MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Nadzieja umiera ostatnia

Grażyna Kuźnik
Rys. M. Nycz
Rys. M. Nycz
Jan Glanc w powrót żony wierzył do niedzieli. Potem zrozumiał, że nawet jeśli w szoku uciekła z walącej się hali, to już by się znalazła. Wtedy o mało nie pozabijał swoich gołębi.

Jan Glanc w powrót żony wierzył do niedzieli. Potem zrozumiał, że nawet jeśli w szoku uciekła z walącej się hali, to już by się znalazła. Wtedy o mało nie pozabijał swoich gołębi. Ale czy one są winne, że ona tam została?

Na wystawę gołębi hodowca z Siemianowic przyszedł z żoną Gabrielą i córką Olą. W powrót córki z tego piekła też wierzył i spełniło się. Kiedy w sobotnią noc zastanawiał się, czy nie wziąć sznura, zapukała policja. Córka się odnalazła. Leżała sztywno przyciśnięta do ściany, skamieniała z przerażenia, ale żywa. Matki obok nie było, nie znaleziono jej do dziś.

We wtorek siedział przy córce w szpitalu i bił się z myślami. Powiedzieć jej, że już nie wierzy w powrót Gabrieli, czy nie? Zdecydował, że jeszcze nie. Rozstrzygało się, czy Ola nie będzie miała poważnej operacji.

Konieczna do życia
W środę Glanc był gotowy, żeby z policją iść na rumowisko, szukać Gabrysi.

– Dopiero wtedy zobaczyłem, jaki tam cmentarz. Ile tam żelastwa, jaki ciężar przykrywa Gabi. Policja chciała, żebym wskazał, gdzie ostatni raz widziałem żonę, gdzie ona może być. Zawieźli mnie. Pokazałem to miejsce, niedaleko znaleziono córkę. Ale nic nie było. Ani śladu. Jak głęboko ona tam musi być. Zostawiłem ją tam i poszliśmy – mówi 50-letni mężczyzna, niewysoki, energiczny. Stara się zachować spokój, ale twarz ma wymęczoną, bez wyrazu.

Siedzimy w szpitalu na korytarzu. Rozmawiamy tak, żeby córka nie słyszała.

– Gdyby nie ona, to nie miałbym sensu żyć – wskazuje na bladą, ciemnowłosą dziewczynkę.
Co mówić o żonie? Niezbędna, zawsze obok. Kiedy wyskoczył z hali, to nie miał przy sobie niczego potrzebnego. Wszystko było przy Gabi. Klucze, dokumenty, pieniądze, rachunki, karta bankomatowa. Była mu konieczna do życia. Na przykład przy gołębiach.

— Stałem na dachu i jej dyktowałem przebieg lotów, ona wszystko zapisywała, ma to w głowie, jaki ptak, jaki lot. Pilnuje tego lepiej ode mnie. Na wystawy zawsze jeździmy razem. Mowy o tym nie było, żeby je nie zabrać. Cieszyliśmy się jak nie wiem co —dodaje Glanc.

Miał policji dać zdjęcia Gabi. Gdzie one są? Chciał zapytać żonę. Zapomniał, że mówi o niej w czasie teraźniejszym...

Jego koledzy na wystawę przyjechali sami. On jak zawsze wziął rodzinę. Gabrysię wszyscy ją lubili, traktowali jak kolegę, bo znała się na hodowli. Nigdy mężowi nie wypomniała, że tylko gołębie i gołębie. A przecież im się nie przelewało. Gabi na rencie, ciężko chora na serce. A on niedawno stracił pracę, był hutnikiem. Dobrym fachowcem, solidnym, docenianym, szanowanym przez kolegów, ale roboty dla hutników nie ma. Szukał wszędzie, ale co może fizyczny po 50?

– Gdzie ja nie byłem i wszędzie odmowa, z powodu wieku – mówi zatroskany. – Rodzina i gołębie, to mnie trzymało przy życiu. Teraz już tylko córka.

Rzucali się na oślep
Hodowcy gołębi z Siemianowic Śląskich nie opuszczają żadnej wystawy tych ptaków. To dla wszystkich święto. Przyjechali też w sobotę do Katowic, ale żon nie wzięli. To było uroczyste wyjście tylko z kolegami. Zebrało się światowe towarzystwo – dwóch znawców z Nowego Jorku i hodowcy z Niemiec. Było o czym gadać.

– Jak to chłopy, po południu usiedliśmy, żeby wypić po piwie. Omawialiśmy przyszły lot gołębi na tysiąc kilometrów do Amsterdamu, który organizują koledzy z Radzionkowa. Bar urządzono pod samą ścianą, mieliśmy oko na tancerki. I to piwo nas uratowało – wspomina Jan Synowiec, prezes siemianowickiego oddziału hodowców gołębi pocztowych. Na samą chwilą przed katastrofą, Amerykanin rzucił do Synowca: – Idę na chwilę, zaraz wracam, czekajcie.

Znikł w tłumie. I wtedy rozległ się huk, zapadła ciemność. Siedzieli na południe od wejścia głównego. Wśród ocalałych wybuchła panika. Drzwi ewakuacyjne były zamknięte, a grube szyby stawiały opór. Ludzie walili w nie czym mogli, rękami, skrzynkami, w końcu stołem.

– Mnie po tym huku zdmuchnęło czapkę z głowy. A ja, w szoku, wróciłem się po nią do środka, gdzie już ludzie ginęli, znalazłem i nałożyłem na głowę. Potem dopiero uciekłem – dodaje Roman Spałka, przyjaciel Glanca.

Jeszcze przed chwilą żegnał się z Gabrysią Glancową. Pogadali, pośmieli się, podali sobie ręce. I ona poszła z córką, bo zawsze we dwie chodziły, nierozłączne.

Okazało się, że ich siemianowicki oddział odnalazł się cały i w miarę zdrowy. Nikt nie liczył potłuczeń czy zadrapań.

Ci, którzy zdążyli uciec, stali przed rumowskiem, jakby się zaraz mieli obudzić i znowu znaleźć w wesołym tłumie. Bo to nie mogła być prawda. Niektórzy na oślep chcieli się rzucać do środka i wyciągać bliskich.

– Siłą się ich trzymało, bo już jechały różne służby ratownicze – mówi Synowiec.
Jeden Amerykanin, chociaż zszokowany, wydostał się razem z nimi. Ale drugiego nie było.

Nie wiadomo nic
Roman Spałka zobaczył wtedy przyjaciela, jak biega po ruinach i nawołuje: – Gabi, Gaba, Ola, Ola!
– Nic do niego nie docierało. Zanim zamknęli dostęp do ruin, szukał ich jak oszalały. W końcu musiał stamtąd odejść – wzdycha Spałka.

Wokół płacz, rozpacz, krzyki. Ciała martwych i pół żywych. Zobaczyli drugiego kolegę Amerykanina, jak idzie, cały w pyle, zmarnowany. Przeżył, zdążył uciec innym wyjściem. Powiedział tylko, że tego się w Polsce nie spodziewał.

Żony w domach nie mogły się pozbierać z niepokoju. Zameldowali się przez telefon, że oni żyją, ale Gabi i Ola Glanc gdzieś się zapodziały, pewnie zaraz się odnajdą.

– Pytam go, co tam z nim, a on na to z trudem mówi, że szedł z nimi, widział, jak trzymają się za ręce, ale został w tyle, a one poszły w inną stronę. Teraz ich nie ma, ale je zaraz poszuka. – opowiada Spałka. głos mu się łamie.

Dobrze wie, ile dla niego znaczyła żona.

—Taka miła, ciepła kobieta, bardzo związana z córką. Nie wiem, jak to zniesie. Jestem przy nim, tyle mogę zrobić – dodaje bezradnie.

Gabrieli nie ma. Ciała innych zaginionych znaleziono, o Gabrieli nie wiadomo nic.

Życie dla córki
Jan Glanc wyrzuca z siebie zdania, które układają się w historię kilku dni:

– Na rumowisku, na tym miejscu, gdzie mogła być, nic, blacha i kamienie. Policja zawiozła mnie jeszcze do takiego pokoju, gdzie są rzeczy po tych, co byli w hali. Torby, buty, ubrania. Szukałem choćby czegoś, torebki, rękawiczki, jakiegoś śladu, wszystko obejrzałem. Nie znalazłem nic.. Ani w gruzach, ani w rzeczach.

Oczekiwanie, niepewność jest ręka na gardle, która dusi. Wiedzieć choćby, jak to się stało... Czy nie trwało długo...

– A ja muszę się trzymać – podnosi ramiona Glanc. – Bo mam córkę i matkę w szpitalu. Jak mama się dowiedziała, co się stało, że Gaba zaginęła i pewnie nie poszła gdzieś w szoku, tylko tam została, to jej się pogorszyło. Miała wychodzić, ale lekarze jej nie puszczają. Rano zaglądnie do matki, a potem siedzi godzinami przy Oli i planuje przyszłość, co zrobi, gdy już będzie miał pewność.

– Najważniejsza jest praca. Dyrektor szkoły, do której chodzi Ola, obiecał mi, że będę u niego konserwatorem. Byłbym blisko córki. Ola jest w szkole sportowej, ale teraz z jej sportem będzie raczej słabo, bo urazy miednicy, kości już nie pozwolą na wysiłek. Mama mi pomoże, jak wydobrzeje. Dużo dobrego słyszę... ale teraz taki jestem nie do ludzi – tłumaczy niepewnie.

Córka już się stęskniła, cicho woła tatę. Ojciec wraca, pochyla się nad nią, poprawia poduszkę. Ola czeka, ale już tak nie dopytuje o mamę, jak przedtem.

– Na wystawie były piękne, najlepsze gołębie, niektóre wiedziały, gdzie wracać. Chociaż nie wszystkie —mówi Synowiec. – Ale do mojego kolegi z Mysłowic właśnie wrócił z hali w Katowicach jego ulubiony gołąb. Mimo wszystko, przyleciał. Gabriela też będzie z nimi.

od 7 lat
Wideo

Prezydent Andrzej Duda zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto