Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nie reagujemy na płacz i krzyki dzieci dobiegające zza ściany?

Aldona Minorczyk-Cichy
Sąsiadka Agatki, pani Janina mówi, że zawsze będzie reagować na płacz dzieci dochodzący zza ściany.  Olgierd Górny
Sąsiadka Agatki, pani Janina mówi, że zawsze będzie reagować na płacz dzieci dochodzący zza ściany. Olgierd Górny
Półtoraroczna Agatka nie miała szans. Konkubent jej matki maltretował ją przez dłuższy czas na oczach rodzicielki. W końcu uderzył o jeden raz za dużo. Trafiła do szpitala z połamanymi żebrami, obrażeniami wewnętrznymi, ...

Półtoraroczna Agatka nie miała szans. Konkubent jej matki maltretował ją przez dłuższy czas na oczach rodzicielki. W końcu uderzył o jeden raz za dużo. Trafiła do szpitala z połamanymi żebrami, obrażeniami wewnętrznymi, siniakami na głowie i nogach. Lekarze robili co w ich mocy, by uratować jej życie. Nie udało się.

To nie jedyny taki przypadek. Dzieci – nawet te najmniejsze – padają ofiarą tych, którzy powinni je kochać i o nie dbać. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za te tragedie. Kiedy słyszymy płacz dobiegający zza ściany, widzimy posiniaczone dzieci, udajemy, że nic się nie dzieje.

Agatka do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach trafiła w ubiegłą sobotę. Była w stanie krytycznym. W stanie śpiączki została umieszczona na oddziale intensywnej opieki medycznej. Podłączono ją do respiratora. W poniedziałek późnym popołudniem jej stan gwałtownie się pogorszył. Nie można było przewieźć jej nawet na badanie tomograficzne. We wtorek rano zmarła. U dziewczynki biegły stwierdził obrażenia charakterystyczne dla dziecka maltretowanego. Agatka tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni swego krótkiego życia była wielokrotnie bita. Na jej ciele były zarówno świeże, jak i dawne siniaki. Jak ustalono konkubent matki bił ją skórzanym paskiem po nogach, podbrzuszu i pośladkach. Robił to na oczach matki. Ta nie reagowała. Odpowie za narażenie córeczki na niebezpieczeństwo. Oprawcy Agatki, Grzegorzowi M. sosnowiecka prokuratura postawi zarzut spowodowania ciężkiego uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym. W więzieniu może spędzić nawet 12 lat.

Nie ma tygodnia, aby media nie donosiły o takich tragicznych wydarzeniach. Mimo to jesteśmy głusi na płacz dzieci dochodzący zza ściany mieszkania sąsiadów. Nie reagujemy, widząc siniaki u maluchów. Nie chcemy się wtrącać, bo obawiamy się kłopotów, zemsty. Ale kiedy czytamy w gazetach dramatyczne relacje i oglądamy w telewizji reportaże o bitych dzieciach, pomstujemy na wyrodnych rodziców i opiekunów.

Do GCZDiM trafiła trzymiesięczna katowiczanka, która umierała, gdy jej rodzice pili alkohol i bawili się na całego. Kiedy przywieziono ją do szpitala nie dawała oznak życia. Nie pracowało jej malutkie serduszko, nie oddychała. Na ciałku pojawiły się plamy opadowe, świadczące o tym, że krążenie ustało dość dawno. Lekarze reanimowali dziewczynkę przez pół godziny. Nie było jednak żadnych szans na jej uratowanie. W tym czasie rodzice maleństwa byli pijani w sztok. U 22-letniej matki stwierdzono 2,2 promila alkoholu we krwi, u 26-letniego ojca – 3,6 promila!

Do tragedii doszło także w Czechowicach-Dziedzicach. 30-letni mężczyzna znęcał się nad 5-miesięczną Andżeliką. Kiedy w połowie ubiegłego roku trafiła do bielskiego szpitala była w bardzo ciężkim stanie. Lekarze stwierdzili u niej obrzęk mózgu, niewydolność oddechową i anemię. Dziewczynka była cała w siniakach. Została przewieziona do katowickiego centrum. Lekarze uratowali jej życie. Przy okazji wyszło na jaw, że kilka dni wcześniej do szpitala w Bielsku Białej trafił dwuletni Jaś, brat Andżeliki. Miał złamaną kość czaszki. Lekarze uwierzyli wówczas zapewnieniom matki, że chłopczyk spadł z betonowych schodów.

Śląskiem co rusz wstrząsają tragedie z dziećmi w roli głównej. Mieszkaniec Katowic dwa lata temu zatłukł na śmierć swoją 3-miesięczną córeczkę Anastazję. Do tragedii doszło w domu przy ul. Żogały. Dziewczynka zdenerwowała go swoim płaczem. Zapamiętale uderzał jej głową o ścianę. Przyglądało się temu rodzeństwo dziewczynki. Matki w tym czasie nie było w mieszkaniu. Mimo późnej pory wyszła do sklepu po kolejną porcję alkoholu.

Głośna była także tragedia, do jakiej doszło w Chorzowie. Sandra N. zostawiła pod opieką matki swoją 16-miesięczną córeczkę Oliwię. Babcia poszła do swojego znajomego i piła z nim alkohol. Gdy wnuczka zaczęła płakać – wyrzuciła ją przez okno z pierwszego piętra. Oliwce ledwo uratowano życie. Miała szczęście, bo spadła na wsyp węgla do piwnicy. Był przykryty miękką wykładziną. Gdyby uderzyła w betonowy chodnik, nie byłoby kogo ratować. Ledwo wydobrzała, a jej rodzice poszli z wizytą do dziadka. Ten wściekł się na wnuczkę, że z jej powodu jego żona siedzi w więzieniu i zaatakował dziecko. Dziewczynka z kolejnym urazem głowy trafiła do szpitala w Chorzowie. Rodzicom Oliwii ograniczono władzę rodzicielską. Małą chorzowianką opiekuje się kurator.


Adam Jachimczak z zespołu prasowego Śląskiej Komendy Policji

Dziecięce tragedie odbywają się przeważnie na oczach osób dorosłych: rodziny, sąsiadów. Oni jednak nie chcą się wtrącać w „nie swoje” sprawy. To duży błąd. Wielu tragediom można byłoby zapobiec, gdyby ktoś poinformował nas o tym, że zza drzwi sąsiada dobiega płacz dziecka, że widzi u maluchów siniaki. W takich przypadkach można porozmawiać ze swoim dzielnicowym lub po prostu zadzwonić na numer alarmowy 997 i powiedzieć funkcjonariuszowi o swoich podejrzeniach. Jeśli ktoś obawia się zemsty, może poprosić o anonimowość. Nie wolno w żadnym wypadku pozostawać obojętnym na bicie dzieci. Trzeba reagować nawet wtedy, gdy jest choćby cień podejrzenia, że dzieje się coś złego. O takie informacje prosimy także wychowawców przedszkolnych, nauczycieli i lekarzy pierwszego kontaktu. Z naszych statystyk wynika, że w 2004 roku w całym kraju ofiarami domowej przemocy padło ponad 35 tys. dzieci w wieku do 13 lat oraz ponad 17 tys. nieletnich w wieku od 13 do 18 lat.


Jedne kochane, inne bite
Krzysztof Łęcki, socjolog

Przypadki tak brutalnego traktowania dzieci należy rozpatrywać w aspekcie psychologicznym i socjologicznym. Po pierwsze sprawcy pobić i maltretowania dzieci to osoby sfrustrowane. Po drugie są to osoby dotknięte anomią, czyli zanikiem norm społecznych. Dopiero ten kogel mogel psychologii i socjologii tłumaczy niezwykłą brutalizację zachowań. Nasze społeczeństwo ma pociąg do ekstremalizacji. Z jednej strony mamy do czynienia z dziećmi do bólu rozpieszczonymi, z drugiej – do bólu bitymi. Nasze społeczeństwo deklaruje szacunek i miłość do dzieci, a jednocześnie toleruje ich bicie. Znęcający się nad bezbronnymi nie boją się wykluczenia, bo i tak są już poza społeczeństwem.


Jakie kary

art. 207 Kodeksu karnego
par. 1. Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
par. 2. Jeżeli czyn określony w par. 1 połączony jest ze stosowaniem szczególnego okrucieństwa, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
par. 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w par. 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12. •


Pięścią w twarz

Łatwego życia nie ma trzyletni Michałek z Mysłowic. Jest gorzej rozwinięty niż jego rówieśnicy. Zna niewiele słów. Ma problemy z wymową. Jego matka, Gabriela S., ma 22 lata i leczy się psychiatrycznie. Mieszka z konkubentem w starej kamienicy przy ul. Słupeckiej. We wrześniu Michałek został po raz pierwszy zaprowadzony do przedszkola przy ul. Prusa. Już następnego dnia zaalarmowana przez wychowawczynię grupy dyrektorka wezwała policję. Chłopczyk miał zmasakrowaną buzię. Jak się okazało, przed wyjściem do przedszkola marudził i protestował – nie chciał założyć butów. Zdenerwowana matka walnęła go więc w twarz pięścią. Trafił do Centrum Pediatrii w Sosnowcu. Okazało się, że pierwsze sygnały o tym, że matka znęca się nad synem, nadeszły już w lutym. Lekarz ze szpitala w Sosnowcu, gdzie wówczas trafiło dziecko, znalazł podczas badania stare obrażenia pośladków i pleców. Mogły one powstać na skutek uderzeń.


Dramat Magdy

Magda Cz. przyszła na świat w lipcu 2002 roku. Była drugim dzieckiem Sylwii i Rafała Cz., mieszkańców niewielkiej Cięciny w pobliżu Żywca. Urodziła się z lekkim niedotlenieniem mózgu. Wymagała troskliwej pielęgnacji i stałej rehabilitacji. Matka, 23-letnia Sylwia, pobierała na nią specjalny zasiłek. Ona i jej mąż przez sąsiadów byli postrzegani jako porządni ludzie. Nic nie wskazywało, aby miało dojść do tragedii. 24 lipca 2003 roku Sylwia Cz. przywiozła Magdę do szpitala. Dziecko nie oddychało. Nie pracowało także jego serce. Lekarze długo je reanimowali. W końcu dziewczynka została przyjęta na oddział intensywnej terapii. Po dwóch tygodniach zmarła. Pierwsze informacje o tym, że rodzice jej nie akceptowali i znęcali się nad nią, pochodzą już z grudnia 2002 roku, czyli zaledwie pięć miesięcy po urodzeniu. Pielęgniarka środowiskowa, która opiekowała się rodziną i czuwała nad właściwą rehabilitacją Magdy, zauważyła wówczas na jej ciele siniaki. Zażądała wyjaśnień od Sylwii Cz. Ta stwierdziła, że dziewczynka upadła na klocki, które leżały w łóżeczku. Miesiąc później Magda trafiła na szpitalną chirurgię z urazem biodra. Matka twierdziła, że dziewczynka uszkodziła je sobie podczas raczkowania. Lekarze uwierzyli jej. W maju maluszek ponownie wylądował na chirurgii, tym razem ze złamaną kością ramienia. To także nie wzbudziło podejrzeń szpitalnego personelu. Uwierzyli, że Magda wypadła z chodzika. W lipcu dziecko do szpitala w Bielsku Białej przywiozło pogotowie. Tym razem w beznadziejnym stanie. Dopiero sekcja zwłok ujawniła całą prawdę o tym, jaki los zgotowali mu rodzice. Biegli medycyny sądowej ustalili, że Magda była bita, szarpana, rzucana po łóżeczku co najmniej od grudnia 2002 roku. Dziecko było także zaniedbane i niedożywione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto