Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niebezpieczne zabawy z wiatrem, czyli Puchar Świata w Zakopanem

Jarosław Galusek
Dramat czeskiego skoczka Jana Mazocha.
Dramat czeskiego skoczka Jana Mazocha.
Zamiast dwóch konkursów, tylko jedna seria. Rok Urbanc największym szczęściarzem, a Jan Mazoch największym pechowcem zawodów na Wielkiej Krokwi. Zbyt silny wiatr przeszkodził w rozegraniu drugiego konkursu Pucharu ...

Zamiast dwóch konkursów, tylko jedna seria. Rok Urbanc największym szczęściarzem, a Jan Mazoch największym pechowcem zawodów na Wielkiej Krokwi.

Zbyt silny wiatr przeszkodził w rozegraniu drugiego konkursu Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi, dlatego najszczęśliwszym człowiekiem w Zakopanem pozostał Słoweniec Rok Urbanc, triumfator sobotnich zawodów. Jego radość przyćmił jednak wypadek Jana Mazocha.

Czeski zawodnik nie sprostał twardym regułom gry, obowiązującym w tym sezonie. Po dramatycznym upadku został przewieziony na oddział neurotraumatologii szpitala uniwersyteckiego w Krakowie. Lekarze utrzymują go w stanie sztucznej śpiączki. Adam Małysz zajął piąte miejsce, ale w żadnym wypadku nie oddaje to jego aktualnej formy.

Jaka zima jest, każdy widzi. W Kuusamo odbyła się jedna seria z dwóch zaplanowanych konkursów. Z Trondheim trzeba było przenieść zawody do Lillehammer. Takiej alternatywy nie miał Harrachov i jeden weekend pozostał wolny. W Garmisch-Partenkirchen odbyła się jedna seria, a w Vikersund tylko jeden konkurs. Z uwagi na mocne wiatry Zakopane także nie miało szans na normalne skoki, ale organizatorzy i dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer postanowili zaryzykować.

Ryzykował również Mazoch i wszyscy pozostali skoczkowie, ale tylko Czech przypłacił to własnym zdrowiem. Po koszmarnie wyglądającym upadku służby medyczne przetransportowały go do szpitala. - Akcja ratunkowa w trakcie zawodów została przeprowadzona profesjonalnie. Czeski zawodnik w krótkim czasie znalazł się pod specjalistyczną opieką zakopiańskiego szpitala - powiedział Jan Mrugała, lekarz zawodów.

Tam podjęto decyzję, że można go transportować do Krakowa. - Pacjent został przewieziony do nas wczoraj w godzinach nocnych. Po przyjeździe wykonano tomografię komputerową. Aktualnie utrzymywany jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Czech będzie miał przeprowadzone kolejne badanie tomografii komputerowej, po którym lekarze podejmą decyzje co do dalszego leczenia. Jeśli wszystko będzie postępowało zgodnie z przewidywaniami, w poniedziałek lekarze będą próbowali wybudzić pacjenta - powiedziała w niedzielę przed południem rzeczniczka prasowa krakowskiego szpitala Anna Niedźwiedzka.

Niedźwiedzka poinformowała, że stan Mazocha jest stabilny. Jakie konsekwencje spowoduje wypadek, będzie można orzec dopiero po przebudzeniu skoczka i po przeprowadzeniu badań neurologicznych. Rzeczniczka potwierdziła jednak, że Czech ma uraz mózgowo-czaszkowy. Wiadomo, że u zawodnika nie stwierdzono poważniejszych obrażeń zewnętrznych, górne i dolne kończyny są całe. Na skutek uderzenia o podłoże zawodnik doznał obrzęku twarzy i otarć ciała.

Mimo tragedii czeskiej ekipy i grozy sytuacji, niedzielne zawody miały się odbyć zgodnie z planem. - Takie ryzyko jest wkalkulowane w naszą dyscyplinę - przekonywał Małysz, który sam nie raz poturbował się na skoczni.

Walter Hofer był już jednak dużo bardziej ostrożny. Gdy okazało się, że wiatr nasila się z każdą chwilą, dyrektor Pucharu Świata odwołał drugi konkurs. 26 tysięcy widzów zobaczyło tylko kwalifikacje, w których najlepsze skoki oddali liderzy Pucharu Świata Gregor Schlierenzauer (136,5 m) oraz Anders Jacobsen (131,5 m). Adam Małysz został sklasyfikowany na 25. miejscu, po skoku na odległość 121 metrów.

Żeby choć częściowo zrekompensować kibicom brak konkursu, najlepsi skoczkowie świata przyszli im podziękować za doping. Spontaniczne pożegnanie rozpoczęli Norwegowie z Austriakami, a później dołączyła do nich reszta ekip. Na wybiegu nie zabrakło Adama Małysza, jednego z największych przegranych (choć nie z własnej winy) tego weekendu.

Można było ciągnąć zapałki
Łukasz Kruczek, asystent trenera kadry

Jeżeli na skoczni nie ma wiatru, to taki błąd, jaki popełnił Mazoch, da się naprawić. Ale wiatr był i wyniki tego konkursu nie są adekwatne do możliwości zawodników. Równie dobrze można było ciągnąć zapałki i na podstawie losowania ustalić kolejność. Dzisiaj była szansa na zwycięstwo Adama. Widać było, że skacze mu się bardzo dobrze. Potwierdził to w kwalifikacjach i serii próbnej. Po pierwszej serii najgroźniejszych przeciwników miał za sobą, a przed sobą zawodników do ogrania. Z drugiej strony nie wiadomo, na jakie warunki Adam trafiłby podczas serii finałowej. To jest ryzyko, ale my byliśmy gotowi je podjąć.

Jan Mazoch w szpitalu w stanie śpiączki, Adam Małysz - niezadowolony - na piątym miejscu, Rok Urbanc triumfuje - to najważniejsze fakty z sobotniego konkursu Pucharu Świata w Zakopanem. Zawody zostały przeprowadzone w kiepskich warunkach atmosferycznych, częściowo po to, by spełnić oczekiwania polskiej publiczności, kochającej skoki narciarskie.

Organizatorzy najpierw stoczyli ciężką walkę z kapryśną naturą, by w ogóle naśnieżyć skocznię, a gdy już to się udało, do Polski dotarł huraganowy wiatr z zachodu. W sobotę nie był już tak silny, ale skoczkowie są szczególnie narażeni na jego wpływ. 26 tysięcy kibiców na skoczni, kolejne 12 (według szacunków policji) na ulicach pod krokwią i miliony przed telewizorami, mogło się o tym przekonać, widząc skok Jana Mazocha w drugiej serii.

Czeski zawodnik popełnił błąd przy wyjściu z progu i narty, zamiast nieść go jak najdalej, ściągnęły go na bulę. Mazoch nie zdążył zareagować i rąbnął z impetem o zeskok, tracąc przytomność. Jego bezwładne ciało koziołkowało ze sto metrów po stromiźnie, a stawy wykręcały się w tak nieprawdopodobny sposób, że aż trudno uwierzyć, iż lekarze nie stwierdzili żadnych urazów kończyn.

Gdy Mazoch znieruchomiał, na Wielkiej Krokwi panowała przerażająca cisza. Spiker zawodów długo ważył słowa, aż wreszcie poprosił służby medyczne o pomoc. Niepotrzebnie, bo ratownicy dobrze wiedzieli, co robić i byli przy zawodniku w ciągu kilku sekund. Czeski skoczek został ostrożnie ułożony na saniach ratunkowych i przewieziony do karetki. Publiczność skandowała: "Janek! Mazoch!", chcąc podtrzymać go na duchu. On prawdopodobnie tego nie słyszał.

Jego trener Richard Schallert twierdzi, że był przytomny, ale późniejsze komunikaty mówiły o tym, że nie odzyskał przytomności. Zemdlała także, na jego widok, dziewczyna innego czeskiego skoczka - Jana Matury. Nietrudno sobie wyobrazić, co przeżywał dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer, który miał podjąć decyzję, czy kontynuować konkurs. Na jednej szali oczekiwania publiczności, wierzącej głęboko w to, że Adam Małysz jest w stanie wygrać. Na drugiej - zdrowie i bezpieczeństwo zawodników.

Hofer pozwolił skakać, ale jego asystent Milan Tepes, obserwujący warunki meteorologiczne, dmuchał na zimne i wstrzymywał konkurs znacznie częściej, niż przed wypadkiem. Gdy na górze pozostało już tylko dziesięciu skoczków, a Thomas Morgenstern po raz trzeci podchodził do startu, jury zadecydowało, że druga seria jest odwołana i wyniki pierwszej należy przyjąć za ostateczne.

Rok Urbanc był przeszczęśliwy. Podobnie Roar Ljoekelsoey, który zajął drugie miejsce. Obaj w tym sezonie skakali słabo. Najlepszym wynikiem Słoweńca była dotąd 17. pozycja przed tygodniem w Vikersund, a Norweg dwa razy zajął 16. miejsce podczas Turnieju Czterech Skoczni. Urbanc za jednym zamachem skasował 40 tysięcy franków szwajcarskich (około 100.000 zł) - 30 za zwycięstwo i 10 za tytuł zawodnika dnia. W klasyfikacji generalnej awansował z 54. na 20. pozycję.

Matti Hautamaeki, sklasyfikowany na trzeciej pozycji, zawsze w Zakopanem skakał dobrze, więc jego lokata nie jest zaskoczeniem. Adam Małysz był rozgoryczony i trudno mu się dziwić. Tego dnia stać go było na zwycięstwo. Andersa Jacobsena i Gregora Schlierenzauera miał za sobą, a każdy z tych, którzy byli przed nim, był do pokonania. Pozostali Polacy spisali się słabo. Trener Hannu Lepistoe oczekiwał, że do trzydziestki awansuje czterech-pięciu zawodników. Najbliżej spełnienia oczekiwań szkoleniowca byli weteran Wojciech Skupień (33. miejsce) i Kamil Stoch (36.). Stefan Hula skakał w bardzo złych warunkach, ale nic nie usprawiedliwia lądowania na 68. metrze.

Oprócz Urbanca, który startował z 14. numerem, na najlepszy wiatr trafili tym zawodnicy z połowy stawki. Ljoekelsoey miał nr 26, a czwarty w konkursie Tom Hilde - 25. Z czołówki Pucharu Świata najlepiej poradzili sobie Hautamaeki i Małysz. Fatalnie wypadł Simon Ammann. Szwajcar, który przez jakiś czas prowadził w klasyfikacji generalnej, po swoim skoku na 102 metry zajął 45. pozycję.



Rozmowa z Adamem Małyszem, piątym skoczkiem sobotniego konkursu Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi

dziennik zachodni: Podczas sobotniego konkursu, zamiast piękna skoków, mogliśmy obejrzeć ich ciemną stronę. Nie dość, że wiatr rozdawał karty, to jeszcze spowodował koszmarny wypadek.

Adam Małysz: Cóż, takie wydarzenia są wliczone w naszą dyscyplinę sportu. Według mojej oceny był to błąd zawodnika: źle wyszedł z progu, prawa narta złapała powietrze z góry i nie utrzymał równowagi. Nie wiem, dlaczego w ogóle się nie bronił. Zachowywał się tak, jakby nie widział, że narta złapała powietrze z góry i ciągnie go w dół.

DZ: Czy po takim błędzie jest szansa bezpiecznie wylądować?

AM: Myślę, że każdy miałby problemy i to bardzo duże. Gdyby szybciej zareagował rękami, mógłby wykręcić salto i spaść na zeskok przez głowę na plecy. Teraz możemy gdybać, ale będąc w takiej opresji powinno się działać automatycznie. Wśród skoczków, którzy czekali na górze, nikt nie miał szczęśliwej miny, jak zobaczył ten upadek. Na dodatek parę razy telewizja to pokazała, bo tam na górze mamy telewizor do dyspozycji. To nie jest przyjemne, ale, jak powiedziałem, jest wliczone w nasze ryzyko zawodowe.

DZ: Czy po skoku Mazocha nie obawiał się pan, że pański skok może się zakończyć tak samo?

AM: Nie mogę tak myśleć. Muszę się koncentrować na swoim skoku i być pozytywnie nastawiony. Podczas skoku wszystko się może zdarzyć. Też miałem kiedyś twarde lądowanie na Wielkiej Krokwi. Pociągnęło mnie w dół, podobnie jak Mazocha, i wbiłem nartę w zeskok. Zdążyłem wykręcić salto, spadłem na plecy i koziołkowałem już na sam dół skoczni. Nie uderzyłem jednak głową i barkiem. Pamiętam, że wtedy pan Marek Siderek przyszedł na skocznię już po moim upadku i mówi: O, chłopaki nie skaczą, bo na buli jest flaga wbita. A to była moja narta.

DZ: Jakie warunki były na skoczni podczas pańskiej próby?

AM: Na pewno nie były takie, jakbym chciał. Mogło trochę pod narty powiać i wtedy odległość byłaby większa. Ostatnia grupa zawodników miała bardzo podobne warunki i na tle innych skoków mój wypadł bardzo przyzwoicie. Ci przede mną i ci za mną skakali średnio. Nawet ci najlepsi mieli problemy. Dlatego byłem bardzo optymistycznie nastawiony przed drugą serią. Chciałem walczyć, ale... nie wyszło. Czuję bardzo duży niedosyt, ale co zrobić?

DZ: Czy w takich warunkach druga seria w ogóle powinna się odbyć?

AM: Trudno powiedzieć. Warunki były, takie jakie były. My staliśmy tam na górze i chcieliśmy skakać. Jak przyszedł do nas Walter Hofer, to Austriacy krzyczeli: Jedziemy, Walter, jedziemy! Szczerze mówiąc tylko pierwsza trójka była zadowolona z odwołania drugiej serii.

DZ: Ponoć Hofer przyczepił się do torów na rozbiegu?

AM: Też to słyszałem, ale było to dla mnie bardzo dziwne. Moim zdaniem tory były w porządku. Nic się tam z nimi nie robiło, a przynajmniej ja nic takiego nie widziałem. Przyczyną przerwania konkursu były po pierwsze - warunki atmosferyczne, a po drugie - upadek Mazocha.

DZ: Czy wyniki tych zawodów można uznać za przypadkowe?

AM: Wydaje mi się, że tak. Trenerzy mówili mi, że Rok Urbanc miał niesamowity podmuch wiatru pod narty na dole i dlatego odleciał.

DZ: Więc może druga seria była ciągnięta na siłę, żeby uniknąć przypadku? Na zawody przyszło 25 tysięcy kibiców, a pan był w czołówce i miał szansę na zwycięstwo.

AM: Trudno mi powiedzieć. Może właśnie dla tych ludzi podjęliśmy tę próbę. Jednak, moim zdaniem, zawody mogły być dokończone. Być może z większymi przerwami. Jeżeli można było pierwszą serię doprowadzić do końca, to drugą także. Warunki były bardzo podobne: albo był spokój, albo wiało dość mocno z przodu. Czasami trzeba było długo czekać, ale w końcu wiatr ustawał.

DZ: Kibicom bardzo ciężko pogodzić się z rezultatami sobotniego konkursu, a czy pan pogodził się już z tym, że wiatr jest częścią waszej dyscypliny?

AM: Owszem, ale nie jest to łatwe. Czasami się człowiek zastanawia, dlaczego innym przyniósł szczęście, a nie mnie. A gdy już przyniesie i poleci się tak daleko, to też pozostawia pewien niedosyt, bo w świadomości zawodnika tkwi to, że korzystał z pomocy natury. Dzisiaj wszyscy przegraliśmy z wiatrem, oczywiście oprócz Roka Urbanca. Może ja nie miałem najgorszych warunków, ale inni mieli dużo lepsze.

DZ: Pan walczył o zwycięstwo, a koledzy o... zachowanie twarzy.

AM: Szczerze mówiąc, to szczęście nam dzisiaj nie dopisywało. Stefana Hulę będę bronił, bo przy takim wietrze najlepszy skoczek nie miałby szans. Zaraz po wyjściu z progu trafił w taki przeciąg, że nic nie mógł zrobić. Kamila Stocha chyba zjadła trema. On ostatnio skakał dobrze i wiedział, że wszyscy na niego liczą. Zobaczył tylu kibiców i nie wytrzymał presji. Doświadczonemu zawodnikowi takie wsparcie pomaga, ale innego zawodzą nerwy i wszystko wychodzi najgorzej. Mnie w drugiej serii stać było o walkę na podium, bo w ciągu całego dnia nie oddałem złego skoku.


Konkurs sobotni (jedna seria):

1. Rok Urbanc (Słowenia)

143,3 pkt (136,0 m)

2. Roar Ljoekelsoey (Norwegia)

138,8 (133,5)

3. Matti Hautamaeki (Finlandia)

134,7 (131,5)

4. Tom Hilde (Norwegia) 133,6 (132,0)

5. Adam Małysz (Polska) 131,6 (129,5)

6. Martin Schmitt (Niemcy) 131,2 (129,0)

7. Anders Jacobsen (Norwegia)

130,1 (129,5)

8. Morten Solem (Norwegia) 123,5 (127,5)

9. Gregor Schlierenzauer (Austria)

122,4 (125,5)

10. Thomas Morgenstern (Austria)

119,4 (123,0)

Miejsca pozostałych Polaków:

33. Wojciech Skupień 109.5 (90,6)

36. Kamil Stoch 110 (88,5)

48. Marcin Bachleda 95 (59,5)

50. Stefan Hula 68 (6,9)


Klasyfikacja generalna PŚ:

1. Anders Jacobsen (Norwegia) 757 pkt

2. Gregor Schlierenzauer (Austria) 613

3. Simon Ammann (Szwajcaria) 562

4. Andreas Kuettel (Szwajcaria) 478

5. Thomas Morgenstern (Austria) 434

6. Adam Małysz (Polska) 407

7. Arttu Lappi (Finlandia) 384

8. Matti Hautamaeki (Finlandia) 327

9. Janne Ahonen (Finlandia) 280

10. Dmitrij Wasilijew (Rosja) 212

Miejsca pozostałych Polaków:

29. Kamil Stoch 68

45. Stefan Hula 26


Klasyfikacja Pucharu Narodów:

1. Austria 2.058 pkt

2. Norwegia 1.304

3. Finlandia 1.269

4. Szwajcaria 1.102

5. Niemcy 616

6. Polska 501

7. Rosja 348

8. Słowenia 308

9. Czechy 221

10. Japonia 81

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto