Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dramat Golleschau

Wojciech Trzcionka
Staraniem Pawła Stanieczka, samorządu Goleszowa i Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, w małym muzeum zgromadzono pamiątki związane z więźniami, m.in. oryginalną pryczę obozową. zdjęcia: Wojciech Trzcionka
Staraniem Pawła Stanieczka, samorządu Goleszowa i Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, w małym muzeum zgromadzono pamiątki związane z więźniami, m.in. oryginalną pryczę obozową. zdjęcia: Wojciech Trzcionka
Paweł Stanieczek najlepiej z wszystkich swoich urodzin pamięta te, kiedy kończył dwanaście lat. 21 stycznia 1945 roku był ostatnim dniem likwidacji podobozu Golleschau. Mały Pawełek stał wtedy na ulicy.

Paweł Stanieczek najlepiej z wszystkich swoich urodzin pamięta te, kiedy kończył dwanaście lat. 21 stycznia 1945 roku był ostatnim dniem likwidacji podobozu Golleschau. Mały Pawełek stał wtedy na ulicy. Patrzył jak na mrozie więźniowie ubrani w pasiaste drelichy, trzęsąc się z zimna, ledwo co idąc, opuszczali bramy cementowni.

Kto nie nadążał, zostawał i umierał na śniegu. Towarzyszący im esesmani pozostawali niewzruszeni. - Takich widoków się nie zapomina - mówi 73-latek z Goleszowa na Śląsku Cieszyńskim. Tamte wydarzenia tak wryły się w pamięć emerytowanego nauczyciela, że postanowił je upamiętnić. W piwnicy Gminnego Ośrodka Kultury z pomocą przyjaciół utworzył izbę pamięci więźniów Golleschau, podobozu Auschwitz, a także ścieżkę edukacyjną. Wiedzie po miejscowym kamieniołomie i przez cementownię, gdzie podczas wojny niewolniczo pracowali głównie żydowscy więźniowie.

Bo mieli za daleko

Pierwsze podobozy KL Auschwitz powstały w związku z zapotrzebowaniem obozu głównego na produkty rolne i hodowlane. Kiedy wokół Auschwitz rozlokowały się liczne firmy niemieckie, które korzystały z taniego wynajmu więźniarskiej siły roboczej, okazało się, że komanda pracujące na zewnątrz obozu miałyby zbyt długą drogę do wielu z tych firm. Hitlerowcy utworzyli więc wielką sieć podobozów, których większość obsługiwała okoliczne fabryki i zakłady pracy. Najwięcej z oświęcimskich podobozów tworzono na Śląsku, w pobliżu hut, kopalń i fabryk. Więźniowie pracowali m.in. przy wydobyciu węgla, produkcji broni i środków chemicznych, budowie i rozbudowie obiektów przemysłowych, na rzecz fabryk, kopalń i hut wielkich koncernów niemieckich. Początkowo wszystkie podlegały Auschwitz I, lecz gdy rozdzielono administracyjnie w listopadzie 1943 roku trzy główne obozy, podobozy rolno-hodowlane przypadły Birkenau, a przemysłowe -- Monowitz. Ogółem podobozów rolno-hodowlanych było sześć, podobozów przemysłowych - 28, a 10 innych podobozów pełniło różne funkcje - od pracy w lesie po budowę koszar. Podobóz Golleschau został założony w lipcu 1942 roku na terenie cementowni należącej do Ostdeutsche Baustoffwerke GmbH - Golleschauer Portland Zemment AG, podległej SS. Pierwszymi więźniami byli Polacy - rzemieślnicy, murarze, cieśle, którzy mieli przygotować pomieszczenia dla Żydów mających niebawem przybyć. W dawnych halach produkcyjnych urządzili pomieszczenia mieszkalne, do których wstawili trzypiętrowe, drewniane prycze. Na wzór tych z Auschwitz.

Urlop za śmierć

Więźniowie pracowali w kamieniołomie i cementowni. Praca była mordercza. W kamieniołomie odbywała się na dwie zmiany, od 4 do 12 i od południa do 20. Urobek kamienia po odstrzale rozbijano kilofami i ręcznie ładowano na wagoniki kolejki. W ciągu ośmiu godzin niewolniczej pracy każdy więzień musiał załadować sześć ton wapienia. Dalej transportowano go do cementowni, gdzie inni obozowicze kruszyli go i pakowali. W szczytowym okresie, w październiku 1944 roku, w podobozie trzymano 1059 więźniów, wśród nich 1008 Żydów. Byli tu lekarze, prawnicy, nauczyciele, inżynierowie, rzemieślnicy.

Miejsca pracy były ściśle wydzielone, a wyjście poza strefę karano śmiercią. - Mój ojciec opowiadał mi historię, która wydarzyła się za torowiskiem prowadzącym do pakowni. Jeden z esesmanów upatrzył sobie więźnia, który mu się nie podobał i koniecznie chciał go zmusić, by wyszedł poza strefę. Najpierw wyrzucił mu za łańcuch straży czapkę i kazał po nią iść. Kiedy nieszczęśnik się opierał, kopniakami wyrzucił go poza strefę i zastrzelił. Po tym wydarzeniu zebrała się specjalna komisja, dokonano oględzin miejsca i zwłok, a na koniec spisano protokół, w którym za przyczynę zgonu podano… próbę ucieczki. Takich przypadków było więcej. A esesmanów za wzorową pracę nagradzano specjalnymi urlopami - opowiada Paweł Staniczek.

Chirurg z kuchennym nożem

Nieludzkie warunki życia i nieludzkie traktowanie obozowiczów doprowadzały ich na skraj rozpaczy. Więźniowie w aktach desperacji wieszali się, przekraczali strefę pracy, specjalnie wystawiając się na strzał albo rzucali się na druty wysokiego napięcia. Ranni trafiali do izby chorych. Była fikcją. Na jej czele stał dr Henryk Rubinstein, chirurg z Krakowa, który jednak nie miał nawet podstawowego wyposażenia, więc czasami przy ratowaniu współwięźniów musiał posługiwać się kuchennym nożem. Najczęściej jednak był bezradny. Wtedy chorych wywożono do Oświęcimia. Nie było przypadku, by któryś z nich wrócił.

Zabiły go papierosy

Cały teren cementowni był otoczony drutami kolczastymi, przez które płynął prąd o wysokim napięciu. Stały też cztery wieże wartownicze, a na nich służbę pełnili esesmani. Jeżeli więc zdarzały się próby ucieczek, to w kamieniołomie, gdzie na otwartym terenie dużo trudniej było upilnować więźniów. W 1943 roku z podobozu uciekł Czech. Tułał się przez dziesięć dni po okolicy. Pomagali mu miejscowi - ubierali go, żywili, ułatwili nawet przekroczenie granicy. Zgubiła go miłość do papierosów. W jednym ze sklepów próbował kupić paczkę, ale nie miał bonów, czym wzbudził podejrzenie Niemca i chwilę potem został aresztowany. Hitlerowcy odesłali go do podobozu, gdzie po piętnastu dniach odsiadki w karcerze został powieszony. Tylko kilka ucieczek powiodło się.

Mieszkańcy Goleszowa - choć hitlerowcy opowiadali ludziom, że w podobozie przebywają niebezpieczni kryminaliści i dla własnego bezpieczeństwa lepiej się do nich nie zbliżać - jednak pomagali obozowiczom. Przemycali im żywność oraz ubrania i to często za wiedzą wartowników, których przekupywali wiejskimi wędzonymi boczkiem i kiełbasą. Czasami pracownicy cywilni cementowni zabierali od więźniów listy pisane do rodzin, ale nigdy nie wysyłali ich z Goleszowa, tylko jechali na pocztę do Cieszyna, aby nie wzbudzać podejrzeń.

Nielicznym pomógł Schindler

Obóz zlikwidowano w dniach 18-21 stycznia 1945 roku. Ludzi ustawiono w kolumnę i kazano im maszerować do Wodzisławia. Tych, którzy dotarli do niego, załadowano do otwartych wagonów towarowych i przewieziono do obozów. Losy setki z nich opisał w "Liście Schindlera" Tomas Keneally. Po długiej podróży, zamarzniętych wagonów nie udało się otworzyć, trzeba je było rozspawać. W środku leżały sterty skostniałych ciał. Tych nielicznych, którzy przeżyli przygarnął Oskar Schindler - niemiecki przemysłowiec, który zasłynął uratowaniem swoich żydowskich pracowników przed zagładą w obozach koncentracyjnych (Steven Spielberg wyreżyserował na podstawie tamtych wydarzeń słynny film).

Szlakiem kaźni

Ile ludzi zginęło w podobozie Golleschau? Dokładnie nie wiadomo. Według szacunków umierało tu 15-20 osób miesięcznie. Więźniów zabijali hitlerowcy, choroby, ludzie z rozpaczy popełniali samobójstwa. Ciał nigdy nie grzebano w Goleszowie, tylko przewożono do krematorium i tam unicestwiano.

Grobów nie ma, ale pozostała pamięć, a teraz dzięki niej małe muzeum upamiętniające tamte wydarzenia. Zajmuje dwie sale w domu kultury. Staraniem samorządu Goleszowa i Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau zgromadzono tu pamiątki związane z więźniami, między innymi, oryginalną pryczę obozową, a także reprodukcje kilku malowideł wykonanych przez więźnia podczas wojny, na ścianie nieczynnej już miejscowej cementowni. W 2000 roku malowidła zostały zdjęte ze ściany i trafiły do zbiorów Muzeum Auschwitz-Birkenau. Autorem rysunków był francuski Żyd Jean Bartichand, który został deportowany do Auschwitz z obozu przejściowego w Drancy. Elementem ekspozycji jest także postać więźnia w charakterystycznym pasiaku, który ładuje kamienie na wózek. W izbie pamięci znalazły się również zdjęcia dokumentujące życie i pracę więźniów, pomoc niesioną im przez miejscową społeczność i działania ruchu oporu, a także sala wykładowa.

- Wiele osób nie wie, że w Goleszowie była kiedyś filia obozu w Auschwitz. Czas, żeby się dowiedzieli - przekonuje Paweł Stanieczek.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto