MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Na kursach aktywnego poszukiwania pracy bezrobotni siedzą jak skazańcy

Grażyna Kuźnik
To już dziewiąty kurs Edyty. Nie znalazła roboty. – Ja mam wymagania – nie ukrywa.
To już dziewiąty kurs Edyty. Nie znalazła roboty. – Ja mam wymagania – nie ukrywa.
23-letnia Edyta jako jedyna przyszła na kurs aktywizacji zawodowej bezrobotnych przy katowickim MOPS-ie. Wszyscy inni skierowani przez opiekę społeczną na trzymiesięczne szkolenia, akurat nie znaleźli czasu.

23-letnia Edyta jako jedyna przyszła na kurs aktywizacji zawodowej bezrobotnych przy katowickim MOPS-ie. Wszyscy inni skierowani przez opiekę społeczną na trzymiesięczne szkolenia, akurat nie znaleźli czasu.

- A co się dziwić, kto się uczy w wakacje - mówi Edyta, bardzo zła, bo instruktorka nie chciała jej szybciej zwolnić. Musi teraz siedzieć przed komputerem i przeglądać oferty pracy, chociaż dobrze wie, że nic dla siebie nie znajdzie.

To już dziewiąty taki kurs Edyty. Po żadnym nie znalazła roboty.

- Mogę pracować tylko wtedy, jak dziecko jest w przedszkolu. A wszyscy chcą, żeby robić do późna, w kuchni w knajpie to nawet do czwartej w nocy. Fryzjerką nie będę, bo boję się cudzych włosów dotknąć. Wszędzie zresztą przyjmują po znajomości, szkoda pytać.

Edyta nigdy nie pracowała, nie ma żadnego doświadczenia. Skończyła szkołę podstawową.

- Za głupie 200 złotych od MOPS-u, muszę na tych kursach marnować czas - kipi ze złości.

Nie tylko Edyta

Bezrobotni, którzy pobierają zasiłki z opieki społecznej, muszą uczestniczyć w darmowych kursach aktywizacji zawodowej. Kto odmówi albo nie przychodzi bez usprawiedliwienia, traci zapomogę. To sposób na tych podopiecznych MOPS-u, którzy od lat skarżą się na brak pracy.

Organizatorzy twierdzą, że to szansa, a bezrobotni - że szykana.

Każdy powód, żeby się ze szkolenia wymigać, jest dobry. W dniu kursu bezrobotni zapadają na różne choroby, dotykają ich losowe nieszczęścia.

- Zadziwiające, że przynoszą lekarskie zwolnienia na ten jeden dzień na przykład z powodu bólu kręgosłupa - mówi Piotr Polok z Zespołu Aktywizacji Społecznej Osób Bezrobotnych w Katowicach. - A przecież uczą się tu korzystania z internetu, pisania podań i CV, prezentacji swoich zalet, radzenia sobie ze stresem i z rozmową kwalifikacyjną. Otrzymują też oferty pracy w wolontariacie lub nauki w szkołach. Niestety, nie doceniają tego.

Edyta na kursach słyszy, że powinna się dalej uczyć. Prawie się z tym zgadza.

- Ale jak? Już kiedyś poszłam do szkoły gastronomicznej i co się okazało? Praktyki były późno, do wieczora albo do nocy, ciągle trzeba było robić po godzinach. Zrezygnowałam, dziękuję bardzo, co ja jestem? Kto się dzieckiem zajmie? - pyta retorycznie.

Gdyby szkoły wieczorowe były w godzinach pracy przedszkola, to Edyta by się zapisała. Gdyby lokale były czynne do 15., to by mogła tam pracować. Niestety, cały świat jest tak ustawiony, że Edycie nie pasuje.

Edyta pięcioletniej córki nie wychowuje sama, ma partnera. Ale ten z kolei też ma wymagania, w domu musi być zrobione i podane. Nie wyobraża sobie, żeby on przy dziecku, a ona w ławce. Dlatego żadnej szkoły nie skończyła i kto wie, czy kiedykolwiek skończy.

Na rodzinę nie może liczyć, bo nikt z krewnych nie ma szkoły i jakoś żyją. W dodatku zerwała z nimi. W MOPS-ie figuruje jako długoterminowa bezrobotna. Zawyża statystyki.

- No bo przecież nie ma dla mnie żadnej roboty, nie dostałam z urzędu pracy żadnej trafionej oferty przez pięć lat. To od czego są te urzędy? - denerwuje się Edyta.

Start i po starcie

W programach Nowy Start, Po Starcie, Zmiana i Perspektywa, przygotowanych przez katowicki MOPS, bezrobotni, zwłaszcza ci chroniczni, mają zwiększać motywację i pewność siebie. Tak, żeby sami sobie znajdowali zajęcie.

W Nowym Starcie mogą uczestniczyć wszyscy, którzy nie mają doświadczenia w szukaniu pracy. Po Starcie to oferta dla tych, którzy już przeszli pewne szkolenia i szukali pracy. Zmiana jest skierowana do osób, które wypaliły się zawodowo i całkowicie zniechęcili, a Perspektywa dla bezrobotnych, którzy zrozumieli, że muszą dostosować swoje kwalifikacje i plany do wymogów rynku pracy.

Edyta przeszła wszystkie kursy, nawet nie pamięta ich nazw, bo każdy jej zdaniem był taki sam - pic na wodę. Ma argument: - Gdyby to miało sens, to teraz nie siedziałabym tu sama.

Gdzie ja do szkoły

Zdaniem pracowników socjalnych, chroniczni bezrobotni kursanci z grubsza dzielą się na dwie grupy. Część chce mieć robotę podaną jak na tacy, inni są bardziej aktywni. Ci pierwsi czekają na posadę bez specjalnego przygotowania zawodowego, bez nadgodzin i dojazdów, blisko domu. W zamian oferują niewiele. Jedna trzecia trwale bezrobotnych ma wykształcenie podstawowe. I to im wystarczy.

Druga grupa nie chce czekać z założonymi rękami, potrzebuje jednak impulsu. Potrafi skorzystać z rad szkoleniowców i dobrze na tym wychodzi. A specjaliści doradzają często dokształcanie lub wolontariat.

Teresa postanowiła wrócić do szkolnej ławki. Ta decyzja sporo ją kosztowała, bo nie jest młoda. Ale maturą z zaocznego technikum po zawodówce nie mogła już zaimponować pracodawcy. Długo była bezrobotna. Zależało jej na biurowej pracy, a tu ani języków, ani znajomości komputera. Między nią a młodymi maturzystkami była przepaść.

- No, ale gdzie tam ja do szkoły policealnej, w moim wieku, samotna matka z trójką dzieci, ze strachem, że nic już nie pamiętam, nie poradzę sobie. Przełamałam się jednak. - przyznaje pięćdziesięciolatka.

Wiele lat przepracowała w biurze, na skromnej posadce. Gdy ją zwolniono, nie wiedziała, co ze sobą robić. Żyła z zasiłków, lata mijały, wpadała w depresję i w coraz gorszą biedę, a przecież miała dzieci na utrzymaniu. W starcie do pracy biurowej odpadała w przedbiegach. Musiała zmienić oczekiwania.

- Dzięki kursom MOPS-u uwierzyłam, że sytuacja nie jest beznadziejna. Nie mam nic do stracenia, mogę zacząć się uczyć - opowiada Teresa.

Wstyd się narzucać

Argumenty doradców trafiły jej do przekonania - musi się dokształcać, żeby jeszcze coś osiągnąć. Do emerytury daleko. Rozmowa wstępna w szkole przeszła jej gładko, zaczęła nawet dostawać dobre stopnie. Niespodziewanie nauka daje jej wiele radości.

Będzie wykwalifikowaną opiekunką dla osób starszych i niepełnosprawnych. I już sama informacja o tym, że uczy się w szkole policealnej wystarczyła. Dostała pracę. Pierwszy raz od wielu lat.

Przypadki, gdy ktoś wziął sobie do serca zalecenia z kursów, są jednak dość rzadkie. Ale utwierdzają pracowników MOPS-u w poczuciu, że szkolenia mają sens.

- Dobrze, jeśli ktoś z zewnątrz spojrzy na sytuację bezrobotnego, doradzi mu zmianę postawy. Najważniejsze, żeby wykazał jakąś aktywność, bo często tylko mnoży przeszkody - mówi Piotr Polok.

Maria z zawodu jest kucharką. Dawno straciła pracę w zakładowej jadłodajni i nie umie znaleźć nowej. Jest klientką katowickiego MOPS-u. Szukała posady tylko w zakładach przemysłowych w swojej okolicy, bo uznała, że to dobry pracodawca. Tyle, że przestał prowadzić stołówki. Maria nie może tego pojąć.

Nie przyszło jej na myśl, żeby pytać o pracę w punktach gastronomicznych w Katowicach i w innych miejscowościach.

- Mam stanąć w drzwiach i się narzucać? - dziwi się kobieta. - Mam jeździć po jakichś miastach, których nie znam? To wstyd.

Elwira też bała się narzucać, czuła się poniżona odmowami. Przez wiele lat pracowała jako urzędniczka, po zwolnieniu załamała się. Miała doświadczenie, wiedzę i nie potrafiła jej sprzedać. Musiała korzystać z opieki społecznej, siedziała w domu.

Na szkoleniu w MOPS-ie od razu zrobiła dobre wrażenie. Doradzono jej wolontariat. Pracodawca sam się wtedy przekona, co jest warta; czasem jest to najlepsza droga do stałej posady. Z miejsca zatrudnił ją właśnie... MOPS. A po pewnym czasie dostała tu etat.

Takie bezrobotne jak Teresa i Elwira są jednak w mniejszości. Na kursach aktywnego poszukiwania pracy bezrobotni siedzą jak skazańcy.

Bezrobotni bywają zajęci. Szkoda im czasu nie tylko na kurs, ale też na sprawdzenie oferty zatrudnienia. Przynoszą na ten dzień zwolnienia lekarskie. Tłumaczą, że cierpią na klaustrofobię, więc nie mogą pracować w zamkniętym pomieszczeniu. Na powietrzu niestety też nie, bo przeciągi fatalnie działają na ich reumatyzm. A jedna pani stwierdziła, że karty tarota zabroniły jej wychodzenia tego dnia z domu.

Edyta wzrusza ramionami: - A co oni myślą? Że za parę złotych z ich opieki albo z jakichś robót człowiek wyżyje? Każdy dorabia na czarno jak może. Ja też. W Bogucicach zbieram na polach marchewkę i mam za to 50 złotych za dniówkę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zakaz handlu w niedzielę. Klienci będą zdezorientowani?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto