Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Doktor uzdrowiciel

Izabela Kacprzak
Lekarz twierdzi, że niekonwencjonalne metody mogą pomóc. fot. K. Trojok
Lekarz twierdzi, że niekonwencjonalne metody mogą pomóc. fot. K. Trojok
Henryk Słodkowski, lekarz chorób wewnętrznych, zamiast leczyć ludzi – „uzdrawia”. Chwali się, że „przywraca wzrok, słuch, usuwa nowotwory i guzy”, pobierając „matrycę wibracyjną ...

Henryk Słodkowski, lekarz chorób wewnętrznych, zamiast leczyć ludzi – „uzdrawia”. Chwali się, że „przywraca wzrok, słuch, usuwa nowotwory i guzy”, pobierając „matrycę wibracyjną negatywnej energii”. Pacjenci mówią o nim doktor, on sam reklamuje się jako lekarz medycyny. Rzecznik odpowiedzialności lekarskiej w Katowicach po raz drugi chce go zawiesić w prawach wykonywania zawodu zarzucając mu, że łamie Kodeks Etyki Lekarskiej.


Uzdrawia, a nie leczy

Stefan Kopocz, rzecznik odpowiedzialności lekarskiej oskarża Słodkowskiego o naruszanie Kodeksu Etyki Lekarskiej – uprawianie praktyk uzdrowicielskich, czyli praktyk leczniczych niepotwierdzonych naukowo oraz ujawnianie nazwisk i danych pacjentów wraz z rozpoznaniem lekarskim. – Pan Słodkowski reklamuje się i tworzy swoją opinię w oparciu o nieprawdziwe wyniki uzdrowicielskie – twierdzi Kopocz. – Poza tym narusza godność zawodu lekarskiego.

Henryk Skłodkowski rzeczywiście jest z wykształcenia lekarzem. Ma drugi stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych. W Krakowie zarejestrował nawet gabinet. Kilka lat temu zrobił... dyplom mistrza bioenergoterapii. Jeździ po kraju i uzdrawia. W Kaliszu wraz z żoną prowadzi Centrum Terapii Naturalnej NOY. Gabinety mają tam mistrz energoterapii, wyznawcy masażu polinezyjskiego, reiki, jasnowidz, numerolog.

W jednej z gazet Słodkowski przedstawił siebie jako „człowieka nauki”. W artykule przyznaje, że „zauważył, iż leki przepisywane przez niego mają większą skuteczność niż takie same przepisywane przez jego kolegów”.


Chory cudotwórca

Śląska Izba Lekarska od dwóch lat nie może przedstawić zarzutów Słodkowskiemu i skierować sprawy do sądu. Dlaczego? Słodkowski jest... chory. Śle zaświadczenia. – Zaszczuła mnie Izba Lekarska – żali się.

Słodkowski był już karany. Pięć lat temu Naczelny Sąd Lekarski zawiesił go na dwa lata w zawodzie (Okręgowy domagał się trzech lat). W tym czasie, jak gdyby nigdy nic, cały czas prowadził praktyki uzdrowicielskie, tytułując się jednocześnie lekarzem medycyny.

Słodkowski jest zdziwiony zarzutami: – Dyplomu mi nikt nie zabierze, bo ja te studia skończyłem – mówi zdenerwowany. – Od lat nie leczę konwencjonalnie, chociaż żadnemu z moich pacjentów nie odmawiam korzystania z normalnych leków, klinik i szpitali – dodaje.

Czy na pewno? Słodkowski chwali się, że dokonuje cudów. Właśnie wyleczył z raka szyjki macicy niejaką panią Marię ze Szczecina. – Mówiłem jej, żeby poszła na chemioterapię, nie poszła. I stał się cud – tłumaczy.

U innej kobiety „zneutralizował” ponoć guza na macicy wielkości główki dziecka.

Na terapie do Słodkowskiego walą tłumy. Kilkuminutowa wizyta kosztuje sto złotych, do tego proponuje się najtańszy środek za 60 zł (są i takie za 200 zł). Terapia polega na diagnozie i wyciąganiu złej energii. Trwa to kilka minut. Bogatszym proponuje się powtórzenie terapii za godzinę po pierwszym seansie. Kosztuje to „tylko” 80 zł.


Nie obiecuje, że wyleczy

Słodkowskiego bronią pacjenci. Do Śląskiej Izby Lekarskiej wysłał nawet listę poparcia. Lista liczy kilkadziesiąt stron – setki nazwisk, adresy, numery dowodów osobistych, telefony. W nagłówku pacjenci wyrażają oburzenie szykanowaniem swojego mistrza, który pomaga im wyjść z choroby”.

Dzwonimy do figurującej na liście poparcia pani Janiny Zielińskiej. Po chwili przypomina sobie doktora Słodkowskiego, u którego była. – To kupa oszusta – podnosi głos. – Stara baba, i tak się dałam nabrać! – utyskuje. – Żałuję do dzisiaj, że do niego poszłam, bo nic mi nie pomógł tylko pieniądze wyciągnął. Kazał zamknąć oczy, ręce nad głową dał, i tyle. Jeszcze 50 zł wyciągnął na jakieś świństwo. A kręgosłup bolał dalej. Poszłam na drugą operację do kliniki, i w końcu efekt jest – dodaje.

Zielińska mówi, że żadnej listy poparcie nie podpisywała: – każdy musi się wpisać, jako klient, ale ja tam nie pytałam po co to komu i na co – utrzymuje.

Zenon Leska z Bytomia (też z listy) dobrze wspomina doktora Słodkowskiego. – Byłem u niego na jednym seansie z rodzicami, ale oni już nie żyją, bo to była choroba nieuleczalna – wyznaje. Zenon Leska poznał Słodkowskiego... jako lekarza z rejonu. – I mnie pomógł, ale jako lekarz, nie terapeuta – mówi.

Pan Zdzisław z Sosnowca był u Słodkowskiego z kuzynem chorym na stwardnienie rozsiane. – Nie pomógł mu, ale powiedział szczerze, że to nieuleczalne i nawet zwrócił pieniądze – przypomina sobie pan Zdzisław.

Tadeusz Kasprzyk z Dąbrowy Górniczej: – Leczyła się u niego moja żona, ale niestety nie pomógł jej. Byliśmy może ze trzy razy. Żona już nie żyje.

Lucyna Wnuczek była u Słodkowskiego z ojcem chorym na nowotwór mózgu. – Przepisał kropelki ziołowe, za które zapłaciliśmy 200 zł, tymczasem z ojcem z dnia na dzień było gorzej – mówi. – Więcej tam nie poszliśmy, nawet żałowaliśmy potem. Moja mama od sześciu lat żyje z nowotworem krtani i mówi do niego „albo ty, albo ja”. I ma się świetnie! Bo tak naprawdę chodzi o przekonanie, że pokonasz chorobę, a nie ona ciebie – dodaje.


Do sądu nie pójdę

Słodkowski uważa, że „jako lekarz może pomagać ludziom”. – Pacjentom wyraźnie mówię, że mają nie rezygnować z leków przepisanych przez lekarzy i leczenia konwencjonalnego. Ja uzupełniam to leczenie. Żaden pacjent przeze mnie nie umarł – zarzeka się.

Pytanie, dlaczego posługuje się w takim razie tytułem lekarza medycyny, ucina krótko: – A dlaczego nie?. Dyplom mam i nikt mi go nie odbierze. Tytułu lekarza mogę używać całe życie! – mówi oburzony.

Słodkowski, wbrew temu co mówi, próbował wrócić do zawodu. W styczniu 2002 r. prywatny ZOZ w Bytomiu podpisał z nim umowę o pracę. Ale wycofał się.



Przepisy

Kodeks Etyki Lekarskiej, art. 57

Lekarzowi nie wolno posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub niezweryfikowanymi naukowo.

Nie wolno mu także współdziałać z osobami zajmującymi się leczeniem, a które nie posiadają do tego uprawnień.
Wybierając formę diagnostyki lub terapii, lekarz ma obowiązek kierować się przede wszystkim skutecznością i bezpieczeństwem chorego oraz nie narażać go na nieuzasadnione koszty.

Lekarz nie powinien dokonywać wyboru i rekomendacji ośrodka lekarskiego oraz metody diagnostyki i terapii, ze względu na własne korzyści.



Lekarzowi nie przystoi
Stefan Kopocz, rzecznik odpowiedzialności lekarskiej w Katowicach

Lekarz musi stosować metody udowodnione i potwierdzone naukowo. Lekarzowi nie przystoi parać się czymś co z nauką nie ma nic wspólnego.

My nie walczymy z panem Słodkowskim, ale lekarzem, który uprawia praktyki, które nie mają nic wspólnego z zawodem. Niech to robi jako bioenergoterapeuta, a nie lekarz, bo to godzi w uczciwość i godność zawodową naszego środowiska. 85-95 proc. bioenergoterapeutów to oszuści, którzy nie ponoszą za swe praktyki żadnej odpowiedzialności.

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto