MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

O chłopie, co koń mu się powiesił

Mirosław Łukaszuk
Konia pozbył się 20 lat temu, bo to mało produktywne, nie do nowoczesnej gospodarki. Nawet na zaloty na nim nie jeździł, tylko na motorze. A tu mu teraz konia dają w nagrodę dla najlepszego chłopa.

Konia pozbył się 20 lat temu, bo to mało produktywne, nie do nowoczesnej gospodarki. Nawet na zaloty na nim nie jeździł, tylko na motorze. A tu mu teraz konia dają w nagrodę dla najlepszego chłopa. Orać nim nie będzie, ale choć dzieci na nim pojeżdżą.

Czesław Jarosz z Brzeźc pod Pszczyną w ostatnią niedzielę pod Racławicami wygrał konkurs na Chłopa Roku. Cała wieś Cześkowi pomagała, ale to jego pogawędka o koniu, co się powiesił przed wejściem do Unii Europejskiej, wywołała największą furorę i doprowadziła go do zwycięstwa.

- To musi być taki chłop i do tańca, i do różańca. Taki, co to tremy przed ludźmi nie ma, co pokaże, jak na Śląsku się ludzie śmieją i bawią - pomyślał Ryszard Harazin, sołtys Brzeźc, gdy w lutym zobaczył ulotkę o konkursie na Chłopa Roku.

Żona mu powiedziała, że pasuje tylko Czesiek Jarosz. Jak rok temu jechali na wycieczkę na Słowację zobaczyć gospodarstwa agroturystyczne, to w obie strony opowiadał kawały. A dojeżdżali już do Brzeźc, to powiedział kierowcy, żeby zawracał autobus, bo jeszcze ma pełno wiców do powiedzenia.

Fet ze szpyrkami

W Racławicach Śląsk reprezentowały Brzeźce w gminie Pszczyna. - Wszyscy się postarali, setka ludzi dwoma autobusami od nas pojechała. Nikt tak się nie zaprezentował jak Śląsk - mówi Małgorzata Jarosz, żona Czesława.
Miejscowy piekarz dał przepyszne bochny chleba. Ich środek wypełniał swojski fet ze szpyrkami, od którego nie można było oderwać ministra Olejniczaka. Pojechały babki z miejscowego koła gospodyń wiejskich i miejscowy zespół.

A też cała wieś wcześniej do konkursu się przygotowywała. Ale jak reszta ludzi na próbach się zmieniała, tak Czesław musiał się stawiać za każdym razem. Nieraz to z pola trzeba było zjechać wcześniej, aby zdążyć na osiemnastą. Dobrze, że mu pomogła Łucja Paszek, co w Brzeźcach prowadzi zespół ludowy.

Sam też w każdej wolnej chwili brał syna Krzyśka i rzucali podkowami do celu. - Tata jest jeszcze lepszy ode mnie - przyznaje Krzysiek. Te próby opłaciły się, tę konkurencję Jarosz w Racławicach wygrał.

Koń roku

Ale konia to sobie sam wykrakał. W regulaminie konkursu nic o takiej nagrodzie nie było mowy, miał jedynie dostać komputer, który zresztą teraz stoi po oknem w dużym pokoju. Konia zafundował zwycięzca konkursu sprzed dziewięciu lat Jacek Soska, który wtedy dostał klaczkę. A teraz klaczka się oźrebiła i tym sposobem był koń dla tegorocznego Chłopa Roku.

A rok, wiadomo, pamiętny, wchodzimy do Unii Europejskiej. Jarosz razem z kolegą wymyślił monolog o chłopie, co ma wstąpić do Unii. Miał konia, ale jak ten się dowiedział, że w Unii są duże gospodarstwa i jego chłop musi dokupić ziemi - to się powiesił.

"Taki mondry, a nie kapnył się, że ziemia się po to kupuje, żeby wiynkszo dopłata dostoć" - mówił Jarosz ubrany w regionalny strój pszczyński, a widownia ryczała ze śmiechu. - To Cześkowi należał się nowy koń, skoro mu ten stary się powiesił - śmieje się Dorota Gamża, siostra Cześka.

Maciory jak dziki

W świniach Czesław Jarosz zaczął się specjalizować już w latach 80. Potem miał jeszcze krowę, zawsze to własne mleko. Ale jak zaczęli zmieniać normy, a w jakich to warunkach ma być trzymane, a co z tą żywiną trzeba wyczyniać, to wyszło, że opłaca się mieć całą hodowlę, a nie jedną sztukę.

Nastawił się na świniaki, na jego 19 hektarach ojcowizny rośnie zboże na pasze dla nich. Bo jakby miał paszę kupować, to do tego interesu trzeba by było dopłacać. Tona pszenicy kosztuje 700 zł, a za kilo żywca jeszcze niedawno dawali ledwie 3,2 zł. Jarosz ma teraz całą setkę świń, m.in. dwie olbrzymie maciory. Część świnek zajmuje dawną oborę. Tam dawniej trzymał też konia, ale teraz do świń go przecież nie da. Musiał mu zrobić osobną stajenkę. I to szybko, bo koń może nadejść lada dzień.

Każdy chce na konia

- Nagrody się nie sprzedaje - śmieje się Czesław Jarosz. Choć to same kłopoty z koniem, bo codziennie trzeba go szczotkować, dawać mu jeść, podkuwać, czyścić stajenkę. Tych kłopotów pozbył się 20 lat temu. Jak kupił drugi ciągnik, to koń po prostu przestał mu był potrzebny. A i maszyn do ciągnika miał już więcej niż do konia.

Iwona gimnazjalistka oraz starsze córki - Beata i Sylwia zapowiadają, że będą się uczyć jeździć konno. Sułtan, kasztan rasy małopolskiej, to przecież nie koń pociągowy. Iwona myśli, aby zacząć w gospodarstwie robić agroturystykę, chce po gimnazjum taki kierunek nauki wybrać. Koń dla turystów będzie dodatkową atrakcją.

Krzysiek, najmłodszy w rodzinie, kiedyś przejmie gospodarkę. - Ktoś przecież musi - wyjaśnia 14-latek. Mimo młodego wieku na traktorze w polu zastępuje ojca jak stary rolnik.

W szkole od poniedziałku Iwonę i Krzyśka koledzy pytają, kiedy będzie koń. Wszyscy chcą go zobaczyć. Teraz na całą wieś to chyba tylko jeden gospodarz ma konia.

Jarosz też będzie na swojej "nagrodzie" jeździć. - Czarny, długi "płoszcz" już ma - mówi Małgorzata, wskazując na wierzchnie okrycie regionalnego stroju. - Będzie robił za Zorro - dodaje ze śmiechem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto