Korki wysoko opłacone

Stan autostrady do Krakowa budził obiekcje jeszcze zanim przejął ją Stalexport, choć była po gruntownym remoncie. Już wtedy nawierzchnia była w wielu miejscach garbata. Pisaliśmy o tym w DZ, ale ówczesna Okręgowa Dyrekcja Dróg Publicznych w Katowicach zarzuciła nam brak obiektywizmu. Później było już tylko gorzej. Szkody górnicze w rejonie Mysłowic zmusiły drogowców do ograniczenia prędkości na feralnym odcinku do 50 km na godzinę. Wydawało się, że wprowadzenie opłat zlikwiduje problemy. Skoro za przejazd trzeba płacić, warunki jazdy powinny być komfortowe. Nic z tego.

Obecnie remontowane są odcinki o łącznej długości ok. 8 kilometrów. Płatna trasa liczy 61 kilometrów, więc 13 proc. to nie autostrada, ale normalna (kiepska!) droga. Obniżenie ceny za przejazd wydaje się zatem oczywiste.

- Nie możemy - twierdzi Tomasz Niemczyński, prezes spółki Stalexport Autostrada Małopolska. - Obniżka nawet o 50 groszy to 7,5 mln zł straty w ciągu roku. Za to możemy wyremontować 2 duże wiadukty albo 3 mniejsze.

Rzecz w tym, że taka obniżka w ogóle nie zadowalałaby kierowców. Ich zdaniem, opłaty powinny być obniżone na czas remontu o 30, a nawet o 50 procent.

- To nie tylko sprawa remontów. Na przykład źle działają Miejsca Obsługi Podróżnych. Czemu prysznice pod Balicami stale są zamknięte? - dziwi się Tadeusz Tkacz, kierowca TIR-a z Otmuchowa na Opolszczyźnie.

Jechaliśmy autostradą wczoraj. W stronę Krakowa, jeszcze przed bramkami w Brzęczkowicach samochód podskakuje na nierównej nawierzchni. Na 345. kilometrze (patrząc na oznakowanie słupków) pierwsze przewężenie. Dwa kilometry dalej drugie, bo drogowcy remontują wiadukt. Następne po kolejnych dwóch kilometrach i po dziesięciu. Potem cztery kilometry jednym pasem, dalej kawałek ,normalnie" i sytuacja się powtarza. Koszmar! Z powrotem jest to samo. Kierowcy klną i na odcinkach bez robót dociskają pedał gazu, żeby nadrobić stracony czas.
Stalexport zgarnął z autostrady w ubiegłym roku 80 mln zł. To prawie 220 tys. zł dziennie. Oczywiście z tych pieniędzy trzeba trasę utrzymać. Ale nie można tyle samo płacić za przejazd w czasie pół godziny i o połowę dłuższym. A w godzinach szczytu tak właśnie wydłuża się jazda autostradą.

O ile na prostych odcinkach dochodzi do groźnych wypadków, bo kierowcy gwałtownie przyspieszają, o tyle na remontowanych fragmentach jest mnóstwo kolizji.

- Samochody najeżdżają na oznakowania, które z kolei przewracają się na auta nadjeżdżające z przeciwka - tłumaczą policjanci z komisariatu autostradowego policji. Łączna liczba kolizji na płatnym odcinku dochodzi już do 40 miesięcznie. Podobnie będzie z ciężkimi wypadkami. W ubiegłym roku na autostradzie zginęło 8 osób, a 126 zostało rannych.
Na kolizjach zbijają majątek firmy holownicze, które wręcz łupią kierowców. Nie tak dawno jedna ze spółek Stalexportu została ukarana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów za skandaliczną umowę, dającą monopol na holowanie tylko kilku firmom. Cenniki wywindowano pod niebiosa - np. w niedzielę za holowanie do najbliższego zjazdu 530 zł!

Kierownictwo Autostrady Małopolskiej twierdzi, że choć nie będzie obniżek (co uważamy za skandaliczne lekceważenie kierowców i dobrych obyczajów), to do końca tego roku nie będzie także podwyżek. Co jednak nastąpi w przyszłym roku - nie wiadomo. Opłaty za przejazd autostradą pod Poznaniem są bowiem jeszcze wyższe i prezes Niemczyński przy wielu okazjach to podkreśla. Prawdopodobnie zostaną wprowadzone także opłaty za przejazd autostradą A-4 od Gliwic do Wrocławia. To może sprawić, że opłata za jazdę do Krakowa wzrośnie. O ile? Ustawa o autostradach płatnych przewiduje maksymalną stawkę 22 groszy za kilometr. Czyli w jedną stronę samochodem osobowym moglibyśmy zapłacić ponad 13 złotych.