Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fińska sauna

Rafał Musioł
Fot. Piotr Nowak/ Fotorzepa
Fot. Piotr Nowak/ Fotorzepa
Polscy piłkarze przegrywając z Finlandią zadali kłam stwierdzeniu, że gorzej być nie może. Po fatalnym występie na mistrzostwach świata w Niemczech i odejściu Pawła Janasa nastroje wśród kibiców poszybowały w górę, a ...

Polscy piłkarze przegrywając z Finlandią zadali kłam stwierdzeniu, że gorzej być nie może. Po fatalnym występie na mistrzostwach świata w Niemczech i odejściu Pawła Janasa nastroje wśród kibiców poszybowały w górę, a najpopularniejszą teorią była ta, która głosiła, że gorzej po prostu być nie może. Sami zawodnicy i nowy selekcjoner Leo Beenhakker zapowiadali nową jakość, a mecz z Finlandią miał być pierwszym krokiem w kierunku historycznego awansu do finałów mistrzostw świata. Tymczasem biało-czerwoni wykonując ten krok boleśnie upadli i ciężko im się będzie pozbierać przed środowym starciem z Serbią.

W sobotę w Bydgoszczy zawiodło wszystko. Lekkoatletyczny stadion nie sprzyja tworzeniu piłkarskiej atmosfery, zresztą kibice więcej energii zużyli na potyczkach z ochroniarzami w obronie trasparentu dotyczącego miejscowego Zawiszy i tego co sądzą o sponsorującej go Hydrobudowie, niż wspieraniu biało-czerwonych. To jednak nie oni byli winni klęsce zespołu Leo Beenhakkera, a sami piłkarze. Przedmeczowe deklaracje okazały się nic nie znaczącym potokiem słów, boiskowa rzeczywistość była smutna i żenująca.

Beenkakker stanął pod murem, w którym nie widać żadnej furtki. Próba wstrzyknięcia świeżej krwi w postaci Jakuba Błaszczykowskiego przyniosła dramatyczne rozczarowanie i zakończyła się dla piłkarza Wisły Kraków doświadczeniem traumatycznym. Tymczasem stara gwardia jest wypalona: obecności Mirosława Szymkowiaka nikt nie miał okazji zauważyć; Jerzy Dudek sam zafundował sobie drugą po klubowej ławkę rezerwowych, tym razem w kadrze; Jacek Krzynówek na skrzydle przysypiał, a przesunięty do środka (dość szalony eksperyment Beenhakkera) był w oczywisty sposób zagubiony w każdej akcji; Tomasz Frankowski dał sporo satysfakcji Janasowi; pozbawiony charyzmy Maciej Żurawski tylko dzięki opasce wyglądał na kapitana. Niestety, nie zawiódł Arkadiusz Głowacki, którego mecze w kadrze bez drastycznych i kosztownych błędów można policzyć na palcach jednej ręki. Piękny gol Łukasza Garguły nie musi oznaczać, że w starciu z Serbami będzie on w stanie poprowadzić grę, beztroska mina Sebastiana Mili świadczyła zaś o tym, że potencjalni zmiennicy porażkę odebrali na zasadzie "to nie my, to oni". Co więc zostaje Beenhakkerowi? Wydaje się, że postawienie wszystkiego na jedną kartę, czyli dokonanie w drużynie totalnej odmładzającej i pełnej eksperymentów oraz poszukiwań rewolucji, w której koszty zostaną wliczone seryjne porażki w eliminacjach ME. I postawienie sobie dalszego celu w postaci awansu do finałów mistrzostw świata 2010. W końcu Europa i tak zawsze bawi się bez nas...

- Nie skreślajcie nas! Ten zespół stać na lepszą grę! Tym razem nie poradziliśmy sobie z taktyką, ale w środę może być znacznie lepiej! - dramatycznie apelował po meczu Krzynówek.

• Polska - Finlandia 1:3 (0:0)

0:1 - Jari Litmanen (54 min), 0:2 - Jari Litmanen (76-karny), 0:3 - Nika Vayrynen (85), 1:3 - Łukasz Garguła (90).

Żółta kartka
: Vayrynen. Czerwona: Głowacki (75).

Sędziował:
Laurent Duhamel (Francja). Widzów: 15.000.

POLSKA: Dudek - Wasilewski, Głowacki, Bąk, Żewłakow - Błaszczykowski (46. Jeleń), Szymkowiak (46. Smolarek), Radomski, Krzynówek - Żurawski, Frankowski (74. Garguła).

FINLANDIA
: Jaaskelainen - Pasanen, Hyypia, Tihinen, Kallio - Heikkinen, Tainio, Litmanen (87. Forssell), Vayrynen, Kolkka (79. Nurmela) - Johannsson (67-Eremenco).

• Serbia - Azerbejdżan 1:0 (0:0)

1:0 - Zigic (72).

SERBIA: Stojkovic - Markovic, Stepanov, Krstajic, Lukovic - Duljaj, Koroman (64. Ilic), Stankovic - Lazovic (74. Ergic), Pantelic (81. Lljuboja), Zigic.

AZERBEJDŻAN: Welijew - Kerimow, Sokołow, Muzika (62. Gurbanow), Haszymow - Abbasow, Bakszijew, Ładaga (77. Dżawadow), Imamaliew, Czertoganow - Ismajłow (72. Musajew).

Sędziował Knut Kircher (Niemcy).

Rozmowa z LEO BEENHAKKEREM, selekcjonerem reprezentacji Polski

Dziennik Zachodni: Jakie myśli towarzyszyły panu zaraz po zakończeniu spotkania z Finlandią?

LEO BEENHAKKER: Czułem się rozczarowany. Na pewno mieliśmy prawo liczyć na więcej.

DZ: W pierwszej połowie siła ofensywna w polskim zespole była równa 0.

LB: Mieliśmy wizję tego meczu, ale właściwie od początku nic nie układało się tak, jak to sobie planowaliśmy. Jednak po dokonaniu zmian, w drugiej połowie, miałem wrażenie, że wreszcie wszystko zmierza w dobrą stronę. Zaczęliśmy wreszcie atakować, udało nam się Finów przycisnąć.

DZ: I wtedy stało się nieszczęście...

LB: Straciliśmy bardzo niefortunną bramkę. Nie to jednak było najgorsze. Znacznie bardziej zmartwiło mnie to, że ten gol po prostu nas zabił. Moi piłkarze sprawiali wrażenie, że nie wierzą w odrobienie strat. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyłem, że ich wiara w sukces i własne możliwości, właściwie zgasła.

DZ: Kolejne dwa gole i czerwona kartka były już tylko formalnością?

LB: Na pewno nie miały już tak wielkiego znaczenia, jak ta pierwsza bramka, choć oczywiście rozstrzygały mecz definitywnie. Ale jak powiedziałem, już wtedy moi zawodnicy prezentowali się zupełnie inaczej niż podczas zgrupowania, gdy pracowali aż miło i wyglądali na zmobilizowanych.

DZ: Jak podsumowałby pan ten mecz?

LB: To nie Finlandia go wygrała, to my go przegraliśmy.

DZ: W środę mecz z Serbią. Czy nie obawia się pan powtórki z Bydgoszczy?

LB: Najpierw zobaczymy, jak się czują zawodnicy fizycznie, a potem zaczniemy przygotowania do tego spotkania. Myślę, że w składzie nastąpią zmiany.

DZ: Zagra Łukasz Garguła, który strzelił w sobotę jedyną bramkę dla Polski?

LB: Na pewno biorę to pod uwagę, wiele na to wskazuje.

DZ: A w bramce stanie Wojciech Kowalewski?

LB: Jeszcze nad tym pomyślę. Ale nie przekreślę całkiem Jerzego Dudka po jednym błędzie. On naprawdę jest zawodnikiem światowej klasy, zresztą popadanie w skrajności jest fatalne. Przecież, gdy nie pojechał na mundial to kibice byli oburzeni, teraz niektórzy dziennikarze już w nim widzą winnego porażki. A pytanie, jakie usłyszałem na konferencji prasowej, czy decyzję o wystawieniu Dudka podjąłem samodzielnie to po prostu "dirty question", brudny chwyt. Przez kilkadziesiąt lat mojej pracy nikt, nigdy i nigdzie nie ustalał mi składu.

Rozmowa z Jerzym Dudkiem,
bramkarzem reprezentacji

Dziennik Zachodni: Czy błąd przy pierwszym golu był równoważny z utratą miejsca w bramce na mecz z Serbią?

JERZY DUDEK
: Decyzje podejmuje trener, ale na pewno nie ułatwiłem sobie zadania. Biorę ten gol na siebie, ale całej porażki raczej nie. Wszyscy zagraliśmy źle, bez agresji, woli walki, mobilizacji. Nie wiem, gdzie to wszystko zniknęło, ale stało się tak nie po raz pierwszy.

To zawsze był nasz największy problem. Dopiero przy stanie 0:2, gdy Finowie zaczęli nam grać na nerwach, coś się zaczęło dziać. Ale to już było za późno.

DZ: Co się stało przy tym nieszczęsnym wybiciu piłki, gdy trafił pan nią w Fina?

JD: Czasem tak się zdarza, nie chcę szukać wymówek.

DZ : W Liverpoolu jest pan rezerwowym, w kadrze też przyjmie pan z pokorą taką rolę?

JD: Nad kilkoma sprawami muszę się poważnie zastanowić. Chcę porozmawiać z trenerem co dalej, jak on to wszystko widzi. Zawsze mówiłem, że w reprezentacji będę grał tak długo, jak będę jej potrzebny i jak będę mógł jej pomóc. Nie wiem, ile da się jeszcze z tego zespołu wykrzesać, to musi ocenić sam Leo Beenkhakker.

DZ : Czy w tej wypowiedzi można się doszukać rezygnacji Jerzego Dudka z gry w kadrze?

JD: (uśmiech i chwila milczenia). Przecież ja tego nie powiedziałem. Mówię tylko, że chcę porozmawiać z trenerem. Nie czuję się staro, chcę tylko coś wyjaśnić.

DZ : A czy ta porażka nie zmieni waszego stosunku do Beenhakkera?

JD: Dajmy mu wszyscy trochę czasu. Jak Benitez przyszedł do Liverpoolu to przez rok popełniał błędy, szukał rozwiązań i pomysłów. No i doprowadził nad do zwycięstwa w Lidze Mistrzów.

I chociaż chciałoby mu się wierzyć, to istnieje poważna obawa, że w środę znów okaże się, że są to tylko słowa.

Źle się dzieje w PZPN

Nie najlepsza atmosfera panuje w PZPN. Członkowie piłkarskich władz nie kwapią się do kontaktów z mediami, prezesa związku Michała Listkiewicza nikt w Bydgoszczy nie widział, a o perypetiach futbolowej centrali może świadczyć nawet tajemniczy brak... sznurówek, na których zawiesza się na szyjach dziennikarskie akredytacje ułatwiające poruszanie się po stadionie. Na sobotni mecz przywieziono ledwie kilka sztuk (z apelem: weźcie je na mecz do Warszawy, bo tam już na pewno żadnych nie będzie), reszta wysłanników mediów była skazana na własną pomysłowość bądź dzierżyła plakietki w rękach, co nie ułatwia pracy i jest sytuacją w Europie niespotykaną.

Powie ktoś niby drobiazg, ale złośliwe skojarzenie z filmami sensacyjnymi, w których paski i sznurówki odbiera się w wiadomych miejscach i wiadomym osobom, robiło w Bydgoszczy prawdziwą furorę.

Długa droga
Roy Hodgson, selekcjoner Finów:

Wiedzieliśmy, że aby wygrać w Polsce, trzeba zagrać bardzo dobrze, uważnie i skutecznie. I to nam się udało. Zwycięstwo na początku eliminacji z tak trudnym rywalem jak Polska bardzo nas cieszy, bo przed meczem na pewno nie uchodziliśmy za faworytów. Trzy punkty są bardzo istotne, ale to dopiero pierwszy etap bardzo długiej i trudnej drogi. Przed nami jeszcze wiele przeszkód do pokonania, by zrealizować cel, jakim jest awans do mistrzostw Europy. Grupa, w której gramy, jest bardzo wyrównana, bardzo trudna i na pewno jeszcze nie raz zdarzą się niespodzianki.

Szukali wyjścia

Polscy piłkarze po meczu nie mieli specjalnej ochoty na rozmowy z dziennikarzami. Najpierw z szatni wypuścili zawodników, którzy spotkanie oglądali z trybun, a potem zaczęli się zastanawiać co dalej. Na zwiady poszedł więc Łukasz Garguła, który ostrożnie wyjrzał zza framugi i zniknął z powrotem. Potem podjęto próby negocjacji z ochroniarzami strzegącymi wyjścia, dzięki któremu reprezentanci mogliby ominąć strefę mieszaną, gdzie udziela się wywiadów. Wreszcie wysłano Jerzego Dudka, który z liverpoolskich doświadczeń wie, że kontakty z mediami są jednym z obowiązków zawodników. Dudek z zadania wywiązał się znakomicie, zaabsorbował część dziennikarzy opowiadając o swoich problemach, a wtedy za jego plecami ruszyła reszta ekipy. Podstęp (ach, gdyby nasi piłkarze potrafili wymyślać tyle rozwiązań na boisku - przyp. red.) nie udał się jednak do końca. Kilku kadrowiczów podzieliło się więc swoimi wrażeniami.

Michał Żewłakow:
- Graliśmy tak, jak pozwolili nam Finowie.

To był mecz, w którym nic nam nie wychodziło. Trzeba o nim jak najszybciej zapomnieć.

Tomasz Frankowski: - Przegraliśmy na własne życzenie.

Nie zrealizowaliśmy w ogóle założeń taktycznych. Mieliśmy grać w piłkę, a się szarpaliśmy. Co tu dużo mówić, zagraliśmy słabo.

Jacek Bąk: -Taka porażka bardzo boli, bo Finlandia to nie jest wielki zespół. Taki jest sport, ale będziemy walczyć dalej.

Maciej Żurawski: - Nie wyobrażam sobie, że ktoś spuści głowę i przestanie wierzyć w sukces. To dopiero pierwszy mecz,

a przed nami jeszcze 13. okazji do odrobienia straconych punktów będzie wiele.

Ireneusz Jeleń: - Przy pierwszej bramce był spalony. Nie mam pretensji, że zacząłem mecz na ławce.

Łukasz Garguła:
- W szatni nie ma grobowej atmosfery.

Wierzymy, że wszystko będzie jeszcze dobrze. Nowak Piotr

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto