MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Nadal szukamy naszej Joasi

Mirosław Łukaszuk
Rodzina Surowieckich nadal ma nadzieję, że Joasia się odnajdzie. Lucjusz Cykarski
Rodzina Surowieckich nadal ma nadzieję, że Joasia się odnajdzie. Lucjusz Cykarski
Czy policja zrobiła wszystko, by trafić na ślad Joanny Surowieckiej? Rodzice dziewczyny tak nie uważają. Asia 7 czerwca wyszła rano z domu, aby zdążyć na pociąg do Katowic.

Czy policja zrobiła wszystko, by trafić na ślad Joanny Surowieckiej? Rodzice dziewczyny tak nie uważają.

Asia 7 czerwca wyszła rano z domu, aby zdążyć na pociąg do Katowic. Tego dnia miała zdawać egzamin, jeden z pierwszych na studiach w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej. Na stację Goczałkowice Zdrój, najbliższą jej domu, już nie dotarła.

Kolega, z którym umówiła się na stacji, próbował się do niej dodzwonić. Jej telefon milczał. Chwilę wcześniej to Asia starała się dodzwonić do niego. Zniknięcie okazało się bardzo tajemnicze. Po raz ostatni Asię widział sąsiad z ulicy w pobliżu domu, gdy spieszyła się na pociąg. Po zaginięciu wyjaśniał, że nie dostrzegł żadnego niepokojącego sygnału.

Rodzice zawiadomili policję jeszcze tego samego dnia. Na pomoc w poszukiwaniach zjechali się ludzie z różnych stron regionu. Irena i Kazimierz Surowieccy przyznają, że największą pomoc okazali członkowie PCK z Czechowic i Zabrza. Trasa z domu Joasi na stację w Goczałkowicach biegnie w odludnym terenie, blisko są stawy, mnóstwo miejsc na kryjówkę. Poszukiwania nic jednak nie dały, nie natrafiono na najmniejszy ślad. Policyjny pies też nie podjął tropu - było zbyt deszczowo, aby mógł coś wyczuć.

Policja, oprócz rozpoczęcia normalnej procedury, jaką zwykle się podejmuje w przypadku zaginięcia, wszczęła też śledztwo w sprawie uprowadzenia. - Ten wątek został podjęty na wyrost. Zrobiliśmy więcej, niż w takich sprawach się od policji wymaga, aby móc dokumentować nasze osiągnięcia w formie procesowej - mówi Elwira Jurasz, rzecznik bielskiej policji. - Żadne czynności nie naprowadziły na ślad uprowadzenia. Dlatego śledztwo w tym zakresie zostało umorzone.

Za najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń policja uważa tę, że Asia sama uciekła z domu, nikomu o tym nie mówiąc. Rodzice temu zaprzeczają. W domu nie było między nimi konfliktów, nie miała powodów, by uciekać.

Ich zdaniem jest jednak jeszcze mocniejszy argument. - Gdyby chciała wyjechać, to by wyjechała, nie kryłaby się z tym, bo po co? Jest przecież pełnoletnia. Rok wcześniej była w Irlandii, wróciła, miała znowu wyjechać. A już na pewno dałaby znać po jakimś czasie - uważa Irena Surowiecka, mama Asi. Rodzice są przekonani, że Asia jest gdzieś przetrzymywana wbrew swej woli, być może za granicą.

Dlatego od razu odwołali się od decyzji o umorzeniu śledztwa w sprawie uprowadzenia. - Zbyt dużo jest przesłanek ku temu, aby uznać, że nie warto nic w tym kierunku dalej robić. Gdyby policja od początku nie zaniedbała wielu spraw, to może więcej znalazłaby śladów - mówi Kazimierz Surowiecki, tata Joasi.

Przede wszystkim monitoring. Tydzień po zaginięciu do rodziców przyjechali ludzie od Rutkowskiego. Sami zaproponowali pomoc, chcieli wspólnie obejrzeć okolicę. I od razu wypatrzyli kamerę monitoringu przy komisie w Goczałkowicach. Dlaczego na to nie wpadła policja?

Gdy Kazimierz zadzwonił na policję z informacją o kamerze, ponad miesiąc zajęło wyciąganie twardego dysku z nagraniem od jej właściciela. - On nie stawiał oporu, trzeba się było tylko do niego o to zwrócić. Dlaczego to zajęło tyle czasu? - mówi Surowiecki. Obraz nagrywany był w tym samym miejscu na dysku. Po kilku tygodniach nie można już było odtworzyć tego, co kamera zarejestrowała w feralnym okresie.

Opieszale też zdaniem rodziców Joasi przebiegało sprawdzanie telefonicznych kontaktów dziewczyny w dniu zniknięcia. Długo trwało zanim operator odpowiedział, że sms-y przetrzymywane są tylko trzy doby, po tym okresie są nie do odtworzenia z przyczyn technicznych. Własnymi kanałami Surowieccy dowiedzieli się, że to nieprawda.

Policja stwierdziła też, że nie jest w stanie ustalić, gdzie znajduje się telefon komórkowy, gdyż sygnał nie wychodzi z niego. Tymczasem telefon loguje się do systemu także, gdy odbiera wiadomość. A w godzinach tuż po zniknięciu było przynajmniej kilkanaście połączeń na telefon Joasi.

Najbardziej jednak zdenerwowało ich zdarzenie, gdy śledczy wezwał ich w trybie natychmiastowym, twierdząc, że jest ślad córki. Na miejscu pokazał im pismo ze straży granicznej, że Asia w połowie czerwca, a więc kilka dni po zaginięciu, wyleciała z Okęcia do Anglii. Śledczy nie sprawdził jednak, że pismo dotyczy wyjazdu sprzed roku, a nie czerwca tego roku...

Policja przeprosiła za pomyłkę. Razem z Surowieckimi bielscy policjanci pojechali do Szczecina, aby namierzyć człowieka, który twierdził, że przetrzymuje ich córkę i za 8 tys. zł oferował się ją uwolnić. Szybko go złapano. Podobnie jak kobietę z Czechowic, która tuż po zaginięciu Asi pisała sms-y do rodziców, mówiące, że dziewczyna się odnalazła, leży w szpitalu. Potem tłumaczyła się, że chciała dodać trochę otuchy rodzicom. Sąd za złośliwe nękanie ukarał ją 300 zł grzywny.

Rodzice nie tracą nadziei. Brak śladów jest bowiem dobrą wiadomością, że Joasia ciągle żyje. Sto plakatów w różnych językach wraz z kierowcami czechowickiej firmy międzynarodowego transportu wyjedzie do wielu krajów europejskich. Wcześniej oplakatowano graniczne przejścia drogowe oraz wszystkie polskie porty lotnicze. Za pomoc w odnalezieniu Joanny rodzice oferują 2,5 tys. euro.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto