MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Gra złudzeń, czyli system argentyński

Marcin Król, ika, Anna Góra, mk
rys. marek nycz
rys. marek nycz
Na pożyczkach oferowanych w systemie argentyńskim jeszcze nikt nie zyskał. Wciąż jednak ulegamy pokusie łatwego zdobycia pieniędzy. Przykład Marka Ż.

Na pożyczkach oferowanych w systemie argentyńskim jeszcze nikt nie zyskał. Wciąż jednak ulegamy pokusie łatwego zdobycia pieniędzy.

Przykład Marka Ż. z Sosnowca, jednego z oszukanych klientów Funduszu Rozwoju Budownictwa, który zdenerwowany i zdesperowany strzelał w piątek do dwóch pracowników firmy w Katowicach dowodzi jak cienka jest granica pomiędzy euforią a frustracją.

Firma obiecywała, że Marek Ż. otrzyma pieniądze bez problemu. Kwotę 50 tys. zł chciał przeznaczyć na leczenie ciężko chorej żony. Firma rozumiała potrzeby klienta. Ba, jej pracownicy pocieszali go nawet, karmiąc obietnicami, że już niedługo wszystkie jego kłopoty się skończą. Ż twierdzi, że nie zdawał sobie sprawy, że Fundusz Rozwoju Budownictwa działa w oparciu o system argentyński. Czy mówi prawdę? Nie wiadomo. Przed sądem odpowie za usiłowanie zabójstwa dwóch osób oraz nielegalne posiadanie broni. Resztę życia może spędzić w więzieniu.


Jak to się robi?

- Firmę działającą w oparciu o system argentyński może założyć każdy. Wystarczy ją zarejestrować i wpisać profil działalności. Operatywnym osobom, formalności nie powinny sprawić żadnego problemu - i chyba tak jest, skoro tych firm przybywa. Kluczem jest chwytliwa, atrakcyjna nazwa, najlepiej z takimi wyrazami jak "towarzystwo inwestycyjne", "izba finansowa", a gdy jeszcze do tego dołączy się przymiotnik "europejski", wyłania się nam instytucja poważna, wiarygodna i perspektywiczna, i klient wpada w pułapkę - mówi Dariusz Łomowski, rzecznik Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji.

Gra jednak dopiero się rozpoczyna. Do członu nazwy dorzuca się statut firmy - najczęściej jest to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, czasem spółka akcyjna. - Tyle, że prawda mija się ze stanem faktycznym, zwłaszcza w przypadku rzekomych spółek akcyjnych. To czy, firma rzeczywiście jest notowana na giełdzie można łatwo sprawdzić - dodaje Łomowski. Ale potencjalny klient już nie przywiązuje do tego wagi. Został "zbajerowany". Dbają to pracownicy - zawsze uczynni, uśmiechnięci, gotowi podać pomocną dłoń. W rzeczywistości są świetnymi aktorami, którzy do perfekcji opanowali sztukę manipulacji. My z uśmiechem podpisujemy umowę, która w konsekwencji staje się naszym wyrokiem.

- Umowy są skonstruowane tak, by nie tyle nie łamały prawa, ile je omijały. Są napisane językiem zawiłym, niezrozumiałym dla statystycznego obywatela, za to konsultant firmy ma podać taką jej interpretację, by klienta zachęcić. Najlepiej, aby klientami były osoby w przedziale wiekowym 50-70 lat. W większości to one są celem "argentyny" - mówi zastrzegający sobie anonimowość ,trener" sprzedawców, prawnik z wykształcenia, związany niegdyś z firmą działającą w systemie argentyńskim.

Sam został wystrychnięty na "dudka". - Pewnego dnia przyszedłem do pracy, ale firmy już nie było - opowiada. - Niestety, częste zmiany siedzib to specyfika działania tego typu firm - kwituje D. Łomowski. - Na ogół, w jednym mieście znajduje się centrala, zaś filie są ,ruchome", otwierane co prawda w samym sercu aglomeracji, z pięknym szyldem, ale kiepskim wyposażeniem. Przeważnie jest to pokój, w którym stoi szafa, biurko i komputer, czasem telefon. Sprzętu jest niedużo, tak by najemca mógł w każdej chwili się spakować. Na takie szczegóły osoby wabione pożyczką powinny zwracać szczególną uwagę. Jest to sygnał, że z firmą jest coś nie tak - dodaje.

Przeważnie za różnymi firmami stoją ci sami ludzie. - Jedna z takich firm działała w Katowicach. Najpierw nosiła nazwę Towarzystwo Finansowe "Prestige,. Kiedy wszczęliśmy wobec niej postępowanie, przemianowali się na Towarzystwo Wspierania Przedsiębiorczości "Inwestor" - podaje przykład rzecznik UOKiK.


Klient chce iluzji

- Psychologia funkcjonuje na usługach marketingu i sprzedaży. Kontakt emocjonalny pomiędzy firmą a klientem jest bardzo istotny, a firmy działające w systemie argentyńskim na swój sposób to wykorzystują. Magia słów nie powinna przysłaniać zdrowego rozsądku - mówi Mirosław Giza, psychoterapeuta.


Zatrzymali świadka

Katowicka policja zatrzymała wczoraj 44-letniego mężczyznę, który ma związek z piątkowym postrzeleniem dwóch pracowników Funduszu Rozwoju Budownictwa.

Zatrzymany jest mieszkańcem Piekar i również niezadowolonym klientem firmy. Z naszych informacji wynika, że to świadek krwawego zajścia. Obaj panowie spotkali się przypadkiem przed budynkiem Funduszu, nie znali się wcześniej. Okazało się, że mają ten sam problem. Jest mało prawdopodobne, że zaplanowali "ukaranie" pracowników Funduszu, którzy obiecali im kredyt i słowa nie dotrzymali.



Nasi Czytelnicy z Tychów opowiadają o tym jak wpadli w sidła Międzynarodowego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Twierdzą, że nieświadomie stali się klientami konsorcjum działającego w systemie argentyńskim.

Reklamy w prasie jak zwykle wyglądały zachęcająco. Obiecywały stałe raty, szybkie i proste procedury otrzymania kredytu, niskie roczne koszty obsługi i możliwość spłaty długu w ciągu od 5 do nawet 26 lat.
- Obiecywano nam kredyt w dwa do siedmiu dni. Pieniądze miały być przelane na konto, a jeśli ktoś go nie ma, dostarczone pocztą kurierską. Tylko że nikt z nas ich nie zobaczył - żali się Magdalena Pieczka, klientka tyskiego biura Międzynarodowego Funduszu Rozwoju Regionalnego. - Kiedy termin zaczął się wydłużać i w końcu przyszło pismo o konieczności wpłaty pierwszej raty, zorientowaliśmy się, że to kłamstwo.


Opłaty zamiast kredytu

Klienci powierzyli firmie od kilkuset złotych do nawet kilku tysięcy każdy i praktycznie nie mają szans, żeby je odzyskać.

Zanim dojdzie do podpisania umowy, klient musi wpłacić na konto funduszu połowę "opłaty zwrotnej", której wysokość jest uzależniona od sumy, na jaką podpisuje się umowę.

- Jest ona zwrotna tylko z nazwy. W momencie zerwania przez klienta umowy, 95 proc. tej sumy przepada na rzecz Funduszu - mówi Wiesław Antosik. - Kiedy zapytałem o ten zapis w umowie, pracownik powiedział mi, że mam na to nie zwracać uwagi, bo nastąpił błąd w druku.

Podobnych punktów, niekorzystnych dla klienta, jest w umowie więcej. Np. system przyznawania pieniędzy ("zestawu kwotowego") opiera się na tzw. wkładzie własnym. Pożyczkę otrzymuje ten klient, który zobowiąże się wpłacić jednorazowo najwięcej rat. Ale o tych zapisach w momencie podpisywania umowy klienci najczęściej nie wiedzą, bo warunków umowy nie można dostać do przeczytania przed wpłaceniem opłaty zwrotnej.
- Pytałem, dlaczego nie chcą nam wydać wzoru umowy. Pracownik powiedział, że tak kazało szefostwo - twierdzi Janusz Latocha. - Na to samo pytanie w centrali we Wrocławiu, gdzie pojechaliśmy wyjaśnić sprawę, usłyszałem, że mogę przyjść do nich z radcą prawnym, wtedy otrzymam umowę do wglądu.

Rzeczniczka firmy Anna Milczarek utrzymuje natomiast, że umowy nie można wziąć do domu przed podpisaniem, bo jest ona drukiem ścisłego zarachowania. Dodaje, że w każdym z 72 oddziałów firmy w całej Polsce leżą kserokopie ogólnych warunków umowy, które można sobie zabrać.


Nierzetelnie informują

Poszkodowanych klientów najbardziej oburza fakt, że zostali wprowadzeni w błąd, co do sposobu działania firmy. Pracownicy utrzymywali m.in., że pieniądze na pożyczki pochodzą z banków. W rzeczywistości ich źródłem są raty wpłacane przez innych uczestników systemu.

- Pytałem pracownika dwa razy, czy to jest system argentyński. Już raz dałem się naciągnąć, więc nie chciałem po raz drugi. - opowiada Kazimierz Winnicki. - Dwa razy usłyszałem, że nie mają z tym nic wspólnego, że to jest konsorcjum, które działa na zupełnie innych zasadach.

- W polskim prawie nie ma definicji systemu argentyńskiego. Nawet w publikacjach prasowych pisze się to w cudzysłowiu - broni pracowników rzeczniczka. - Żeby sprawdzić, czy klienci byli właściwie informowani, trzeba by zrobić konfrontację z pracownikami - dodaje.

Jednak osoby, z którymi nasi Czytelnicy podpisywali umowy, już w tyskim biurze nie pracują.
- Zostali zwolnieni, bo nie dopełnili pewnych formalności. Musieliśmy się z nimi rozstać - twierdzi Krzysztof Bogajewski, dyrektor regionalny Międzynarodowego Funduszu Rozwoju Regionalnego.


Siedziba wędruje

Wcześniej jednak doszło do kilku incydentów, zakończonych interwencją policji, kiedy pracownicy nie chcieli podać klientom swoich nazwisk. Efektem tego jest wypowiedzenie Funduszowi umowy najmu przez Nadwiślańską Spółkę Węglową, w której budynku mieści się jego biuro. NSW uzasadnia swoje działanie powtarzającymi się przypadkami niezadowolenia klientów, zakłócaniem ładu i porządku oraz faktem, że działalność Funduszu w złym świetle stawia interesy i wiarygodność spółki.

Fundusz ma już upatrzone nowe biuro w pobliżu WKU. Poszkodowani klienci obiecują jednak, że i tam będą chodzić, by uświadamiać kolejnych chętnych jak działa firma. Złożyli też doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i przygotowują pozew do sądu cywilnego.



Dlaczego świadomie angażujemy się w oszustwo?

Zdaniem socjologa, prof. Marka Szczepańskiego, chcemy sobie i innym udowodnić, że nas ono nie spotka. - Jakichkolwiek nie mielibyśmy informacji o firmie, zwycięży pokusa. Jesteśmy przekonani, że nas ten problem nie dotyczy. To inni zostali oszukani, a nam się uda - wyjaśnia prof. Szczepański.

Firmy działające w systemie argentyńskim stosują psychologię percepcji. Otrzymujemy do podpisu umowę, w której najważniejsze rzeczy napisane są drobnym drukiem, ale jeśli nawet dokładnie ją przeczytamy, niewiele z niej rozumiemy. - Nikogo to jednak nie odstrasza. Pokusa jest silniejsza, a konsultant z ramienia firmy potrafi ją wyczuć. Nie musi być przy tym zawodowym psychologiem. Na ogół posługuje się wyuczoną socjotechniką. Ważnym czynnikiem są umowy. Każdą z nich może skonstruować tylko wytrawny prawnik. Mimo że są wadliwe, zostały tak napisane, by na pozór nie budziły zastrzeżeń, a klient nie potrafił ich czytać - dodaje prof. Szczepański.

Ale to nie jedyny powód, dla którego szukamy finansowego wsparcia w "argentynie". Wiąże się to z sytuacją ekonomiczną, trudnym dostępem do kredytów bankowych, warunkiem udzielenia których jest multum zabezpieczeń, grono kilku żyrantów, itp. W systemie argentyńskim nikt tego od nas nie wymaga, wręcz przeciwnie - wita się nas z otwartymi ramionami. - Podaż generuje popyt. Tu kończy się rozważanie na temat metod socjotechnicznych. Ludzie chcą po prostu dostać pożyczkę - dodaje Dariusz Łomowski, rzecznik Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji. Większość firm tak działających znajduje się na celowniku UOKiK. - Klienci firm, na które nałożyliśmy kary i zabroniliśmy im stosowania wspomnianych praktyk są zwolnieni z jakichkolwiek świadczeń wobec tych podmiotów. Te umowy są nieważne i o tym powinni wiedzieć. Mogą poza tym ubiegać się o zwrot poniesionych kosztów w sądzie. To nieprawda, że te pieniądze muszą im przepaść. Najlepiej w takiej sytuacji kontaktować się z wojewódzkim rzecznikiem UOKiK - mówi Łomowski.


Oni są niebezpieczni!


Piotr Tymochowicz
, specjalista ds. marketingu politycznego:

W Polsce działają trzy rodzaje firm oferujących pożyczki w systemie argentyńskim. W sumie na świecie jest ich pięć. Ich wspólnym mianownikiem jest udzielanie pożyczek na podstawie losowania. W krajach Europy Zachodniej pożyczkę otrzymuje jedna osoba na dziesięć, w Polsce jedna na sto. Chodzi o to, by każdego traktować tak, by czuł się jakby to on został wylosowany. Właśnie tu tkwi haczyk. Schemat przypomina nieco informację o nagrodzie pieniężnej, którą otrzymujemy pocztą. Wpadamy w euforię, nawet jeśli po dokładnym przeczytaniu ulotki, okazuje się, że aby ową wygraną otrzymać, musimy coś wcześniej kupić. W przypadku systemu argentyńskiego, staramy się o pożyczkę wypłaconą z pieniędzy, które... uprzednio wpłacamy. Istotną kwestią jest tutaj sposób szkolenia osób, które oferują nam pożyczkę. Manipulacja ze strony pracownika firmy jest w pełni zamierzona. W ten sposób kupuje się zaufanie klienta. Pracowników uczy się gry na emocjach klientów, odporności na emocjonalną huśtawkę. W pułapkę wpaść nietrudno.

Zanim zająłem się marketingiem politycznym, pomagałem wychodzić ludziom z sekt ekonomicznych i terapeutycznych. Tutaj sytuacja jest podobna. Te firmy są niebezpieczne i przed ich praktykami trzeba ludzi przestrzegać. Ă mk


Jak się nie dać?

* Nie podpisuj żadnej umowy bez jej przeczytania;

* Jeśli pracownicy firmy nie chcą ci udostępnić umowy do przeczytania "na spokojnie", możesz podejrzewać, że nie jest ona dla ciebie korzystna;

* Jeśli masz wątpliwości, skonsultuj umowę z rzecznikiem konsumentów, Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów, izbą handlową, klubem federacji konsumentów lub przynajmniej zapytaj o radę sąsiadów i rodziny;

* Jeśli firma żąda od ciebie wysokiej opłaty (kilkuset złotych) za rozpatrzenie wniosku, przed uzyskaniem kredytu lub oferuje bardzo niskie odsetki - na poziomie 3-5 proc., możesz przypuszczać, że działa w systemie argentyńskim;

* Jeśli w umowie nie pojawia się słowo kredyt lub pożyczka, ale zamiast nich znajdziesz pojęcia takie jak: towar, środki finansowe, zestaw kwotowy, gremium, grupa, udział własny, oferta osobista, asygnata, akt asygnacyjny, raty kompletne i raty cząstkowe, plan ratalny, możesz mieć do czynienia z konsorcjum.

Uwaga

Przeczytaj, zanim podpiszesz umowę

Z wyników kontroli przeprowadzonych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wynika, że większość przedsiębiorstw prowadzących działalność w systemie argentyńskim działa niezgodnie z prawem.
Jakie praktyki stosują, przeczytaj na stronie: www.uokik.gov.pl

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto