Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Młodzi mieszkańcy województwa śląskiego podbijają Parlament Europejski

Mirosław Łukaszuk
Dominika Chrószcz – asystentka z przyszłością.
Dominika Chrószcz – asystentka z przyszłością.
Edyta Wawak z Czańca pod Bielskiem pracuje jako stażystka w europarlamencie. To najbardziej typowa droga do zatrudnienia się tutaj na stałe, ale gwarancji żadnych nie ma.

Edyta Wawak z Czańca pod Bielskiem pracuje jako stażystka w europarlamencie. To najbardziej typowa droga do zatrudnienia się tutaj na stałe, ale gwarancji żadnych nie ma. Zbiera więc doświadczenia, ucząc się od starszych kolegów. Wielu z nich pochodzi z naszego województwa.

Sprawdzenie się na ponadmiesięcznym stażu u któregoś z europosłów to najbardziej typowa droga do stałego zatrudnienia w Parlamencie Europejskim. Dominika Chrószcz ostatni rok studiów spędziła na stypendium w Brukseli, wtedy też dostała się na staż do śląskiego europosła Jana Olbrychta, byłego burmistrza Cieszyna i marszałka województwa śląskiego, najlepiej chyba zorientowanego w Polsce eksperta zajmującego się pomocą Unii dla regionów europejskich.

Jakie znaczenie miało to, że Dominika pochodzi z Marklowic niedaleko Cieszyna? - Żadnego. Była kompetentna i pracowita - wyjaśnia Olbrycht. A Dominika dodaje, że lepiej trafić nie mogła. Jeszcze w szkole średniej przyglądała się, jak Unia pomaga jej rodzinnym Marklowicom. Z tzw. funduszy strukturalnych UE sfinansowała strefę aktywności zawodowej w sąsiedztwie przyszłej autostrady. Fundusze strukturalne stały się specjalnością Dominiki, a tym przecież zajmuje się jej przełożony.

Z Marklowic do Brukseli

Dominika przed sześciu laty przyjechała z maleńkich Marklowic do Brukseli. - Miłość od pierwszego wejrzenia. Zaraz po wyjściu z autobusu wiedziałam, że to jest moje miasto. Postanowiłam, że tu będę mieszkać - wspomina dzisiaj. Temu celowi podporządkowała całe swoje zawodowe życie.

V piętro frontowego gmachu parlamentu można nazwać "polskim". Gabinety europosłów najliczniejszej polskiej grupy politycznej w Brukseli, Platformy Obywatelskiej, przedzielone są pokojami ich asystentów. Za oknami trwa stawianie kolejnego budynku parlamentu, już z myślą o deputowanych z Bułgarii i Rumunii.

Asystenci i pracownicy frakcji mówią o sobie "zaopatrzenie". Oprócz biurowych obowiązków często do ich zadań należy merytoryczne przygotowanie dokumentacji, z której potem tworzy się prawo Unii Europejskiej.

Dominika o pracy w Unii poważnie zaczęła myśleć na studiach w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Uczelnia nie umożliwiała jednak stypendium w Brukseli. Dominika zdecydowała się więc na dość karkołomne przedsięwzięcie: najpierw za bardzo dobre wyniki w nauce dostała stypendium w Danii, a po roku z tamtejszej uczelni, też za wyniki - w Brukseli.

Pomiędzy Polską i Belgią

Ostatni rok studiów Dominika spędziła w stolicy Unii Europejskiej, potem, zaraz po studiach i stażu u europosła Olbrychta, zaczęła u niego pracować. Najlepszy tutejszy miernik zaaklimatyzowania - częstotliwość wyjazdów do Polski - u Dominiki wskazuje dobry wynik: cztery razy do roku. - Co nie znaczy, że nie tęsknię do rodziców, brata, psa i kota. Dzwonię do nich codziennie. Ale studia w różnych miejscach Europy nauczyły mnie samodzielności - dodaje Dominika.

Wojciech Wrochna z Katowic, asystent europoseł Barbary Kudryckiej, do Polski przylatuje z kolei prawie na każdy weekend. A w odróżnieniu od deputowanych, asystentom nie są zwracane koszty podróży do kraju. Od poniedziałku do piątku pracuje w Belgii, a potem dzieli czas między Warszawę, gdzie mieszka i pracuje jego żona, mysłowiczanka, a rodzinny dom w Katowicach. - Pracuję w Brukseli, ale życie prywatne mam w Polsce. Nawet do kina chodzę w Polsce - mówi.

Jego przygoda z Unią Europejską zaczęła się na prawie na Uniwersytecie Śląskim. Uznał, że powinien poszerzyć swoje kompetencje zawodowe o prawo unijne. Tak trafił na stypendium do Strasburga, przez pewien czas studiował tam, jednocześnie przyjeżdżając do Katowic na egzaminy na UŚ.

Po studiach zaczął pracę w unijnym Europejskim Trybunale Sprawiedliwości w Luksemburgu. Potem jednak dostał propozycję od prof. Kudryckiej.

- Praca jest ciekawa, a doświadczenie tu zdobyte daje dużo możliwości. Rzeczywiście pogodzenie Brukseli z Warszawą i Katowicami nie jest łatwe. Ale na razie to funkcjonuje. Najbliżsi nawet nie mają okazji za mną tęsknić - dodaje młody prawnik.

Praca od rana do nocy

Edyta Wawak z Czańca na staż u europoseł Małgorzaty Handzlik z Bielska-Białej dostała się w najbardziej typowy sposób. Wybrano ją, bo skończyła europeistykę w Krakowie i podyplomowe studia w Szwecji. Teraz w Brukseli "szlifuje" język, zajmując się tłumaczeniami.

W Polsce ma zatrudnienie, pracuje w dziale handlowych kontaktów zagranicznych jednej z firm, ale nie miałaby nic przeciwko europarlamentowi. Podoba jej się tutaj, choć Bruksela przywitała ją kradzieżą karty bankomatowej i mieszkaniem dość różniącym się od oferty, jaką znalazła w internecie na stronach wynajmu mieszkań w stolicy Belgii.

Jako stażystka pracuje tylko do 15. - Oszczędzamy ją. Zwykle jest dużo pracy, przed 20. rzadko kończymy - mówi Agnieszka Kurant z Sosnowca, asystentka Handzlik, jednocześnie studentka V roku politologii Uniwersytetu Śląskiego.

Kariera niespodziewana

Od chwili, gdy Agnieszka dowiedziała się o stażu w europarlamencie do momentu przyjazdu do Brukseli minęły 4 dni.

- Nagle okazało się, że potrzeba kogoś do tej pracy, a ja byłam właściwie jedyną dostępną osobą, która miała kwalifikacje - wyjaśnia. Studentka europeistyki Uniwersytetu Śląskiego, zainteresowana polityką, biegle znająca francuski i angielski, spędziła sześć tygodni na stażu w Brukseli w biurze Olbrychta.

Ten czas minął jak z bicza strzelił. W ostatnim tygodniu koledzy poradzili jej, aby złożyła aplikację. Dwa tygodnie po powrocie do Polski znów wyjeżdżała do Brukseli, tym razem na stałe do biura europoseł z Bielska jako jej asystentka.

To było przed rokiem. Agnieszka dodaje, że nie planowała dla siebie takiej kariery.

- Pewnie, że taka praca mieściła się w kręgu moich marzeń, ale z drugiej strony nie były one jakoś bardzo sprecyzowane. I tak, jak przed rokiem nie wiedziałam, że będę pracować w Brukseli, tak teraz nie wiem, co będę robiła za rok. Moja przyszłość mnie dogoniła i podoba mi się takie rozwiązanie sprawy - wyjaśnia Agnieszka.

- Obecnie, jak i moi koledzy z roku, piszę pracę dyplomową. Z tą różnicą, że oni dopiero wysyłają swoje CV do pracodawców, a ja już pracuję. I to w swoim zawodzie, co też wśród kolegów z roku będzie raczej rzadkością - mówi Agnieszka.

Weekendowe zaległości

Eurodeputowani zaczynają pracę w poniedziałek rano, po powrocie z kraju. W piątki do południa jest jeszcze czas na ostatnie spotkania, potem europarlament pustoszeje. Wtedy Agnieszka, raz na kilka tygodni, wyjeżdża do Polski, oprócz tego nie rusza się poza Brukselę. Dopiero teraz przymierza się do wyjazdu do Paryża. Ale bardziej od zwiedzania interesują ją nowe książki, jakie pojawiły się już po rozruchach sprzed kilku miesięcy. Agnieszka zbiera materiały do napisania pracy dyplomowej o polityce Francji wobec mniejszości.

I prawdę mówiąc chyba więcej materiałów do jej napisania może znaleźć w bibliotece europarlamentu, niż na swojej katowickiej uczelni. Piątki to dobry dzień na korzystanie z książek, bo czytelników jest dużo mniej, niż zwykle. Na pracę magisterską Agnieszka poświęca te weekendy, kiedy nie jedzie do Polski, samo napisanie pracy planuje na dwa tygodnie urlopu, jakie jej przysługują podczas najbliższych wakacji. Pracy w Brukseli więc jej nie brakuje, nie ma czasu nawet na rozrywki.

- Ja w weekendy nadrabiam zaległości - mówi z kolei Dominika Chrószcz, asystentka Olbrychta. Przede wszystkim chodzi o zaległości towarzyskie i sportowe. Dominika uwielbia pływać, a w gmachu parlamentu jest wprawdzie siłownia, ale nie basen. Stara się pływać co drugi dzień po pracy, jednak nie zawsze się jej to udaje. Zaczęła biegać, w Brukseli to popularna rozrywka.

Ma wtedy także czas, aby spotykać się ze znajomymi i przyjaciółmi. - I udało mi się moich przyjaciół ze studiów z Brukseli skumplować z ludźmi poznanymi w pracy. Już nawet mnie nie potrzebują, żeby się ze sobą spotykać - śmieje się Dominika.

Silna reprezentacja

Polacy w Parlamencie Europejskim to nie tylko 54 posłów, których wybraliśmy dwa lata temu. Każdy z deputowanych ma najczęściej dwóch brukselskich asystentów. Do tego każda z obecnych tutaj partii, w zależności od liczby swoich przedstawicieli, ma prawo do zatrudniania pomocników, którzy pracują w jej biurach.

Oprócz tego Polacy pracują w administracji, usługach (przede wszystkim w restauracjach). Łącznie polski paszport może mieć tutaj nawet pół tysiąca osób! W zdecydowanej większości są to ludzie młodzi, przed trzydziestką, którzy przyjechali tutaj w nadziei na dobrze płatną pracę.

Ile jest Ślązaków, nikt dokładnie nie wie, ale wśród pracowników merytorycznych po grupie warszawskiej to właśnie oni dominują.

- To dlatego, że są bardzo dobrze przygotowani - mówi Olbrycht.

Ludzi ze Śląska pracujących jako asystenci, oprócz naszych eurodeputowanych, mają m.in. warszawiak Paweł Piskorski, czy prof. Barbara Kudrycka z Białegostoku. (łu)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto