Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pijany, bez prawa jazdy, w zepsutym samochodzie, zabił niemowlaka...

Grażyna Kuźnik
Aleksandra Mandziej  przebaczyła sprawcy wypadku, stara się patrzeć w przyszłość. Na zdjęciu z dziećmi  Michałkiem i Ewelinką.
Aleksandra Mandziej przebaczyła sprawcy wypadku, stara się patrzeć w przyszłość. Na zdjęciu z dziećmi Michałkiem i Ewelinką.
24-letni Marcin Mucha wyrokiem Sądu Rejonowego w Rudzie Śląskiej, utrzymanym w całości przez Sąd Okręgowy w Gliwicach, dostał osiem lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.

24-letni Marcin Mucha wyrokiem Sądu Rejonowego w Rudzie Śląskiej, utrzymanym w całości przez Sąd Okręgowy w Gliwicach, dostał osiem lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Jego nazwisko może być podane do publicznej wiadomości. To jeden z najwyższych wyroków dla pijanego kierowcy.

Droga Madzi

W skromnym mieszkaniu Mandziejów przy ulicy Bytomskiej w Rudzie Śląskiej wisi zdjęcie Magdalenki - ciemnowłosa, z wielkimi oczami, śliczna jak matka. Aleksandra patrzy na nią, tęskni, ale nie czuje nienawiści do nikogo.

- Przez śmierć córki lepiej rozumiem ból innych. Nawet tego, który ją zabił. Wierzę, że nie chciał. Zawsze był zwyczajny - wyznaje młoda kobieta.

Gdyby tego dnia nie wyszła z trzymiesięcznym dzieckiem na spacer, a Marcin Mucha nie pił od rana i nie wsiadł do auta, Madzia miałaby teraz półtora roku. Była ciekawska, szybko się uczyła, a miała taką krótką drogę życia - mieszkała przy tej samej ulicy, przy której zginęła. I przy której teraz leży na cmentarzu.

Dzień 8 maja Mandziejowie zaczęli jak zwykle. Plan mieli z góry ustalony. Zbigniew poszedł rano do pracy, a ona została w domu z dwójką dzieci, dwuletnią Eweliną i Madzią. Gotowała obiad, sprzątała, zajmowała się dziećmi i nie miała żadnych przeczuć.

Marcin Mucha tego dnia nie bardzo wiedział, co ze sobą robić. Skończył tylko podstawówkę, ostatni raz pracował na stałe cztery lata temu, na budowie. Potem chwytał się różnych robót dorywczych, najczęściej wybierał dobry jeszcze węgiel na hałdzie w Bielszowicach. I wtedy też poszedł rano na hałdę. Zarobek byle jaki, prestiż żaden. Wpadł mu do głowy pomysł, że kupi sobie auto. Natychmiast. Nie szkodzi, że nie ma prawa jazdy. Jakoś to będzie.

W sądzie powiedział, że zdecydował się na małego fiata, żeby go wyremontować i zarobić na odsprzedaży. Ale w tego grata, którego właśnie tego dnia kupił, musiałby włożyć majątek. Poprzedni właściciele wcale nie ukrywali, że to ruina. Samochód miał niesprawną skrzynię biegów i układ kierowniczy, w ogóle nie nadawał się do jazdy. Mucha zapłacił za niego 250 złotych.

Król szos w gracie

Na początku sprawca nie chciał mówić: - Bo stało się i nie mam nic do wyjaśniania. Nie chcę też mieć wglądu do akt.

Kiedy zaczął w końcu zeznawać w prokuraturze, opowiedział, że po pracy, po godz. 15 poszedł do knajpy na piwo. Kolega, który sprzedał mu fiata, odstawił auto niedaleko baru. I gdy Mucha oblewał zakup, pojawił się jakiś mężczyzna, który zażądał, żeby usunąć auto sprzed kamienicy, bo mu zawadza. Wtedy Mucha, właściciel przecież, wstał i wsiadł do fiata. Czuł się do tego zobowiązany. Do domu miał 800 metrów.

Przyznał jednak: - Ale nie pojechałem do domu, tylko skręciłem w inną stronę i jechałem przed siebie.

Kiedy siedział już w środku, poczuł, że jest królem szos. Mógł pokazać, co potrafi. Na drodze nareszcie coś znaczył. Jechał coraz szybciej.

Jego koledzy podali inną wersję. Na to, co się zdarzyło wieczorem przy ulicy Bytomskiej, Mucha pracował cały dzień. Przede wszystkim pił już od rana. Na hałdzie był pijany, a że akurat ktoś sprzedawał rzęcha, to go kupił. Nie po to, żeby go remontować nie wiadomo za co, ale żeby wozić nim węgiel z hałdy.

Do auta wsiadł od razu. Nie potrafił kierować, więc szybko miał wypadek. Pierwszy tego dnia. Wywrócił się z hukiem na hałdzie. Kumple zabronili mu dalszych wycieczek i jeden z nich odstawił fiata blisko jego domu, w miejsce, w którym nikomu nie przeszkadzał. Historyjka o człowieku, który chciał, żeby przestawić auto - była zmyślona.

Zygzakiem w wózek

Kiedy Mucha był już po robocie, po pierwszym wypadku, piwach i wódce w barze, postanowił znowu się przejechać. Gdy kiełkowała w nim ta myśl koło godz. 19, Mandziejowie wyglądali przez okno.

- Chcieliśmy wyjść wcześniej, ale grzmiało. Może to było ostrzeżenie. Potem jednak się wypogodziło i wyszliśmy - mówi spokojnie Aleksandra.

Szli Bytomską; ona z wózkiem, mąż Zbigniew, który niósł córkę Ewelinę na barana i obok ich kuzynka. Było jeszcze jasno, ciepło.

Nagle Zbigniew dostrzegł, że w ich stronę pędzi zygzakiem mały fiat. W sekundzie poczuł strach aż do kości. Krzyknął do żony, żeby skręcała z wózkiem w bok, w rów. Skręciła, ale koło utknęło w błocie. Potem był już tylko huk. Auto uderzyło w jego żonę, wózek przeleciał na drugą stronę, wypadł z niego niemowlak. Aleksandra leżała nieprzytomna, zakrwawiona na drodze.

Przy żonie była kuzynka, która nie miała obrażeń, podobnie jak Ewelinka. On upadł, ale pozbierał się, w szoku zaczął szukać Madzi. Dostrzegł dziecko na ziemi, przytulił.

- Oddychała, ale była dziwna - mówił potem. - Leciała przez ręce.

Zatrzymywał samochody. Jeden pan nie chciał wezwać pogotowia, bo najpierw musiał komuś dokładnie opowiedzieć, na jaki ciekawy wypadek trafił. Zatrzymała się kobieta, wsiadł do jej auta z Madzią, pojechali do szpitala.

Marcin Mucha wyszedł z samochodu, zobaczył przewrócony wózek.

- Jak zabiłem dziecko, to idę utopić się w Bytomce - usłyszała kuzynka Mandziejów. Szedł z powrotem do auta, zatrzymała go, żeby nie uciekł. Był kompletnie pijany. - Jak zabiłeś, to będziesz odpowiadać w sądzie - szarpała się z nim. Świadkowie, na przykład portier z pobliskiego zakładu, uważają, że sprawca chciał uciec.

Aleksandra ocknęła się, szukała córki.

- Ktoś płakał, nie pamiętam kto - zeznał Mucha.

Przyjechała policja. Ustalono, że sprawca ma w organizmie 2,6 promila alkoholu, nie posiada i nigdy nie miał prawa jazdy, jechał za szybko niesprawnym samochodem, na drodze o dużym natężeniu ruchu. Wariat, który na to się zdecydował, wyglądał jak zwykły chłopak.

Pomógł mi los

Madzia zmarła. Aleksandra wyszła ze szpitala.

- Miałam wybór, albo się załamać, albo żyć dalej dla Eweliny - przyznaje Aleksandra. - Pomógł mi los. Okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam patrzeć w przyszłość.

Żal jej rodziny sprawcy. Ludzie wytykają ich palcami; ktoś mówił, że ma znajomości w więzieniu i załatwi, żeby ten pijak zabójca dziecka miał tam ciężko. Oli cierpnie skóra, dosyć już tego zła. Bliscy Muchy przyszli nawet na pogrzeb Madzi, stanęli z tyłu, daleko od innych. Może by do nich podeszła, ale wtedy nie miała siły.

- Chciałabym im powiedzieć, że przebaczyłam. Chyba łatwiej mu będzie znosić więzienie. Dostał osiem lat, myślę, że wyjdzie prędzej - mówi Ola. - Ale z sumieniem będzie musiał radzić sobie sam.

Urodził się Michałek. Zdrowy, pogodny. Ola nie płacze przy dzieciach. Ewelinka rośnie, chce, żeby mama często się śmiała. Może szok po wypadku minie bez śladu?

Ale w przedszkolu pani powiedziała, że Ewelinka nadal bawi się w cmentarz. Chowa lalki i prosi, żeby dzieci nie deptały po grobkach, po jej siostrzyczce. Pociesza, że kiedyś wszystko się ułoży. Tylko trzeba czasu. Pewnie dłuższego niż wyrok, który odsiedzi Marcin Mucha.

Dlaczego jeżdżą po spożyciu alkoholu?
Mieczysław Pawłowski, terapeuta uzależnień:

W przekonaniu wielu osób wypicie alkoholu nie wpływa na ich gorsze postrzeganie świata i spowolnienie reakcji. Nie zauważają u siebie żadnych zmian, a to dlatego, że alkohol powoduje nierealistyczną ocenę własnej osoby. Ludzie sami się oszukują, stają się nadmiernie pewni siebie, fakty do nich nie docierają. Są pijani, ale mówią, że dadzą sobie radę i są o tym przekonani. A przy tym ich doświadczenie mówi, że kontrole trzeźwości na drodze są rzadkie. U niektórych uzależnionych występują luki pamięciowe; wtedy nie mogą sobie przypomnieć, dlaczego usiedli za kierownicą i spowodowali wypadek. Ale nie jest to dla nich żadne usprawiedliwienie, bo nie powinni doprowadzić się do takiego stanu. Należy pamiętać, że u pewnych ludzi nawet niewielka ilość alkoholu może wywoływać takie skutki.


Czyn surowo ukarany
Tomasz Tadla, prokurator:

Każdy, kto zamierza zasiąść za kierownicą samochodu po spożyciu alkoholu, musi liczyć się z konsekwencjami. Za samo prowadzenie w stanie nietrzeźwym grozi do 2 lat pozbawienia wolności, za spowodowanie wypadku do 8 lat, a gdy dojdzie do tego próba ucieczki - do 12 lat. Niestety, chociaż nie jest to reguła, pijani kierowcy często próbują uciekać z miejsca wypadku, nie udzielając swoim ofiarom pomocy. To pogarsza ich sytuację. Sądy i prokuratura są zgodne w tym, że wypadek spowodowany przez pijanego kierowcę to czyn o bardzo dużej szkodliwości społecznej i musi być z całą surowością ukarany.


Pytania o przyczyny

1. Dlaczego kierowcy prowadzą pod wpływem alkoholu?

Myślenie: może mi się uda - 41,63 proc.

Przekonanie, że "nic złego się nie robi" - 27,38 proc.

Nieskuteczny system kar - 23,38 proc.

Bark wiedzy o skutkach jazdy po alkoholu - 18,63 proc.

Ogólne przyzwolenie społeczne - 12,38 proc.

2. W jakich sytuacjach najczęściej dochodzi do prowadzenia po spożyciu alkoholu?

Bezpośrednio po imprezach, dyskotekach, koncertach - 45,25 proc.

Bezpośrednio po uroczystościach rodzinnych czy u znajomych - 39,25 proc.

Na drugi dzień po spożyciu alkoholu - 27,38 proc.

Po spożyciu alkoholu w miejscu pracy - 12,63 proc.

Badania na potrzeby kampanii społecznej "Prowadzę, jestem trzeźwy"

odbierać prawo jazdy

Co piąty wypadek w Polsce powodują pijani kierowcy. Według policji przyłapani na gorącym uczynku to zaledwie jedna dziesiąta wszystkich nietrzeźwych, którzy krążą po naszych drogach. Policja zatrzymuje rocznie około 200 tys. nietrzeźwych kierowców.

Według Pracowni Badań Społecznych dwie trzecie Polaków uważa, że pijanych kierowców należy karać ostrzej, dożywotnio odbierać im prawo jazdy. Za takim rozwiązaniem opowiadają się ludzie wykształceni, na wysokich stanowiskach, pracownicy sfery budżetowej, emeryci i renciści oraz kobiety. Za łagodnym karaniem nietrzeźwych opowiedzieli się głównie bezrobotni i mieszkańcy wsi, w większości mężczyźni.

Według Instytutu Pentor ponad 88 proc. pytanych jest za konfiskatą samochodów i dożywotnim odbieraniem prawa jazdy osobom prowadzącym pojazdy w stanie nietrzeźwym.

Alarmujące liczby

W ciągu pięciu miesięcy 2007 roku w woj. śląskim z powodu nietrzeźwych kierowców doszło do:

- 158 wypadków,

- 514 kolizji.

Ofiary:

- 12 osób zginęło,

- 212 osób zostało rannych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto