Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piecyk (nie)obowiązkowy

Aldona Minorczyk-Cichy
Luksusowa willa z basenem – tu mieści się firma Janusza Mani. Fot. ARKADIUSZ GOLA
Luksusowa willa z basenem – tu mieści się firma Janusza Mani. Fot. ARKADIUSZ GOLA
Piękna, parterowa willa z basenem, a na parkingu przed nią czarne, luksusowe bmw i mercedes – to siedziba firmy sprzedającej gazowe podgrzewacze wody w Ligocie Dolnej.

Piękna, parterowa willa z basenem, a na parkingu przed nią czarne, luksusowe bmw i mercedes – to siedziba firmy sprzedającej gazowe podgrzewacze wody w Ligocie Dolnej. Jej właściciel Janusz Mania przebywa na zagranicznych wakacjach, a staruszkom, którzy zostali oszukani przez jego pracowników, brakuje na chleb. Nie mogą w nocy spać z obawy, że na ich skromne pobory wejdzie komornik. Prawo, które powinno ich bronić, okazuje się zupełnie bezsilne.

Podparli się administracją

Jedną z pierwszych ofiar firmy był Józef Kowalski, emerytowany zegarmistrz z Zabrza-Helenki. 83-letni staruszek ma daleko posuniętą zaćmę. W sierpniu 2004 roku firma z Ligoty Dolnej sprzedała mu na raty piecyk gazowy za 1600 zł z montażem i odsetkami (w sklepie zapłaciłby połowę mniej). Kupił urządzenie i podpisał stosowną umowę, bo wmówiono mu, że taki jest nakaz administracji. Powoływano się na przepisy zmienione w związku z wejściem do UE. Kiedy zrozumiał, co zrobił, chciał popełnić samobójstwo. Na życie zostało mu miesięcznie 70 zł. Gdyby nie pomoc córki i zięcia, kontakt z oszustami mógłby się dla niego skończyć tragicznie.
– Oszukali mnie! Na chama do mieszkania weszli. Ani razu tego pieca nie użyłem. Nawet nie wiem, jak się to robi. Jest mi zupełnie niepotrzebny. Boję się gazu. Do mycia wodę podgrzewam na kuchni, a kąpię się u córki w blokach. Jak przyjechali z piecem, to powiedzieli mi, że są z administracji i że muszę wziąć piec, bo taki jest nakaz. Tylko papiery kazali mi podpisać, żeby pokwitować odbiór. Dwa dni później poszedłem do administracji i tam usłyszałem, że nikogo z piecykami do mnie nie wysyłali – opowiada ze łzami w oczach Józef Kowalski.
Kiedy Teresa, córka pana Kowalskiego, zadzwoniła z pretensjami do właściciela firmy sprzedającej junkersy, usłyszała przez słuchawkę: „Ty stara k..., jeśli nie zamkniesz mordy, to ci łeb ukręcę!”. Zgłosili sprawę na policji i w prokuraturze. Sprawę umorzono, bo nikt poza zięciem pana Józefa nie słyszał gróźb, a właściciel firmy z Ligoty Dolnej wszystkiemu zaprzeczył.
Wówczas też wyszło na jaw, że spisując umowę ratalną z panem Józefem, pracownik Mani podał w niej fałszywe dane. Miesięczne wydatki Kowalskiego ocenił na 50 zł, zamiast podstawowego wpisał mu wykształcenie średnie i na dodatek napisał, że ma mieszkanie własnościowe, a nie komunalne. Problem w tym, że ufny i niedowidzący staruszek podpisał się pod formularzem. Potwierdził w ten sposób nieprawdę. Teraz kłopoty z prawem może mieć on, a nie Janusz Mania.

Podskakujesz? Przyjdzie komornik

Mirosława Czopę z Bytomia instalacja piecyka gazowego w katowickim mieszkaniu matki Renaty kosztowała 5800 zł! Na tę kwotę składają się: koszt urządzenia, jego montaż, odsetki bankowe, wynagrodzenie dla adwokata i... 2500 zł odszkodowania z tytułu ugody sądowej dla właściciela firmy.
W lipcu 2004 roku do mieszkania Renaty Czopy w Katowicach-Szopienicach zapukali pracownicy Janusza Mani. Powiedzieli, że mają zezwolenie Hutniczo-Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej. Wmówili jej, że wymiana piecyków jest obowiązkowa.
– Junkers mojej mamy miał zaledwie kilka lat. Był sprawny technicznie i miał wszystkie zabezpieczenia. Mama została oszukana. Umowę z firmą podpisała, bo usłyszała, że to ostatnia szansa kupna piecyka na raty. Po nowym roku rzekomo musiałaby już kupić go za gotówkę – opowiada Mirosław Czopa.
Pan Mirosław bezskutecznie interweniował u Janusza Mani w sprawie zwrotu piecyka. Przedsiębiorca z Ligoty Dolnej wyzwał go przez telefon od gamoniów.
– Pod wpływem impulsu zamieściłem w internecie informację na temat pana Mani. To go oburzyło i mnie pozwał. Ponieważ poza chorą matką nie miałem innych świadków, podpisałem ugodę – wyjaśnia Mirosław Czopa.

Siemianowiczanka dopięła swego

Kolejna oszukana to Ludmiła Czernik z Siemianowic Śląskich, emerytka chora na jaskrę, cukrzycę i niedotlenienie serca.
– 13 kwietnia 2004 roku przyszli do mnie pracownicy firmy pana Mani. Powiedzieli, że przyszli wymienić junkers, bo tego wymagają przepisy unijne. Kiedy spytałam, czy są z gazowni, kiwnęli głowami na potwierdzenie. Mówili, że gdybym wymieniła piec do grudnia 2003 roku, to dostałabym go za darmo. Teraz będę musiała zapłacić jedną trzecią jego wartości, czyli 400 zł. Powiedziałam, że nie mam takich pieniędzy, bo moja emerytura to 680 zł i po opłatach oraz kupnie leków zostają mi na życie grosze. Wtedy usłyszałam, że mam się nie martwić, bo te 400 zł rozłożą mi w kredycie na 2 lata. Miał być oprocentowany na 4 proc. Podpisałam, a tu po miesiącu przyszła z banku umowa, że mam do spłacenia ponad 1200 zł. Z odsetkami urosło to do 1700 zł – opowiada Ludmiła Czernik.
Pani Ludmiła w spółdzielni dowiedziała się, że nie przysyłano żadnych gazowników, i że nikt nie zwróci jej ponad 60 proc. wartości piecyka. Wysłała pismo do Janusza Mani, informując go, że odstępuje od umowy. Nic to nie dało. Zaczęli do niej wydzwaniać pracownicy firmy windykacyjnej, którzy grozili zajęciem emerytury.
– Powiadomiłam policję i prokuraturę. Byłam przerażona myślą, że komornik zajmie moje meble. To stare, niewiele warte rzeczy, ale jestem do nich bardzo przywiązana. Przecież ja nic złego nie zrobiłam. Oszukano mnie. Sprawę w prokuraturze niestety umorzono. Także odwołanie nic nie dało – opowiada pani Ludmiła.
Siemianowiczanka nie poddała się jednak i dopięła swego. Wykorzystała fakt, że w ustawowym terminie 10 dni wysłała do banku pismo, w którym zrezygnowała z kredytu. Początkowo odmawiano jej rozwiązania umowy. Dwa tygodnie temu dostała jednak pismo, z którego wynika, że bank nie rości do niej żadnych pretensji finansowych.
– Piecyk mam nadal. Jest wadliwy. Na dodatek zamontowano w nim rurę odprowadzającą spaliny, która nie spełnia wymogów technicznych. Jeśli Mania zgłosi się po jego odbiór, to chętnie go oddam. Pod warunkiem jednak, że odda mi mój stary podgrzewacz i bezpłatnie go zamontuje – mówi pani Ludmiła.

Wredni dziennikarze

Takich oszukanych staruszków jest co najmniej kilkudziesięciu. Akwizytorzy Janusza Mani działali nie tylko w województwie śląskim, ale i w Wielkopolsce. Właściciel firmy czuje się pewnie. Obecnie nie ma z nim kontaktu, jest na urlopie za granicą. Jego pracownik odmawia udzielenia informacji i podania swojego nazwiska.
– Tylko szef może coś powiedzieć. Proszę przyjechać, jak wróci z wczasów. Czy mieliśmy problemy? Jakieś tam mieliśmy. Ja nie będę o nich mówił – powiedział nam, kiedy tydzień temu udaliśmy się do siedziby firmy.
Wcześniej Janusz Mania chętnie rozmawiał z dziennikarzami DZ, choć „rozmawiał” to zbyt delikatne słowo. Należałoby raczej powiedzieć „wrzeszczał”:
– Ludzie potrafią kłamać w żywe oczy! Zawsze się znajdzie kilku dziwaków, którym coś się nie podoba, ale to góra 1 proc. moich klientów. Ludzie do usług nie dorośli. Dzwonią i wyzywają mnie od oszustów. A ja ani nikogo nie oszukałem ani nie okradłem! Od 10 lat firmę prowadzę i dbam o swój prestiż. Niech mi udowodnią, że coś zrobiłem nie tak! Ja się nie boję. Co jakiś czas z policji przychodzą wezwania. Jakby tym ludziom wierzyli, to miałbym już z kilka wyroków – mówił Mania pod koniec lutego.
Na początku marca zadzwonił do DZ z pretensjami:
– Dlaczego pani o mnie pisze? To jest tendencyjne! Niech pani opisuje ludzi, którzy nie mają za co chleba kupić. Co z tego, że ludzie zgłaszają sprawy na policję i do prokuratury? Prokuratura już od dawna mnie wzywa. Jest pani wredna. Karierę chce pani na mnie zrobić! Nie będę pani życzył powodzenia – krzyczał do słuchawki.
Reportaż powstał we współpracy z Programem 3 TVP

Bezsilne prawo
DZ kilkakrotnie pisał o tym, jak firma z Ligoty Dolnej w powiecie kluczborskim wykorzystywała schorowanych emerytów i rencistów. Podając się za wysłanników administracji budynków i powołując się na unijne przepisy, pracownicy nakłaniali starszych ludzi do podpisywania umów kredytowych na zakup niepotrzebnych piecyków. Oszukali co najmniej kilkadziesiąt osób. Śledztwo w tej sprawie prowadziła prokuratura w Kluczborku. Umorzyła je, bo Mania działał na pograniczu prawa, ale go nie złamał. Postanowiono tak, choć wszyscy oszukani staruszkowie zeznawali dokładnie to samo.
Nie udało się udowodnić Mani „niekorzystnego rozporządzenia mieniem” oszukanych, czyli tego, że namawiał swoich podwładnych do kłamania i naciągania staruszków. Prokuratura podkreśliła jednak w uzasadnieniu, że: „nie ulega wątpliwości, że pracownicy firmy Techniczne Zabezpieczenie Mieszkań Janusza Mani, chcąc nakłonić klientów do zakupu oferowanego towaru, jakim były gazowe podgrzewacze wody, stosowali metody, które uznać należy za nieuczciwe i nieetyczne”. Prokurator poinformował jednocześnie pokrzywdzonych, że mogą domagać się sprawiedliwości na drodze cywilnej w oparciu o przepisy ustawy o ochronie niektórych praw konsumentów oraz odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny.

Zakazane klauzule
Pracownicy Śląskiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej przeanalizowali umowy, jakie do podpisania swoim klientom dawali pracownicy firmy z Ligoty Dolnej. Jak się okazało, zawierają one niedozwolone klauzule. Jedna z nich brzmi: konsument „nie wnosi zastrzeżeń do jakości wykonanych prac”. Ten zapis nie zwalnia właściciela firmy z odpowiedzialności za ewentualne, stwierdzone później wady piecyka lub jego montażu. Formułka na umowie jest bezprawna i nie ma mocy wiążącej Inspektorzy twierdzą, że nawet w przypadku jej podpisania konsumenci nadal mają pełne prawo do składania reklamacji, a sprzedawca będzie odpowiadał za wszelkie niezgodności towaru z umową stwierdzone w ciągu dwóch lat od wydania towaru konsumentowi. Reguluje to ustawa o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piecyk (nie)obowiązkowy - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto