Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O koronie najpiękniejszej marzyła od dziecka

Karina Sieradzka
Mam nadzieję, że teraz otworzą się przede mną nowe możliwości – mówi rybniczanka. Na zdjęciu obok – kiedy miała niespełna trzy latka.  Zdjęcia: Agnieszka Materna
Mam nadzieję, że teraz otworzą się przede mną nowe możliwości – mówi rybniczanka. Na zdjęciu obok – kiedy miała niespełna trzy latka. Zdjęcia: Agnieszka Materna
Gdy w światłach jupiterów podczas wielkiej gali w Sali Kongresowej wywołano ją na scenę jako drugą wicemiss Polonia, myślała tylko o tym, żeby nie patrzeć na widownię, w stronę rodziców.

Gdy w światłach jupiterów podczas wielkiej gali w Sali Kongresowej wywołano ją na scenę jako drugą wicemiss Polonia, myślała tylko o tym, żeby nie patrzeć na widownię, w stronę rodziców. Bo wtedy na pewno by się popłakali. I oni, i ona oczywiście też. A już zwłaszcza mama. Ale udało się. - Wytrzymałam, nie rozpłakałam się. Mama też była dzielna - mówi Judyta Mojżesz, dwudziestoletnia miss z Rybnika.

Szpilki od mamy i podrapane kolana

Już jako mała dziewczynka uwielbiała oglądać z rodziną telewizyjne relacje z wyborów miss. Razem ze starszą siostrą Izabelą, przebierały się potem i robiły w domu swoje pokazy mody i wybory najpiękniejszej. Mała Judyta bardzo lubiła nosić ładne sukienki i zakładać buty na obcasie, pożyczone od mamy. A gdy dojrzała małą plamkę na sukience, potrafiła szlochać przez pół dnia. - Za to jak poszłam na podwórko i skakałam na trzepaku, to zawsze wracałam z podrapanymi kolanami. Wtedy nic mi nie przeszkadzało - śmieje się. Już wtedy Judyta myślała o tym, aby kiedyś wziąć udział w prawdziwych wyborach.

Zaczęło się cztery lata temu od wyborów Miss Polski Nastolatek. Miała wtedy szesnaście lat. Któregoś dnia idąc przez miasto, zauważyła ogłoszenie o castingu do wyborów regionalnych. Powiedziała rodzicom, że chciałaby spróbować. - Nigdy nie namawiali mnie do takich rzeczy, nie wozili po castingach. Ale gdy powiedziałam o ogłoszeniu, od razu zdecydowali się pojechać razem ze mną, bo zawsze we wszystkim mnie wspierają - wspomina Judyta. Debiut był bardzo udany, została trzecią wicemiss. Posypały się różne propozycje, z agencji modelek, z agencji fotograficznych. Była nawet bardzo kusząca propozycja wyjazdu do Japonii, ale z niej nie skorzystała.

Wzorowa uczennica

- Rodzice zawsze mi powtarzają, że najważniejsza jest nauka. A ja o tym doskonale wiem. Nie dałabym rady ze szkołą, gdybym pojechała wtedy do Japonii - opowiada. Z tego samego powodu o cały rok odłożyła decyzję o starcie w wyborach Miss Polonia. - W ubiegłym roku miałam maturę, potem egzamin na studia, bałam się, że nie podołam wszystkiemu. Ale gdy już się zdecydowałam, robiłam wszystko, żeby osiągnąć cel - mówi.

W październiku Judyta rozpocznie drugi rok studiów w katowickiej Akademii Ekonomicznej. Jest dobrą i pilną studentką, tak jak zawsze była dobrą i pilną uczennicą, z czerwonym paskiem na świadectwie i wzorowym zachowaniem. Zawsze miała odrobione zadanie domowe i była przygotowana do lekcji. Ta systematyczność przydaje jej się teraz w dorosłym życiu, gdy musi pogodzić rozpoczynającą się właśnie karierę z nauką. Wszystkie egzaminy na studiach zaliczyła już w czerwcu, w terminach zerowych albo pierwszych, ze średnią ocen powyżej 4. Dopiero wtedy z czystym sumieniem mogła zaangażować się w wielką życiową przygodę, jaką były dla niej, i są nadal, wybory Miss Polonia 2006.

Łzy na zgrupowaniu

Finał wyborów poprzedzony był dziesięciodniowym zgrupowaniem, podczas którego dziewczyny ostro trenowały kroki, układy taneczne, uczyły się, jak opanować tremę i dobrze wypaść przed kamerą. Pomagał im w tym cały sztab specjalistów. - Wbrew temu, co się mówi, nie było podczas tego zgrupowania rywalizacji między nami ani wrogości. Spotkało się 20 dziewczyn, 20 różnych charakterów, ale dogadywałyśmy się - mówi Judyta. Zaprzyjaźniła się z Patrycją Myszak z Lublina, od razu przypadły sobie do gustu, mieszkały w jednym pokoju. Patrycja nie weszła do pierwszej dziesiątki, do końca trzymała jednak kciuki za Judytę. Teraz dziewczyny podtrzymują znajomość, Judyta wybiera się do Lublina, zaprosiła już też Patrycję do siebie, do Rybnika. - Było dużo śmiechu podczas tego zgrupowania, ale były też i łzy... - przyznaje Judyta.

Niektóre dziewczyny płakały, bo miały chwile załamania, nie wytrzymywały napięcia, zmęczenia, a do tego nie miały kontaktu z bliskimi, jedynie telefoniczny.

- Mnie było to łatwiej znieść, bo cztery lata temu uczyłam się już chodzenia po wybiegu, procentowała też moja dotychczasowa praca w charakterze modelki. Pracowałam dla agencji Prestige w Jastrzębiu Zdroju, obyłam się więc ze sceną. Dwa lata temu zrobiłam kurs tańca towarzyskiego, a na studiach ćwiczyłam taniec nowoczesny. Ale do finału dostały się też dziewczyny, które nigdy wcześniej nie miały podobnych doświadczeń. Im naprawdę nie było łatwo - mówi.

Gdy jechała na zgrupowanie, myślała tylko o tym, by dostać się do finałowej dziesiątki i zatańczyć walca. Udało się, więc zamarzyła, by udało jej się dotrwać do prezentacji w strojach wieczorowych. Następna myśl dotyczyła pytań, żeby się na nich "nie wyłożyć". - Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, zawsze pojawia się myśl, że mogło być lepiej, że mogłam zostać pierwszą wicemiss czy nawet miss. Ale wiem też, że dałam z siebie wszystko i odniosłam sukces.

Wysoki przystojny brunet

Na widowni w Sali Kongresowej byli rodzice i znajoma z Warszawy. Zabrakło siostry, Izabeli, która kilka dni wcześniej została mamą. - Moi przyjaciele nie pojechali do Warszawy, ale oglądali konkurs w telewizji i trzymali za mnie kciuki - mówi rybniczanka. - Zdecydowanie nie jestem typem samotnika. Mam bardzo dużo znajomych, z którymi często się spotykam. Ale rodzice zawsze wiedzą, gdzie jestem i z kim. Poza tym nie wracam późno do domu, bo lubię się wyspać. A że jestem tzw. skowronkiem, budzę się już o szóstej rano - opowiada Judyta.

Mieszka z rodzicami w pięknym domku z ogródkiem, w rybnickiej dzielnicy Zamysłów. Swój pokój urządziła z prostą elegancją, nie ma w nim za wielu sprzętów. Meble są w jasnych kolorach. Jakiś czas temu ostatecznie pożegnała się z dzieciństwem, rozdając małym kuzynom wszystkie swoje maskotki. Wydoroślała. Teraz ma tylko jednego małego miśka, którego dostała od przyjaciół na urodziny.

Po studiach chciałaby pracować w zawodzie, może w banku, jak mama. Wyjść za mąż, założyć rodzinę. - Zawsze chciałam mieć trójkę dzieci i to marzenie się nie zmieniło. Ale wiem, że życie weryfikuje wszelkie plany - śmieje się. Na razie o tym nie myśli, nawet chłopaka nie ma. Choć wie dokładnie, jaki powinien być ten wymarzony. - Nie mam dużych wymagań: wykształcony, inteligentny, dobry. I koniecznie z pasją, bo nie lubię monotonii. A do tego mógłby być przystojny, najlepiej wysoki brunet. Ale najważniejsze, żeby miał szacunek do ludzi i do rodziny - wylicza.

Miss piecze serniki

Rodzina jest dla Judyty bardzo ważna. Zwłaszcza mama Irena, która zawsze towarzyszy jej podczas zakupów, szczerze doradza, w czym wygląda dobrze, a w czym nie. Mówi, że zamiłowanie do liczb odziedziczyła właśnie po mamie, ekonomistce pracującej w banku. - Mama zdecydowanie nie jest tradycjonalistką, bo kiedy tylko trochę nas odchowała, postawiła na karierę. W mojej rodzinie nie ma więc podziału na obowiązki męskie i kobiece. Na przykład sprzątaniem domu zajmujemy się na zmianę z tatą, czasem coś gotuję, razem z tatą pieczemy ciasta. Najlepiej wychodzi mi sernik - mówi.

Z tatą Henrykiem łączy ją też ciche porozumienie w kwestii jazdy samochodem. Uwielbia prowadzić. Zwłaszcza na dwupasmówce, na trasie z Wisły do Rybnika, bo wtedy może trochę zaszaleć. Tata jej na to pozwala, siedzi sobie wygodnie obok, na miejscu pasażera. Tylko gdy mama jedzie z nimi, przywołuje ich do porządku, mrucząc z tyłu "widzę licznik"... Wymarzonym samochodem rybnickiej miss jest lexus, ale jak twierdzi, raczej nie będzie jej stać na takie auto. Bliżej realiów jest bmw. - Może kiedyś? Nie musiałoby to być duże bmw, wystarczyłoby mi w zupełności takie malutkie, kobiece... - marzy Judyta.

Uwielbia aktywnie spędzać czas: na siłowni, basenie, ćwicząc aerobik. Przez jakiś czas trenowała koszykówkę. - Dzięki temu nie mam problemu z wagą. A mogłabym go mieć, bo uwielbiam jeść! Najbardziej tradycyjne staropolskie potrawy, bardzo lubię... golonkę. Choć na co dzień jej nie jem, wybieram raczej ryby i sałatki - mówi.

Meksyk na wiosnę

Ukochaną książką Judyty jest od lat "Mały książę", wraca do niej co najmniej cztery razy w roku. Ale lubi też prozę współczesną i romantyczne powieści Danielle Steel. - Bo ja to się lubię wzruszać - wyznaje rybniczanka.

Kocha Rybnik, swoje rodzinne miasto i nie wyobraża sobie, by mogła stąd kiedyś wyjechać na stałe. Bardzo lubi też góry, a miejscem, do którego chętnie jeździ z rodziną albo przyjaciółmi, jest Koniaków.

W kwietniu Judyta wyruszy do Meksyku, to jej nagroda za zdobycie tytułu drugiej wicemiss. Już teraz bardzo cieszy się na tę wyparwę. - To będzie podróż mojego życia. Nie sądzę, by było mnie na taki wyjazd kiedyś stać. Mam nadzieję, że teraz otworzą się przede mną nowe możliwości, chciałabym się zaangażować w akcje charytatywne, podróżować, może wziąć udział w reklamach, pokazach mody? To wspaniała przygoda, chcę jak najlepiej wykorzystać swoje pięć minut.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto