MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Historia trzech zdjęć

Marek Twaróg
- 80 lat? To niemożliwe - dziwi się Józef Makal, gdy zagląda w swą metrykę. Bo wciąż emanuje z niego radość życia, wciąż cieszy się każdym dniem i cały czas chciałby fotografować.

- 80 lat? To niemożliwe - dziwi się Józef Makal, gdy zagląda w swą metrykę. Bo wciąż emanuje z niego radość życia, wciąż cieszy się każdym dniem i cały czas chciałby fotografować. Józef Makal - legenda śląskiej fotografii prasowej, znany w całej Polsce, a dzięki uczestnictwu w World Press Photo - także poza jej granicami. Wieloletni fotoreporter Dziennika Zachodniego skończył wczoraj 80 lat. Ci, którzy go znają, jak echo powtarzają za nim: "To niemożliwe".

Już w 1956 roku pracował dla DZ. Zaczął od oddziału w Sosnowcu, ale szybko ściągnięto go do głównej redakcji w Katowicach. Jednocześnie został śląskim korespondentem Centralnej Agencji Fotograficznej, najważniejszej wtedy agencji foto w kraju. - Zawsze będę powtarzał, że czas aktywnej pracy w Dzienniku Zachodnim był najlepszym czasem mojego życia - mówi dziś Makal.

Przeżył wszystko, co w tym zawodzie przeżyć trzeba. Ocierał łzy, gdy mimo tragedii musiał fotografować zapłakane wdowy pod kopalniami, śmiał się do rozpuku, gdy cenzura kazała mu likwidować negatywy z "niebezpiecznymi ustrojowo" minami Gomułki czy Gierka, ciarki przechodziły mu po plecach, gdy przez obiektyw patrzył na wzburzonych robotników i wystraszonych aparatczyków partyjnych. Rano robił nudne zdjęcie z kolejnej wizyty państwowej, by po południu już być na miejscu tragicznego wypadku. Dola fotoreportera, dola dziennikarza.
80 lat? To niemożliwe.


Boski chłopak z Sosnowca

Jestem dumny z tego zdjęcia, bo wydaje mi się, że nikt z kolegów dziennikarzy nie fotografował tej sytuacji - mówi Józef Makal. A sytuacja to niezwykła; jest rok 1957, do Katowic i Sosnowca przyjeżdża ze Stanów Zjednoczonych sam Jan Kiepura i w pierwszym mieście daje koncert w Hali Parkowej przy ulicy Kościuszki.

- To był dla nas wszystkich szok - wspomina Makal. - Setki eleganckich pań wyciągało z szafy swoje kapelusze i najlepsze płaszcze, by godnie zaprezentować się na tle wielkiego Kiepury.

To był czas, kiedy Kiepurze wymawiano, że porzucił Polskę. Że nie przyjeżdża, nie koncertuje. A jeśli już przyjeżdża, to i tak arie nie wychodzą mu tak dobrze jak kiedyś. Ale w Katowicach oraz w swym rodzinnym Sosnowcu i tak błyszczał jak prawdziwa gwiazda.

- Z jednej strony co aktywniejsi ludzie władzy opluwali go, a z drugiej - musieli zapewnić mu ochronę, jak wielkiej gwieździe. Dziennikarze wyraźnie widzieli ten paradoks - mówi Makal.

W Komitecie Wojewódzkim partii zastanawiano się, jak się uporać z tym kłopotliwym gościem. Ignorować? Nie sposób! Wszędzie gdzie się pojawił, kobiety mdlały, a co silniejsi panowie bili się o autograf. Doceniać? No jakże to... Przecież opuścił Polskę i w ogóle taki przedwojenny, sanacyjny typ...

Makal wykonywał wtedy zdjęcia Kiepurze dla periodyku "Co dalej" (krótka przygoda poza DZ), który na fali gomułkowskiej odwilży krótko ukazywał się w Katowicach.


Refleks i piękno

Zajrzyjmy teraz do "Dziennika Zachodniego" z końca 1969 roku, który pisał o swoim wspaniałym fotoreporterze: "Makalowski styl prasowego fotoreporterstwa na pewno zasługuje na miano humanistycznego. Ze zdjęć Makala (...) zawsze przebija wiara w człowieka, w jego wolę, siłę i dobroć." Czyż eleganckie dziewczyny na setkach zdjęć naszego fotoreportera, to nie wyraz owego humanistycznego podejścia do roboty? Nigdy nie miał problemów z wyszukaniem piękności, które mógłby uwieczniać na fotografiach. Jego cykl "Po prostu sympatyczna", który za zgodą legendarnego naczelnego DZ, Bronisława Szmidta-Kowalskiego wiele lat ukazywał się w naszej gazecie, przeszedł do historii. Zdjęcie, które wybrał, gdy rozmyślał nad swoimi 80. urodzinami, prezentowane było nawet na wystawie "World Press Photo".

- W 1962 roku przebywałem szkolenie wojskowe we Wrocławiu i robiłem zdjęcia dla "Żołnierza Ludu" - mówi Makal. - Gdy nie było redakcyjnej roboty, wychodziłem do miasta i polowałem na dziewczyny.

Polował z aparatem oczywiście. Jako że dzień zaczynał w kawiarni w centrum miasta (mówi o sobie: "Byłem wtedy kawiarnianym chłopcem"), z okien lokalu widział jedno ze skrzyżowań. - Zobaczyłem piękną dziewczynę, która chciała przejść na drugą stronę ulicy - wspomina. - Wybiegłem z aparatem i już chcę robić zdjęcia, gdy ona wyskakuje na drogę tuż przed nadjeżdżające auto.

Zdjęcie - marzenie. Dziewczyna - też marzenie. Poznał ją potem bliżej. - Była aktorką Operetki Wrocławskiej - przypomina sobie.

To zdjęcie jest kwintesencją jego stylu pracy. - Zawsze mówiłem, że najważniejszy w tej robocie jest refleks - zwraca uwagę. - Zawsze trzeba mieć aparat przy sobie, bo nie znasz godziny, kiedy zobaczysz coś wspaniałego. Coś, co jest wymarzoną sytuacją, która niechybnie stworzy dobrą fotografię prasową.


Saluto, ludu pracujący!

Saluto, saluto - wołał Makal z auta, gdy jechał ulicami Zabrza. Na chodniku poruszenie: - Ty, patrz, to chyba ten Castro - wołały ekspedientki ze sklepów i zaczęły gorąco pozdrawiać "przywódcę". Ten żart mógł Makala drogo kosztować. Na szczęście rozeszło się po kościach.

Makalowi wpadł ten żart do głowy podczas wizyty na Śląsku prawdziwego Fidela Castro. Był czerwiec 1972 roku. Fotoreporterzy w specjalnie wynajętym gaziku podróżowali w kolumnie rządowej - kilka aut za limuzyną kubańskiego przywódcy. Zdezorientowani ludzie, którzy wylegli na ulice Zabrza, wiedzieli, że jedzie szacowny gość, ale nie potrafili rozpoznać, w którym aucie siedzi.

Makal, który od zawsze nosił bujną brodę i z daleka rzeczywiście mógł być podobny do Fidela, nie zastanawiał się długo. - Gdy tak krzyczałem "Saluto" i pozdrawiałem lud pracujący, zabawa była przednia - wspomina fotoreporter.

Do czasu, gdy pryncypialni koledzy dziennikarze z Warszawy uświadomili sobie, jak wielka może z tego być draka. Ściągnęli Makala z burty gazika i zabrali się za uświadamianie mu zagrożenia. A gdyby esbecja zauważyła? Albo ktoś z "ludu pracującego" doniósł do Komitetu Wojewódzkiego, że dziennikarze robią sobie jaja?

Wszystko rozeszło się po kościach. Fidel był zachwycony Polakami i paradował w galowym mundurze Honorowego Górnika PRL (na zdjęciu podczas odwiedzin kopalni "Jan" w Katowicach), a część przechodniów na ulicach Zabrza do dzisiaj pewnie nie wie, że Castro, którego widzieli, tak naprawdę miał na imię Józef. Po latach jest to jedna z najlepszych anegdot związanych z naszym wielkim fotoreporterem.

zdjęcia: Józef Makal

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto