MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Granica nie zniknie...

Jacek Bombor
po co nam obiecywali ułatwienia? - pyta pani Ewa Karakuła (na zdjęciu z dziewięcioletnim synem Michałem). fot. agnieszka materna
po co nam obiecywali ułatwienia? - pyta pani Ewa Karakuła (na zdjęciu z dziewięcioletnim synem Michałem). fot. agnieszka materna
Ludzie mieszkający przy polsko-czeskiej drodze w Rudyszwałdzie liczyli, że po 1 maja będzie im łatwiej przekraczać granicę. Ale się przeliczyli. Wszyscy wiązali z wejściem do Europy jakieś nadzieje, a okazuje się, że ...

Ludzie mieszkający przy polsko-czeskiej drodze w Rudyszwałdzie liczyli, że po 1 maja będzie im łatwiej przekraczać granicę. Ale się przeliczyli. Wszyscy wiązali z wejściem do Europy jakieś nadzieje, a okazuje się, że dla nas nic się nie zmieniło. To po co nam obiecywali ułatwienia? - pyta pani Ewa Karakuła. Droga przy której mieszka, w połowie należy do Czech, w połowie do Polski - przez sam środek przebiega granica państwowa. Mieszkanie w miejscu, gdzie legalnie nie można nawet przejść na sąsiednie pobocze drogi przed domem, do łatwych nie należy...

Szukamy ze stroną czeską sposobu, by ułatwić życie mieszkańcom - zapewnia kpt Grzegorz Klejnowski, rzecznik śląskiej Straży Granicznej.

Do nas Europa nie dotarła - denerwują się mieszkańcy ul. Rakowiec i WOP w Rudyszwałdzie (gmina Krzyżanowice). Droga, przy której mieszkają, w połowie należy do Czech, w połowie należy do Polski - przez sam środek przebiega granica państwa.

Mieszkanie w takim miejscu, gdzie legalnie nie można nawet przejść na sąsiednie pobocze drogi przed domem, to żadna przyjemność. Dlatego mieszkańcy czekali na wejście Polski do Unii Europejskiej jak na zbawienie...


Po co gadanie?

Do przejścia małego ruchu granicznego łączącego Rudyszwałd z Silherovicami bardzo łatwo dojechać z Chałupek. Za szlabanem granicznym - o dziwo - nadal po prawej stronie jest Polska, a Czechy po lewej. Droga otrzymała status drogi wspólnej, więc okoliczni mieszkańcy mogą się poruszać po całej jej szerokości. Jednak Polacy nie mogą się zatrzymywać na czeskim poboczu, a Czesi na polskim. Osoby wjeżdżające drogą wspólną do Rudyszwałdu nie mogą na najbliższym skrzyżowaniu skręcić w lewo do czeskich Antosovic, czy Silherowic.

- Muszę się meldować na strażnicy za każdym razem, gdy chcę z dzieciakami pójść obejrzeć pobliskie pole golfowe. Dla mnie to bardzo dziwne zasady - mówi Ewa Karakuła, która zamieszkała przy drodze wspólnej trzy lata temu. - Poza tym żeby przekroczyć granicę z dzieciakami, muszę w urzędzie gminy wykupić zaświadczenie o dzieciach, ważne 2 miesiące. Bo w nowych dowodach osobistych nie ma informacji o dzieciach. Jeden taki dokument kosztuje 16 złotych. Wszyscy wiązali z wejściem do Europy jakiejś nadzieje, a okazuje się, że dla nas to bez różnicy. To po co nam obiecywali ułatwienia? - pyta pani Ewa.


Szukają rozwiązania

- Na razie po 1 maja zasady przekraczania granicy się nie zmienią, ale szukamy ze stroną czeską sposobu, by ułatwić życie mieszkańcom - zapewnia tymczasem kpt Grzegorz Klejnowski, rzecznik śląskiej Straży Granicznej, nie wdając się jednak w szczegóły.

Na czym miałyby polegać dyskutowane ułatwienia? - Za wcześnie by o tym mówić. Nie chciałbym zapeszać... - dodaje Klejnowski.

O fenomenie tzw. drogi wspólnej w Rudyszwałdzie pisaliśmy po raz pierwszy dwa lata temu. To jedyne tego typu miejsce na południowej granicy i powód udręki kilkudziesięciu mieszkańców. Dzieciaki nie mogą nawet przynieść piłki, która przypadkiem potoczy się na czeską stronę. Ludzie nie mogą bez pozwolenia zagrabić liści po drugiej stronie drogi, ani zagonić kur, które tam uciekły. Gdyby to zrobili, mogliby zostać oskarżeni o naruszenie granicy państwowej, a za to grozi więzienie. Żeby je legalnie wyłapać, mieszkańcy muszą dojść do strażnicy granicznej - to ok. 1 km - i powiadomić pogranicznika o wejściu na stronie czeską. Potem nie wolno przejść przez drogę do domu - tylko znowu do strażnicy, by powiadomić o... powrocie do kraju (!!!). Mieszkańcy muszą się mieć na baczności, bo codziennie środkiem drogi maszerują pogranicznicy, którzy strzegą prawa.

- Po 1 maja nie będą musieli tamtędy chodzić - wyjaśnia Klejnowski.

Czekamy na Schengen

Maksymilian Lamczyk, zastępca wójta Krzyżanowic przyznaje, że opłaty za dzieci nie znikną, ale być może już wkrótce ludzie nie będą musieli zgłaszać "przejścia do Czech" w oddalonej strażnicy. - Przy drodze wspólnej straż graniczna stawia budkę dla pograniczników, więc tam będzie można załatwiać formalności. Zawsze to kilkaset metrów bliżej - dodaje Lamczyk.

Tymczasem mieszkający w Chałupkach Wilhelm Wolnik, były wieloletni wójt Krzyżanowic, obecnie radny powiatowy mówi, że tak jak do tej pory ludzie mieszkający przy pechowej drodze czekali na wejście Polski do UE, tak teraz muszą czekać na nasze wejście do Układu w Schengen. - Bo dopiero to oznacza koniec problemów i faktycznie zniesienie granic, i procedur granicznych - mówi Wolnik.

Kiedy Polska podpisze Układ z Schengen? - najwcześniej w latach 2007-2008 - tłumaczą w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Piknik motocyklowy w Zduńskiej Woli

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto