MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego politycy widzą co innego niż cała Polska?

Marek Twaróg
Roman Giertych i Andrzej Lepper zapewniają, że o upokorzeniu nie może być mowy. Darek Golik/Fotorzepa.
Roman Giertych i Andrzej Lepper zapewniają, że o upokorzeniu nie może być mowy. Darek Golik/Fotorzepa.
Po poniedziałkowej burzy w Sejmie, wczoraj niemal cisza - przyspieszonych wyborów na razie nie będzie, między trzema sygnatariuszami paktu stabilizacyjnego bez zgrzytów (póki co), prezydent nie zabiera głosu.

Po poniedziałkowej burzy w Sejmie, wczoraj niemal cisza - przyspieszonych wyborów na razie nie będzie, między trzema sygnatariuszami paktu stabilizacyjnego bez zgrzytów (póki co), prezydent nie zabiera głosu. Ale ofiary zamieszania są. Poobijane, upokorzone, tracące zaufanie.

Andrzej Lepper i Roman Giertych odgrażają się, że o upokorzeniu nie może być mowy, bo słynny punkt 4a wpisany do paktu stabilizacyjnego (mówiący o tym, że żadna partia nie może popierać cudzych poprawek bez uzgodnień) tylko ich wzmacnia. Zatem obaj politycy widzą dokładnie co innego niż cała Polska. Prezydent Lech Kaczyński miał zaprezentować się jako mąż stanu, który uciszył wczorajszą burzę, ale przedstawiany jest obecnie raczej jako ten, który nie potrafił wznieść się ponad partyjne gierki. PiS, który miał stabilizować i naprawiać kraj, jawi się teraz niektórym jako partia, która posunąć się może nawet do wywołania chaosu, byle tylko osiągnąć swój cel.

Poobijany jest też rząd i premier. Bo ostatecznie PiS zrzucił winę za zamieszanie na wicepremier Zytę Gilowską, która rzekomo bez uzgodnień przedstawiła swoją wizję zmian w budżecie, czym zainspirowała Platformę do przedstawienia własnych propozycji obniżających podatki. Właśnie groźba, że LPR, a może i Samoobrona poprze te propozycje, wywołała w PiS-ie nerwowe ruchy. Wczoraj Jan Rokita wezwał Kazimierza Marcinkiewicza, by wyjaśnił tę sprawę.

Kto zyskał na zamieszaniu? PiS na pewno jest silniejszy, bo jego koalicjanci zeszli do parteru. A fakt, że minął termin, kiedy prezydent mógł za opóźnienia w ustawie budżetowej rozwiązać Sejm, wcale nie oznacza, że tej groźby PiS nie będzie wobec koalicjantów wykorzystywał.


Prezydent odkrył karty
Rozmowa z dr. Markiem Migalskim, politologiem z Uniwersytetu Śląskiego

DZIENNIK ZACHODNI: Czy bracia Kaczyńscy naprawdę bali się niesubordynacji partnerów z paktu stabilizacyjnego, czy też mogło chodzić głównie o upokorzenie Leppera i Giertycha?

MAREK MIGALSKI: Na pewno nie chodziło o samo upokorzenie. Dlatego że istnieje znany i prosty mechanizm psychologiczny, który sprowadza się do tego, że im bardziej kogoś upokorzysz, tym bardziej on później będzie się odgrażał. Gdyby zatem chodziło o samo upokorzenie, to znaczyłoby, że Kaczyński postępuje wyjątkowo nieroztropnie.

DZ: Zatem chodziło o coś więcej?

MM: Chodziło o zdyscyplinowanie i podkreślenie wagi paktu stabilizacyjnego. Po to, żeby w momencie, kiedy on zostanie naruszony - a naruszony zostanie na pewno - istniał pretekst dla PiS-u do rozpisania wyborów. Oczywiście - z zachowaniem trzech kroków związanych z powoływaniem rządu. Chodziło o zapewnienie trwałego i długotrwałego poparcia dla programu PiS-u. Jeśli teraz Samoobrona czy LPR poprą jakąkolwiek poprawkę nie w interesie PiS-u, to wiadomo, że to oni zostaną oskarżeni o złamanie tego paktu. Wobec tego za rozpisanie wyborów ludzie nie oskarżą PiS-u, ale właśnie jednego z dwóch słabszych koalicjantów.

DZ: Ale Roman Giertych chwali się, że poprzez punkt 4a, który dopisano do paktu w poniedziałek, uzyskał ogromną władzę. Bo teraz pakt wiąże wszystkie ugrupowania i żaden pomysł PiS-u nie przejdzie bez akceptacji LPR-u.

MM: Wiadomo, że decydować o wszystkim będzie PiS. Jasne, że jak ty jesteś więźniem, to mówisz, że to właśnie ty kogoś trzymasz w szachu. Na miejscu Giertycha nie mówiłbym zatem nic innego.

DZ: A jak wypadł w tej burzy prezydent?

MM: To najważniejsza kwestia wynikająca z poniedziałkowego zamieszania. Wyeksponowano prezydenta - tego, który ma być poważnym i stabilnie popierającym PiS ośrodkiem władzy. Wyeksponowano go jako samodzielny ośrodek władzy, choć w moim przekonaniu tak akurat nie jest. To co najważniejsze, to fakt, że Lech Kaczyński objawił się jako prezydent wyraźnie optujący za taką a nie inną wizją Polski. To nie musi być zarzut. Dla mnie dobrą wiadomością jest, że prezydent tego nie ukrywa. Objawił się jako prezydent wyrazisty, który nie będzie ukrywał się za formułą "kochajcie mnie wszyscy".


Nieopłacalny spektakl
Rozmowa z dr. Markiem Mazurem, specjalistą od marketingu politycznego z Uniwersytetu Śląskiego
DZIENNIK ZACHODNI:
Czy za poniedziałkowym spektaklem kryją się pana zdaniem naprawdę ważkie kwestie polityczne, czy też był to tylko zabieg socjotechniczny mający upokorzyć Leppera i Giertycha?

MAREK MAZUR: Oczywiście chodzi o rozgrywki w ramach tzw. rady stabilizacyjnej. Myślę tak, bo spektakl dla samego spektaklu był w mojej ocenie po prostu nieopłacalny. Publiczność jest niezadowolona z destabilizacji. Dlatego partii władzy - czyli PiS-owi - powinno zależeć na wizerunku ugrupowania spokojnego, wyciszającego konflikty, ugrupowania, które nie dopuszcza do chaosu. A to, czego byliśmy świadkami w poniedziałek, było właśnie chaosem.

DZ: A Lech Kaczyński? Czy jego wizerunek na tym zamieszaniu nie zyskał? Nagle objawił się jako ten, który uciszył burzę.

MM: W mojej ocenie niespecjalnie korzystnie może to wpłynąć na jego wizerunek. Bo co dotrze do publiczności? To, że były jakieś zawirowania i że prezydent wstał i nie zrobił wyborów. Czytelnym sygnałem dla ludzi byłoby to, gdyby prezydent wybory zarządził. Wtedy zaprezentowałby się jako mąż stanu, przywódca i silna osobowość. A jeżeli przekaz jest tylko taki, że prezydent nie skorzystał ze swojego prawa, choć takie prawo miał, to przeciętny wyborca rozumie tyle, że w Polsce jest dalej bałagan.

DZ: Zapytam jeszcze o Leppera i Giertycha. Upokorzeni - mówi się o nich od poniedziałku. Co muszą teraz zrobić, by odzyskać wizerunek silnych polityków?

MM: No właśnie. Nie będą sięgać do technicznych sposobów prezentacji, ale do strategii swoich partii. Jesteśmy zatem skazani na destabilizację. Bo aby oni mogli zaistnieć jako silni politycy i by znów mogli przyciągnąć swoich wyborców, muszą przeciwstawić się PiS-owi. Inaczej te partie - LPR na pewno - znikną ze sceny. LPR zostanie wchłonięty przez silne PiS. A Samoobrona musi postawić się PiS-owi, żeby odzyskać tych wyborców, których PiS im zabrał. Tylko wtedy partia Leppera może poprawić swoje wyniki.

od 7 lat
Wideo

Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto