Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz Gniatkowski wystąpi na swoim festiwalu z przyjaciółmi z dawnych lat

Violetta Gradek
Janusz Gniatkowski wrócił do śpiewania dzięki uporowi żony, Krystyny Maciejewskiej.
Janusz Gniatkowski wrócił do śpiewania dzięki uporowi żony, Krystyny Maciejewskiej.
Przez lata był gwiazdą polskiej piosenki. Porównywano go z Bingiem Crosbym, Frankiem Sinatrą. Krytycy mawiali, że czaruje publiczność jak Elvis Presley. Tragiczny wypadek przerwał jego karierę.

Przez lata był gwiazdą polskiej piosenki. Porównywano go z Bingiem Crosbym, Frankiem Sinatrą. Krytycy mawiali, że czaruje publiczność jak Elvis Presley. Tragiczny wypadek przerwał jego karierę. Janusz Gniatkowski przeżył, ale długo cierpiał na amnezję. Dzięki uporowi żony powrócił do śpiewania. Na swoim festiwalu w połowie września w Żarkach po raz pierwszy wystąpi po wielu latach z profesjonalną orkiestrą.

- Kiedyś występowaliśmy bardzo dużo. Mieliśmy od 300 do nawet 360 koncertów rocznie - opowiada Krystyna Maciejewska, żona artysty. - Janusz objeżdżał wszystkie miasta, w których były sale powyżej 300 miejsc. Miał zwyczaj odwiedzać swoich fanów i po kilka razy był tam, gdzie go lubiano. Tuż przed wypadkiem graliśmy w wielkich salach. Całą Polskę objeżdżaliśmy, podróżowaliśmy za granicę i znowu koncertowaliśmy w kraju. I bardzo nam teraz tego brak - występów, kontaktu z ludźmi. A fani telefonują, przyjeżdżają nawet do nas do domu. Dają nam sygnały, że Janusza im brak w życiu. Więc wymyśliłam ten festiwal po to, żeby Janusz spotkał się z ludźmi, którzy go kochają. I żeby usłyszała go młodzież, która przez te 16 lat od wypadku zapomniała, a właściwie nie wiedziała o jego istnieniu. Chcę przez festiwal przypomnieć postać Janusza młodym i zajrzeć do serc starszych ludzi, w których Janusz ciągle jest.

Przyjadą gwiazdy

Pomysł zorganizowania festiwalu poparli koledzy artysty z branży. Przyjazd zapowiedzieli Elżbieta Igras, Stenia Kozłowska, Jolanta Kubicka, Hanna Rek, Krzysztof Cwynar, Andrzej Dyszak, Edward Hulewicz, Wojciech Korda, Zofia Czernicka i Tadeusz Woźniakowski.

- Przyjadą za darmo, tylko z miłości do Janusza, na koncert galowy do Żarek 16 września, który będzie poprzedzony koncertem laureatów - mówi Krystyna Maciejewska.

W jury festiwalu zasiądą Małgorzata Starczewska-Owczarek, śpiewaczka z Częstochowy, piosenkarka Nina Urbano, pisarz Andrzej Kalinin, dziennikarz muzyczny Marek Gaszyński i piosenkarz Robert Janowski. Być może uda się także dotrzeć Janowi Zagoździe, który w I programie Polskiego Radia od lat przygotowuje audycje muzyczne poświęcone piosenkom sprzed lat.

- Byłoby wspaniale, gdyby powiedział o Januszu 30-letnim, którego już nie bardzo pamiętamy - przyznaje żona artysty. - Przy okazji festiwalu grzebiemy w archiwaliach domowych. Odkrycia są niesamowite. Np. okazało się, że pierwsze profesjonalne nagranie Janusza w Katowicach pochodzi z 30 marca 1954 roku. A w tygodniku "Panorama" z tego samego roku wydrukowano jego siedem przebojów. Z różnych książek i artykułów o Januszu dowiedzieliśmy się też, że na jego koncercie w Bydgoszczy było 100 tysięcy ludzi, a na koncercie na Wałach Chrobrego w Szczecinie aż 150 tysięcy!

Cudowny głos

- Kiedy słucham jego nagrań z koncertów z początku lat 60., to w jego płynącym głosie jest jakaś niesamowita lekkość, ciepło, tyle swobody - mówi pani Krystyna. - On przepięknie buduje nastrój. Jego głos brzmi jak szeroka płynąca rzeka.

Artysta niestety już nie śpiewa tak jak dawniej. 16 lat temu na przejściu dla pieszych w Częstochowie potrącił go samochód. Przez prawie dwa miesiące był nieprzytomny. Kiedy odzyskał świadomość, nie wiedział, kim jest. Lata trwało najpierw leczenie artysty, później jego rehabilitacja. Doznane urazy i przeprowadzone zabiegi, m.in. tracheotomia, spowodowały, że stracił piękną, głęboką barwę głosu. Pracę na estradzie porzuciła też jego żona, żeby być cały czas przy cierpiącym na amnezję mężu. Walczyła o każde jego wspomnienie, nowe słowo, zanuconą melodię. I właśnie jej upór sprawił, że pan Janusz znów nauczył się życia, wrócił do dawnego świata. Kiedyś na szpitalny oddział rehabilitacji przyniosła kasetę z jego piosenkami. Włączyła magnetofon. Mąż wykonywał ćwiczenia na rowerze i płakał, że kiedyś mógł tak śpiewać. Szlochając, przypominał sobie siebie sprzed lat. Poważne uszkodzenia mózgu uniemożliwiły artyście powrót na estradę. Żona cierpliwie się nim opiekowała.

Wielka miłość

- Pracowałam z nim na wyczucie, intuicyjnie - wspomina. - Siedziałam ciągle przy nim i łapałam te minuty jego gotowości mózgowej. Uporczywie przemawiałam do niego. Zawsze mówił barwnie, ciekawie. Po wypadku odzywał się monosylabami. Ulokowałam go w pięcioosobowej sali, żeby patrzył na ludzi w różnych sytuacjach, kiedy się golą, śpiewają, dowcipkują, przeklinają. Żeby przypominał sobie świat.

Wynik rehabilitacji zadziwił wszystkich, także lekarzy. Gniatkowski zaczął chodzić, swobodnie rozmawia, choć jego pamięć jest krótka.

- Ma prawdopodobnie uszkodzony ośrodek bólu. Przewróci się i po dwóch godzinach spostrzegam na jego kolanie siniaki. A jego nic nie boli. Zauważenie najprostszej choroby wymaga ciągłej uwagi - mówi pani Krystyna.

Trwa przy mężu od lat, choć Janusza sprzed i po wypadku dzieli przepaść. Ale - jak uważa Maciejewska - w takich sytuacjach życiowych nie ma wyboru. Najtrudniejsza po wypadku była codzienność. Gniatkowskiemu udało się jednak odzyskać energię, radość, a nawet stanąć na scenie.

- Janusz to silny człowiek. Potrafi i może więcej od innych - uważa jego żona.

Powrót

Przez lata po wypadku nie chciał śpiewać. Jego głos był bez barwy. Chodził na lekcje do Małgorzaty Starczewskiej-Owczarek, która - jak mówi pani Krystyna - była nie tylko jego nauczycielką śpiewu, ale i terapeutką.

- Przekupywała go pierogami, żeby zechciał zaśpiewać choć parę tonów - wspomina Maciejewska. - I męczyła się tak z miłości do tego dawnego Gniatkowskiego, aż coś wreszcie zostało osiągnięte.

Andrzej Kalinin kilka lat temu urządził imieniny pana Janusza. Gniatkowski odważył się wystąpić. Stanął przed publicznością z muzykami. Śpiewali stare piosenki. Towarzyszyła mu żona.

- To był występ w konwencji balu, bo pomyślałam sobie, że jak ludzie będą trochę po alkoholu, to nie zauważą, że jest tak źle z jego głosem - mówi Maciejewska. - Ale kiedy wróciliśmy do domu, popłakałam się ze szczęścia. 11 lat czekałam na to, by Janusz mógł znów śpiewać.

Potem zaczęły się próby w Poraju, gdzie mieszkają od lat i wspólne śpiewanie z Jurajską Kapelą.

- Teraz na festiwalu właściwie po raz pierwszy od wypadku Janusz stanie na scenie z profesjonalnym zespołem. Sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Żeby tylko była pogoda, bo ludzie będą na pewno. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby na występie Gniatkowskiego nie było publiczności - śmieje się Krystyna Maciejewska.

- Zaśpiewam swoje stare piosenki, które ludzie lubią. Na pewno "Appasionatę" - obiecuje pan Janusz.

Przebój za przebojem

Janusz Gniatkowski pochodzi ze Lwowa. Urodził się tam 6 czerwca 1928 roku. Powojenne losy pchnęły go do Katowic. Zawsze lubił śpiewać. Na początku lat 50. odważył się na muzyczny sprawdzian i zgłosił na przesłuchanie do katowickiej rozgłośni Polskiego Radia. Nagrał piosenkę "Spokojnej nocy", która stała się przebojem.

Odtąd jego kariera potoczyła się błyskawicznie.

Nagrywał z orkiestrami Jerzego Haralda i Waldemara Kazaneckiego, a prawie każdy nowy utwór stawał się szlagierem. Równocześnie z Nataszą Zylską i Janem Dankiem stworzyli program estradowy "Spotkamy się za rok", z którym wielokrotnie objechali kraj. Ruszyli w tourn%E9e artystyczne do Czechosłowacji, Związku Radzieckiego, NRD, Jugosławii i na Węgry. Piosenek śpiewanych przez Gniatkowskiego: "Appasionata", "Indonezja", "Kuba", "Bella dona", "Vaya con Dios", "Arivederci Roma" słuchała cała Polska. W latach 60. piosenkarz wyjechał z koncertami za żelazną kurtynę - do Wiednia. Podczas trzymiesięcznego tourn%E9e ze swoją grupą estradową, w której była m.in. młodziutka piosenkarka Krystyna Maciejewska, występował w ZSRR: od Kowna przez Leningrad po Ałma Atę i Taszkient śpiewając "Siedem czerwonych róż", "Za kilka lat", "W kalendarzu jest taki dzień", "Podmoskiewskie wieczory". Sale pękały w szwach. W latach 70. wielokrotnie wyjeżdżał do USA na trasy koncertowe. Piosenki "Podróż do gwiazd", "Ji Mondo", "Ostatni walc", "Meksykana" stały się przebojami nie tylko w naszym kraju, ale i wśród Polonii amerykańskiej. W 1978 roku wystąpił na festiwalu w Opolu, bo jego dwie piosenki "Appasionata" i "Za kilka lat" zdobyły wysokie lokaty w plebiscycie publiczności na przebój 30-lecia. W latach 80. wraz z Krystyną Maciejewską występował z koncertami dla młodzieży i znów ruszył w tourn%E9e po Polsce i Europie. Nagrał dla telewizji wiązankę piosenek z czasów młodości. Ponownie wystąpił na festiwalu opolskim w 1989 r. w koncercie "Cicha woda", gdzie zaśpiewał wraz z żoną stare przeboje. Lucjan Kydryński, zapowiadając piosenkarza, przypomniał o jego wielkiej popularności, a prasa zapowiadała come back artysty. Gniatkowski przygotował wraz z żoną dwujęzyczny materiał płytowy na tourn%E9e do USA i Kanady. Plany wyjazdu pokrzyżował jednak wypadek, który przerwał trwającą 30 lat karierę piosenkarza.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto