Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O tym, jak wygląda codzienne życie w Turcji rozmawiamy z aktorką Anną Przybylską

Rozmawiał: Kuba Zajkowski/ama
arch.
arch.
KUBA ZAJKOWSKI: Czy przyzwyczaiłaś się już do życia z dala od rodzinnego kraju? ANNA PRZYBYLSKA: Chwalę sobie każde miejsce, oby była tam moja rodzina. Gdy jesteśmy razem, czuję się szczęśliwa.

KUBA ZAJKOWSKI: Czy przyzwyczaiłaś się już do życia z dala od rodzinnego kraju?

ANNA PRZYBYLSKA: Chwalę sobie każde miejsce, oby była tam moja rodzina. Gdy jesteśmy razem, czuję się szczęśliwa. Równie dobrze moglibyśmy mieszkać w Tczewie czy Kołobrzegu. Ważne jest dla mnie także to, że mój Jarek (mąż aktorki, piłkarz Jarosław Bieniuk - przyp. aut.) przeszedł do nowego klubu - Antalyaspor, w którym nie siedzi na ławce rezerwowych, tylko regularnie gra w podstawowym składzie i zbiera dobre oceny za swoje występy. Jego zespół jest co prawda w końcu tabeli pierwszej ligi, ale to drużyna, która dopiero się dociera. Niedługo powinno być lepiej. To wszystko rzutuje na nasze życie rodzinne i na moją sytuację zawodową.

KZ: A propos, znasz boiskowy pseudonim swojego męża?

AP: Niezmiennie, od wielu lat, wszyscy koledzy nazywają go Palmer.

KZ: Wiesz, dlaczego?

AP: Podobno bardzo przypomina stylem poruszania się byłego piłkarza reprezentacji Anglii Carltona Palmera. Ma tę samą przygarbioną sylwetkę, chude nogi i też gra na środku obrony. Koledzy z Antalyaspor mówią także na niego Jarak, bo przekręcają imię Jarek.

KZ: Jakim krajem jest Turcja?

AP: Mieszkam w Antalyi dopiero dwa miesiące - muszę tam trochę pożyć, poznać kulturę i ludzi, żeby móc szerzej odpowiadać na tego rodzaju pytania. Ale już teraz mogę powiedzieć, że to nie jest żadna dzicz! Dziennikarkom, które często przesyłają do mnie e-mailem pytania, wydaje się, że to ortodoksyjny, niebezpieczny kraj, w którym źle traktuje się kobiety. To stereotypy.

Mieszkam w kurorcie turystycznym, w którego rozwój inwestuje się ogromne pieniądze. W Antalyi są niesamowite kompleksy turystyczne, choćby hotele w kształcie Kremla czy Titanica. To kraj eleganckich sklepów, ulic i restauracji, jakich nie uświadczysz w Polsce. Oczywiście, tak jak u nas, w Turcji nie brakuje kontrastów. Jadąc do nowoczesnego centrum handlowego, można spotkać po drodze, na wielkim, ruchliwym skrzyżowaniu faceta, który powolutku przemieszcza się… bryczką. Taki widok nikogo nie dziwi.

KZ: A jak odbierasz Turczynki? Ich sposób ubierania się i zachowanie.

AP: To są przede wszystkim bardzo atrakcyjne, zgrabne kobiety. Muzułmanki muszą mieć długie rękawy, zasłonięte stopy i włosy. Ale to nie znaczy, że źle wyglądają! Chusty, które noszą na głowach, są bardzo kolorowe - obszyte perłową nitką, z różnymi zdobieniami. Są też kobiety, które nie mają nic wspólnego z islamem i ubierają się normalnie.

KZ: Często podkreślasz w wywiadach, że jesteś łasuchem. Smakują ci dania kuchni tureckiej?

AP: W Turcji jest bardzo dobre jedzenie. Przede wszystkim świeże, dojrzewające w śródziemnomorskim klimacie owoce i pyszne ryby. Turcy są też mistrzami w robieniu jogurtów. Nie jadam za to baraniny, bo mi nie smakuje. Ma dziwny zapach.

KZ: A tureckie słodycze ci smakują?

AP: Nie, bo te desery są dla mnie za słodkie. Najczęściej to coś w rodzaju ciasta francuskiego, które jest czymś nadziane bądź obtoczone i zanurzone w syropie. Nie piję też kawy po turecku. Pływają w niej fusy, jest strasznie mała i podają ją słodzoną. Przecież samemu można dosypać cukier!

KZ: Podobno Turcy bardzo słabo znają języki obce. Jak się z nimi dogadujesz?

AP: Rzeczywiście, prawie nie mówią po angielsku. Ale jakoś daję sobie radę, bo nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów i znajomości. Po polsku mogę porozmawiać z Piotrem Dziewickim i Słowakiem Pavolem Straką, którzy grają z moim mężem w drużynie. To śmieszna historia, bo Pavol bardzo dobrze mnie rozumie, kiedy mówię po polsku, a ja jego, gdy mówi po słowacku - prawie w ogóle.

KZ: Poznałaś już podstawy języka tureckiego?

AP: To bardzo trudny język, który w żaden sposób nie wpada w ucho - brakuje w nim rymu i rytmu, a ustawienie liter jest absolutnie przypadkowe. I ten charakterystyczny zaśpiew! Jak pierwszy raz przyjechałam do Turcji, pomyślałam: Boże, gdzie ja jestem? Nic nie rozumiałam i wstawałam w nocy, bo budziły mnie modły dobiegające z pobliskiego meczetu. Ale już się przyzwyczaiłam - z dnia na dzień czuję się tam coraz lepiej.

KZ: Skoro nie znasz tureckiego, to jak robisz zakupy?

AP: Staram się zapamiętać nazwy potraw i podstawowych produktów żywnościowych - soków, wody, serów. W domu mam listę, na której zapisałam najbardziej potrzebne słówka. Oczywiście nie uniknęłam pomyłek. Raz chciałam upiec ciastka - przychodzę do domu z zakupów, otwieram kartonik, a tam - zamiast śmietany - jakiś serek. I nici z pieczenia.

KZ: Jak idzie nauka tureckiego twoim dzieciom?

AP: Szymon ma roczek i dopiero zaczyna mówić i chodzić. Jest bardzo do mnie podobny - mamy ten sam charakter i osobowość. Ja też, tak jak on, byłam bardzo spokojnym dzieckiem… czasami (śmiech). Albo siedziałam grzecznie, zamknięta w swoim świecie, albo tryskałam energią.

KZ: A jak z nauką nowego języka daje sobie radę twoja córeczka Oliwia?

AP: Chodzi do przedszkola z tureckimi dziećmi, więc pewnie szybko zacznie robić postępy. Już coś rozumie, czasami jej się zdarzy powiedzieć kilka słów po turecku.

Gdy przyjechaliśmy do Turcji, była jeszcze końcówka sezonu letniego, poszliśmy któregoś dnia do restauracji. Siedzimy przy stoliku i nagle słyszę, że niedaleko siedzą Polacy. Mówię do Oliwii: ani słowa po polsku! Poszłyśmy do łazienki, posadziłam ją na szafce, bo umywalka była wysoko, a ona się na mnie patrzy przebiegłym wzrokiem i mówi na cały głos:

one, two, three. Od razu się

zorientowali, że jesteśmy z Polski…

KZ: Nie obawiasz się zostawiać dziecka w tureckim przedszkolu?

AP: Jestem spokojna, bo oddaję Oliwię w dobre ręce. Dla Turków dzieci są najważniejsze - poświęcają dużo czasu i uwagi na opiekowanie się nimi.

KZ: Interesujesz się historią Turcji?

AP: Czytam przewodnik. Tam jest dużo ciekawostek historycznych. Turcja to nie Stany Zjednoczone, które mają trochę ponad 200 lat, tylko kraj posiadający wielowiekowe tradycje. Antalya, gdzie mieszkamy, jest zabytkowym miastem, w którym widoczne są wpływy wielu kultur, choćby bizantyjskiej i rzymskiej.

KZ: Często przyjeżdżasz do Warszawy?

AP: Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Jestem w Warszawie raz na dwa, trzy miesiące i spędzam w niej bardzo intensywnie kilkanaście dni. Wszystko ze sobą łączę - sesje fotograficzne, wywiady, autografy i wycieczki do zakładów pracy (śmiech). Tak samo było, kiedy mieszkałam w Poznaniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto