MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Niepewny interes z fotoradarami

Izabela Kacprzak
Józef Stankiewicz i Jerzy Stróżyna z czeladzkiej Straży Miejskiej przygotowują fotoradar do wystawienia.
Józef Stankiewicz i Jerzy Stróżyna z czeladzkiej Straży Miejskiej przygotowują fotoradar do wystawienia.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji próbuje ucywilizować przekazywanie strażnikom miejskim danych piratów drogowych, którzy zostali "namierzeni" na fotoradarze i przygotowuje się do uruchomienia ...

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji próbuje ucywilizować przekazywanie strażnikom miejskim danych piratów drogowych, którzy zostali "namierzeni" na fotoradarze i przygotowuje się do uruchomienia internetowego systemu Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Na razie efekt jest odwrotny od zamierzonego. W Czeladzi i Kamienicy Polskiej pod Częstochową, które mają miejskie radary trwa paraliż. Z radarów całkiem zrezygnowało Zawiercie, które było radarowym pionierem na Śląsku.

- Mamy ogromne kłopoty z identyfikacją kierowców, którym zrobiliśmy zdjęcie na fotoradarze. Przychodzą nawet po 3-4 miesiącach, a mandaty mamy prawo wystawić do 30 dni. Nasza praca idzie w gwizdek - przyznaje Arkadiusz Bielas, komendant Straży Miejskiej w Kamienicy.

W Kamienicy Polskiej, która leży przy krajowej "jedynce" na trasie Katowice-Warszawa radary są niezbędne. Teren zabudowany, czarny punkt. Tymczasem radary stoją w piwnicy. - Teraz wystawiamy je sporadycznie, bo to jest bez sensu - żali się Bielas.

W Czeladzi radar wystawiają raz w tygodniu, w różnych punktach miasta. Prewencyjnie, po pół godziny. Mają identyczne kłopoty z uzyskaniem danych o kierowcach. - Przychodzą po czasie, więc gmina z tego nic nie ma - utyskuje Ryszard Mędrzyk, szef straży w Czeladzi.

Obecnie tak pozornie prosta sprawa jak uzyskanie informacji do kogo należy samochód, jest niezwykle skomplikowana. Wcześniej strażnicy dostawali takie dane ze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w kilka dni. Okazało się jednak, że musi w tym pośredniczyć MSWiA czyli Warszawa. Chodziło o bezpieczeństwo danych. - Więc my wysyłamy pismo do Urzędu Wojewódzkiego, ten z kolei śle to do Warszawy. Tam ściągają dane z CEPIK-u, po czym każdą sprawę pakują w osobną kopertę i wysyłają do nas. Koszty są ogromne, a do każdej sprawy kseruje się identyczne pismo przewodnie, do tego koperta, znaczek, w sumie nad jednym mandatem pracuje kilka osób. To jest chore - opowiada Bielas.

Gminy mają prawo ustawiać na swoim terenie fotoradary i robić zdjęcia łamiącym przepisy kierowcom. Gmina może jednak wystawić mandat do 30 dni. Tymczasem uzyskanie danych osobowych pirata drogowego jest obecnie możliwe tylko przy pośrednictwie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji i trwa trzy-cztery miesiące.

Jeśli minie trzydzieści dni gmina dostaje figę z makiem. Sprawa musi trafić do sądu grodzkiego, a pieniądze z mandatu, jeśli w ogóle uda się ściągnąć, idą na rzecz Skarbu Państwa, a nie gminy, która je wystawiła. - Jeśli dane przychodzą z kilkumiesięcznym opóźnieniem i tak musimy wystąpić o ukaranie delikwenta, bo inaczej mielibyśmy kłopoty - przyznaje kom. Ryszard Mędrzyk, szef Straży Miejskiej w Czeladzi.

Wszystko ma zmienić System Informatyczny Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Program komputerowy przeznaczony do udostępniania danych poprzez internet przygotowało MSWiA. Szybki, internetowy dostęp do danych ma skrócić czas oczekiwania z kilku miesięcy do kilkunastu godzin. Dane będą szyfrowane. Trwa właśnie jego pilotaż w trzech miastach w Polsce.

Według Tomasza Słodkowskiego, rzecznika MSWiA w ramach przeprowadzonego pilotażu w ciągu miesiąca system centralny udzielił strażnikom miejskim kilkunastu tysięcy odpowiedzi. - Z danych będą mogli korzystać również komornicy - dodaje Skłodowski.

Inne gminy czekają na internet, ale to "pieśń przyszłości". A wraz z nim radary. - Wystąpiliśmy do MSWiA o potrzebne certyfikaty - mówi Kom. Mędrzyk. - Trzeba wyodrębnić pomieszczenie i dobrze zabezpieczyć. Musi być kasa pancerna, drzwi z zamkiem gerda, okna antywłamaniowe, przeszkolenie pracowników, zakup odpowiedniego sprzętu. To kolejne kilkadziesiąt tysięcy złotych - wylicza Mędrzyk.

Z radarów zrezygnowało Zawiercie, które było radarowym pionierem na Śląsku. - Mieliśmy same nieprzyjemności i wszystkie możliwe kontrole - przyznaje Arkadiusz Janeczko, sekretarz Urzędu Miejskiego w Zawierciu. Gminie zarzucono, że wybrała prywatną firmę z fotoradarami bez przetargu (wybrano negocjacje), źle skonstruowała umowę (40 proc. z mandatów trafiało do gminy, reszta do prywatnej firmy), MSWiA zarzuciło urzędnikom, że wykorzystali lukę w prawie. Po pół roku wypowiedziano umowę na dzierżawę fotoradarów (gmina zarobiła na tym 40 tys. zł, wystawiono 3,5 tys. mandatów), ale sprawa radarów ciągnie się do dziś. Czyli półtora roku. - Sprawa radarów sparaliżowała nam całkowicie pracę - wzdycha Artur Kowal, komendant Straży Miejskiej w Zawierciu. Bywało, że ścigano kierowcę przez rok, po całej Polsce. Sekretarz Janeczko: - Nie wydaje mi się, żebyśmy chcieli jeszcze raz wejść w interes z radarami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Piknik motocyklowy w Zduńskiej Woli

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto