Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ludzie z NIK-ąd?

Grzegorz Zasępa
Collage Bogusław Tomża
Collage Bogusław Tomża
Byli kontrolerzy z Najwyższej Izby Kontroli są wyjątkowo łakomym kąskiem dla firm. Opanowali właściwie wszystkie spółki węglowe. Chętnie zatrudniają ich banki i przedsiębiorstwa państwowe.

Byli kontrolerzy z Najwyższej Izby Kontroli są wyjątkowo łakomym kąskiem dla firm. Opanowali właściwie wszystkie
spółki węglowe. Chętnie zatrudniają ich banki i przedsiębiorstwa państwowe. - To chore i mocno kontrowersyjne praktyki - uważa Julia Pitera, prezes Transparency International.

Władysław Matuszek pracował w Najwyższej Izbie Kontroli. Wraz z dwoma kolegami kontrolował Bytomską Spółkę Węglową, gdzie wcześniej wykryto olbrzymie nieprawidłowości. Kilka miesięcy później był już jednym z dyrektorów BSW. Dziś zarządza dużą spółką stworzoną przez BSW - Bytomskim Holdingiem Produkcyjno-Usługowym (BHPU). Już jako prezes był kontrolowany przez dawnego kolegę po fachu - Zbigniewa Sz. Po kilku miesiącach ku zaskoczeniu przełożonych Sz. przeszedł na wcześniejszą emeryturę i... dostał posadę w górnictwie - Rybnickiej Spółce Węglowej.

Wojciech K. też kontrolował jedną z kopalń BSW. Po kilku miesiącach kierował już w spółce pionem kontroli wewnętrznej. Jak twierdzą nasi informatorzy, takie przykłady można mnożyć.

Kontrolerzy z NIK są rozchwytywani na rynku pracy.
Czy to zdrowy układ, by kontrolerzy przechodzili do pracy do firm, które kontrolowali? Dyrektor katowickiej delegatury NIK Mieczysław Kosmalski mówi wprost. - Nie mam żadnej możliwości zatrzymania kogoś na siłę. Nikt też nie musi uzgadniać ze mną, do jakiej firmy odchodzi.

Szkoda kontrolera

Władysław Matuszek był dobrym kontrolerem. Dyrektor katowickiej delegatury NIK mówi o nim: zdolny człowiek. - Gdy chciał odejść, próbowałem go zatrzymać, ale nie było jeszcze ustawy kominowej i w górnictwie płacili co najmniej dwa razy tyle co w NIK. - Kontroli o którą chodzi nie przeprowadzał sam, a jego rola była dość ograniczona.

- To normalna procedura - mówi osoba związana z jedną ze spółek węglowych. - Byli NIK-owcy opanowali wszystkie spółki węglowe. Niech pan sobie już sam odpowie na pytanie, dlaczego oni są tak cennym nabytkiem właśnie w górnictwie, gdzie afera goni aferę.

Rektor też chce

Najwyższa Izba Kontroli wykryła niedawno aferę w katowickiej AWF. Okazało się, że straty uczelni przynosi Fundacja AWF, której prezesem jest... rektor AWF prof. Wiesław Pilis. Sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Tymczasem rektor zaproponował posadę w uczelni... byłemu kontrolerowi NIK, który niedawno przeszedł na emeryturę. - Słyszałem o tym, ale człowiek, który odchodzi z NIK-u może robić i pracować, gdzie chce - potwierdza dyrektor Kosmalski. - W tej konkretnej sprawie jako dobry fachowiec może pomóc wyprostować pewne sprawy na tej uczelni. Jeżeli pozwoli uniknąć nieprawidłowości, to można być z tego tylko zadowolonym. Osoba, o którą chodzi, nie przeprowadzała nigdy kontroli w AWF.

Profesor Pilis tłumaczy, że postanowił zatrudnić byłego kontrolera, bo jest on wysoko wykwalifikowanym specjalistą. - Jednym z zarzutów NIK wobec AWF był również brak wprowadzenia w strukturę organizacyjną wykwalifikowanych służb kontroli wewnętrznej - mówi prof. Pilis. - Dodatkowo dokonałem konsultacji z dyrektorem Delegatury NIK w celu uniknięcia niedwuznacznej sytuacji. Poza tym nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, czy zatrudnię właśnie tę osobę.

Kuźnia kadr?

Byli kontrolerzy z NIK zajmują bardzo intratne i eksponowane stanowiska. Jeden z byłych kontrolerów zasiada np. w zarządzie Południowego Koncernu Energetycznego.
Chętnie zatrudniają ich banki i przedsiębiorstwa państwowe, czyli narażone na potencjalne kontrole. - Nic na to nie poradzę, że NIK jest kuźnią kadr - dyrektor Kosmalski rozkłada ręce. Na szczęście nie ma podstaw, by przypuszczać, że ludzie, którzy od nas odchodzą mają później jakieś nieformalne - nieprawidłowe układy z obecnymi kontrolerami. Gdyby to robili, byłaby to działalność przestępcza i wtedy należy takie zjawiska zwalczać. Pracują tu najlepsi fachowcy z dziedziny rachunkowości, ekonomii, prawa. Już na samym początku prowadzenia przeze mnie katowickiej delegatury stworzyłem niepisaną zasadę: jeżeli odchodzisz z NIK, nie masz już z Izbą nic wspólnego. Ograniczamy kontakty osobiste itd. Każdego byłego kontrolera ustawa zobowiązuje do zachowania w tajemnicy wszystkich informacji uzyskanych w pracy kontrolerskiej.

To nic złego

Władysław Matuszek, były kontroler NIK, obecnie prezes Bytomskiego Holdingu Produkcyjno-Usługowego:
W tym, że pracownicy NIK przechodzą do innych przedsiębiorstw nie widzę nic złego. To są z reguły bardzo wysoko kwalifikowani ludzie. Ja sam przeszedłem do Bytomskiej Spółki Węglowej z bardzo prozaicznych powodów. Praca w NIK absorbowała mnie bez reszty. Byłem ciągle w rozjazdach, nie widywałem prawie rodziny. W tym czasie zacząłem podupadać na zdrowiu. Tę kontrolę w BSW, o której pan mówi, ledwie pamiętam. Nie miała ona żadnego wpływu na to, że zacząłem pracować w spółce. Zresztą kolejne kontrole w spółce dowodzą, że moja tam obecność nie powodowała, że inspektorzy byli bardziej łagodni. Powiem panu, że gdybym teraz kierował instytucją, w której zaczęłoby się dziać coś złego, z chęcią zatrudniłbym kontrolera z NIK. Dawałoby mi to gwarancję, że wszystko będzie prowadzone z najwyższą starannością.

Julia Pitera prezes Transparency International:

Jest to książkowy przykład konfliktu interesów. Ja nie wierzę w przypadki. Przecież nie jest zbiegiem okoliczności, że NIK-owcy znajdują zatrudnienie właśnie w firmach, które były przez izbę kontrolowane. Ta historia brzmi jak z baśni Braci Grimm, aż trudno uwierzyć, że to jest rzeczywistość. Spółki górnicze są instytucjami zamożnymi, ale były również przedmiotem wielu afer. Takie zjawiska podważają zaufanie do tak ważnej dla państwa instytucji jaką jest Najwyższa Izba Kontroli. To wszystko jest delikatnie mówiąc, mocno kontrowersyjne. Poza tym wszystkich kontrolerów powinien obowiązywać zakaz podejmowania pracy w kontrolowanych przez Izbę spółkach. Problem ma zasięg ogólnopolski. W Warszawie wiceburmistrz jednej z gmin, w której pojawiało się wiele nieprawidłowości znalazł pracę w NIK. Po kilkunastu miesiącach znowu pracuje w gminie. To chory układ.

Jarosław Kaczyński lider Prawa i Sprawiedliwości:

Dla mnie sprawa jest oczywista. To nosi wszelkie znamiona układu korupcjogennego. Nie myślę tutaj o korupcji wprost, ale przecież obietnica np. dobrej pracy też jest formą korupcji. We wszystkich cywilizowanych krajach osoba, która kontroluje z ramienia państwa jakiś podmiot nie może w nim pracować i to przez wiele lat. Jest dla mnie oczywistym, że ta sprawa powinna być interesująca dla prokuratora. My jako partia od dawna przygotowujemy ustawę antykorupcyjną, która ureguluje nie tylko tę kwestię. Musi pan jednak pamiętać, że wszelkie próby ograniczenia tych zjawisk napotykają na ostry opór tzw. klasy politycznej. Bez radykalnej zmiany tej klasy w drodze wyborów niewiele uda się zdziałać.

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto