzysztofem Rutkowskim, detektywem, byłym posłem Samoobrony, oskarżonym o udział w mafii paliwowej

Dziennik Zachodni: Jak się pan czuje na wolności?

krzysztof rutkowski: To najlepszy dzień w moim życiu. Rewelacja. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Zobaczę się z rodzicami, a potem po prostu z Magdą zajmiemy się sobą. Ona jest na mnie zła, że z panią rozmawiam. Boi się o mnie. To moja pierwsza rozmowa z dziennikarzem po wyjściu na wolność.

DZ: Za kratkami spędził pan 9 miesięcy. Jak pana tam traktowano? Podobno bał się pan wychodzić na spacerniak?

kr: Nie chodziło o mój strach, tylko o środki bezpieczeństwa. No i ochoty na spacery też nie miałam. Jestem wdzięczny, chylę czoła przed dyrektorem aresztu i strażnikami. Przez cały czas pobytu w Bytomiu nie widziałem ani jednego przestępcy. Byłem najbardziej chronionym więźniem. Za to każdego dnia punktualnie o 20 słyszałem głośne przekleństwa pod swoim adresem. Nie darowali mi nawet w Wigilię. Wrzeszczeli tak do mnie i do kilku byłych policjantów przebywającym w tym zakładzie. To taki "sympatyczny" zwyczaj panujący w Bytomiu. Nic się na to nie poradzi.

DZ: Jedna z gazet donosiła, że poszedł pan na współpracę z prokuraturą.

kr: To kpina. Gdyby to był tabloid, zrozumiałbym. Ale to ukazało się w opiniotwórczej gazecie. To podłe. Tak samo jak sposób, w jaki mnie zatrzymano.

DZ: Akcja była filmowana. Wszyscy zobaczyliśmy ją w telewizji.

kr: I uważa pani, że to było w porządku? Funkcjonariusze ABW zadzwonili do mnie podając się za przedsiębiorcę, który ma problemy i chciałby zlecić mi robotę. Umówiliśmy się na stacji benzynowej. Tam zostałem wyciągnięty z samochodu, rzucony na ziemię i skuty. Kopano mnie. Czy pani wie, że przy zatrzymaniu były trzy kamery? Zrobiono z tego przedstawienie cyrkowe. Poza tym moi chłopcy w tym dniu dawali pokazy. Mieli przy sobie broń maszynową. W pierwszych chwilach zatrzymania ja sam byłem przekonany, że zaatakowali mnie bandyci. Gdyby moi pracownicy przy tym byli, nie oddaliby mnie żywego. Doszłoby do masakry. To nie są zwykli detektywi. Oni służyli w Iraku.

DZ: Na wcześniejsze wezwania do prokuratury pan się stawiał?

kr: No jasne. Za każdym razem przychodziłem. Tym razem też można było tak zrobić. Po prostu mnie wezwać, jak człowieka. Ale nie, musiano z tego zrobić cyrk na całą Polskę. Ja się nie dziwię Barbarze Blidzie, że wybrała śmierć, kiedy po nią przyszli. To byli ci sami funkcjonariusze, którzy mnie zatrzymywali. Jej nie upilnowali, a w moim przypadku o mały włos nie doprowadzili do jatki. To niedopuszczalne zachowania. To zwykłe k... stwo.

DZ: Był pan uzbrojony w chwili zatrzymania? Może to spowodowało, że ABW wybrała taką formę przeprowadzenia akcji.

kr: A gdzie tam. Nie miałem broni. Zdałem ją w depozyt na policji w Łodzi z powodu postępowania toczącego się w prokuraturze w Bytomiu. Gdyby tylko ABW raczyło to sprawdzić, to by wiedzieli. Ale to nie o to chodziło. Miało być widowisko. Ojciec Konrad mówił mi potem: - Synu, to przecież twojego dziadka podczas wojny gestapo z większą kulturą zatrzymywało.

DZ: Akt oskarżenia w pana sprawie jest już w sądzie. Nie przyznał się pan do winy.

kr: Bo ja nie jestem winny. Z Henrykiem M. zawsze spotykałem się w towarzystwie innych osób. Łączyły nas interesy, ale legalne. Nic nie wiedziałem o jego przestępstwach. Te pół miliona, o których mówi, to była pożyczka. 240 tys. oddałem mu do ręki. 260 tys. wpłaciłem w jego imieniu do Urzędu Skarbowego. Miał tam zaległość. Tak się umówiliśmy.

DZ: No a te faktury?

kr: To była zapłata za usługi. Normalnie, za wykonaną robotę.

DZ: Pranie pieniędzy?

kr: Nie, no bzdury! Czy pani wie, że oskarżenie oparto na jednym tylko świadku? Na Henryku M. oczywiście. On 3 lata siedział. A po takim czasie za kratkami każdy powie i podpisze to, co mu podsuną do łapy. Wiem, że ABW pokazało M. gazetę, tabloid. Tam był wyssany z palca tekst o tym, jak to zarywam dupy nad morzem i że intratny kontrakt podpisałem. Czyli, że świetnie mi się powodzi, a biedny M. siedzi i cierpi. Czytałem zeznanie M. On tam słowo w słowo mówi tak, jak to potem w akcie oskarżenia napisano. Ludzie! Przecież M. nie używa sformułowania "pranie pieniędzy". A takie zapisy są w zeznaniu. Zresztą w czwartek zwołam konferencję prasową. Wtedy więcej powiem. Nie wszystko mogę teraz ujawnić.

DZ: Zarzuty prokuratury są jednak bardzo poważne. Grozi panu do 12 lat więzienia. Prokuratura odwoła się też od decyzji sądu, który wyznaczył kaucję w zamian za pańską wolność.

kr: A niech się odwołują. Nie jestem winny. Powtarzam: nie jestem winny. To pani nie wie, że jak kogoś w tym kraju chcą wrobić, to sprawę przekazują na Śląsk? A tutaj szykują widowisko. Zachowują się służalczo.

DZ: To nie za mocne słowa?

kr: Wiem co mówię. Ale ja jestem silny. Mnie nie można wrobić. Nie boję się. Jestem spokojny, bo nie zrobiłem tego, co mi zarzucają. Udowodnię to w sądzie.

Rozmawiała: Aldona Minorczyk-Cichy

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto