Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ministerstwa wydają skandalicznie sprzeczne opinie, cierpi podatnik

Beata Sypuła
Już nie wytrzymam. Czuję się jak zaszczuty pies — mówi zdesperowana była pracownica Banku Handlowego, którą fiskus ściga z powodu sprzedanych przez nią pracowniczych akcji, wolnych od podatku.

Już nie wytrzymam. Czuję się jak zaszczuty pies — mówi zdesperowana była pracownica Banku Handlowego, którą fiskus ściga z powodu sprzedanych przez nią pracowniczych akcji, wolnych od podatku. Urzędnicy skarbówki, chcąc dopaść podatniczkę przed przedawnieniem się sprawy z końcem roku, wręczyli pismo o postępowaniu wobec niej... osiedlowej sprzątaczce! Wczorajszy dzień był ostatnim, w którym fiskus obawiający się przedawnienia sprawy mógł wysyłać swe decyzje pocztą.

— To ja teraz mam szukać jej po osiedlu czy też ona ma obowiązek mi wręczyć pismo o postępowaniu skarbowym? — pyta nasza Czytelniczka.

To, co urzędnicy skarbowy wyrabiają wobec podatników-pracowników Banku Handlowego, przechodzi wyobrażenie w państwie prawa. Wydają wątpliwe prawnie decyzje o naliczeniu podatku z pięcioletnimi odsetkami, komornicy już wchodzą podatnikom na konta osobiste.

— Wejście na konto jest zgodne z prawem — mówi dr Daniel Korona z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN w Warszawie. — Tyle że o takim zamiarze podatnik musi być powiadomiony.

Ale nie jest. Choć sprawa była jasna od pięciu lat — za kupione w 1997 r. akcje i sprzedane w 1999 r. pracownicy Banku Handlowego mieli podatku nie płacić — urzędnicy zaczęli nad nią w przyspieszonym trybie i według własnej wykładni prawa pracować od października tego roku, tuż przed upływem pięcioletniego okresu przedawnienia. Tymczasem często ludziom po operacji kupna-sprzedaży akcji zostały tylko wspomnienia.

— Ja za pieniądze ze sprzedaży akcji Banku Handlowego, z którego zostałam zwolniona przy redukcji załogi, wychowałam samotnie dwoje dzieci, syn kończy studia — mówi Aleksandra Żakiewicz. Zenon Prośniak wyremontował starej matce cieknący dach domu, część pieniędzy podarował dzieciom i kupił sobie niemal w 70. roku życia auto, o którym całe lata marzył. Janina Kuźnik dzięki nim zwyczajnie przeżyła okres bez pracy i środków do życia. Brygida Polk nie wyobraża sobie, skąd ona, jej byli i obecni koledzy z BH mają wziąć pieniądze na dziś żądany podatek z odsetkami za 5 lat.

Tymczasem dopiero w październiku 2005 r. obowiązek zapłaty podatku zobaczył wiceminister finansów Jarosław Neneman. Choć został przed paroma dniami odwołany przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza, opinie Nenemana wciąż w terenie obowiązują. Komornicy skarbowi — mimo dwukrotnych próśb Rzecznika Praw Obywatelskich do minister finansów i ostrzeżeń, że skończy to się kompromitującymi państwo procesami — zacierają ręce i czynią swoje.

Jak działają urzędnicy skarbówki? Podważają argument, jakoby akcje pracownicze BH były dopuszczone do publicznego obrotu i w związku z tym wolne od podatku, co oznacza również: od odsetek. Naliczają jedno i drugie.

Tymczasem DZ wszedł w posiadanie pisma obecnego ministra skarbu Andrzeja Mikosza z 9 grudnia 2005 r. Czytamy w nim m.in.: „Zaświadcza się, że Minister Skarbu Państwa, działając w imieniu Skarbu Państwa, w ramach transzy pracowniczej, zaoferował 4.641 tys. sztuk akcji BH w Warszawie SA. (...) Ww. akcje były dopuszczone do publicznego obrotu”.

Sprzeczne opinie wychodzące z dwóch różnych resortów tego samego rządu to skandal. Cierpią na nim podatnicy. Sprawa jednak tym razem nie przyschnie. DZ dowiedział się nieoficjalnie, że dokumenty świadczące o wielokrotnym łamaniu prawa przy tej historii, mają trafić w trybie pilnym na biurko ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.

Interpelację poselską na bieżącym posiedzeniu Sejmu zapowiedział Artur Zawisza (PiS), Stanisław Stec (SLD) i Alfred Budner (Samoobrona), a o komplet dokumentów poprosiła Julia Pitera (PO), do niedawna szefowa antykorupcyjnej Transparency International. Sami pokrzywdzeni podatnicy już zarejestrowali Stowarzyszenie „Obrona Praw Obywateli — Nabywców Akcji Pracowniczych BH w Warszawie SA”.



Skąd się wziął spór między fiskusem a podatnikami?

Kiedy w 1997 r. Skarb Państwa prywatyzował Bank Handlowy, 15 proc. wszystkich akcji mogli nabyć pracownicy. Ostatecznie kupili ich tylko 7,4 proc., każda po 4 zł za sztukę. Akcje te — jak mówi prospekt emisyjny — zostały zbyte w obrocie publicznym. Pracownicy kupili je, choć we wszystkich prywatyzowanych firmach dostawali należny im pakiet. Bank Handlowy nie był bowiem — jak inne prywatyzowane banki — przedsiębiorstwem państwowym, ale spółką akcyjną od... 135 lat.

Po upływie dwóch lat, czyli od 1999 r., pracownicy banku mogli akcje sprzedać. Mieli w ręce dokumenty z Ministerstwa Skarbu, Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, a także z własnych urzędów skarbowych, że akcje te — jako dopuszczone do publicznego obrotu — wolne są od podatku.

Zgodnie z art. 52 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, dochody ze sprzedaży akcji dopuszczonych do publicznego obrotu, kupionych w ofercie publicznej lub na giełdzie, były zwolnione z podatku dochodowego do końca 2000 r. A o tym, że były to akcje dopuszczone do publicznego obrotu zaświadcza Ministerstwo Skarbu Państwa tak przed laty, jak i teraz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto