MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pisorz

Agata Pustułka
fot. WM
fot. WM
Rozmowa z Wojciechem Kuczokiem, pisarzem, autorem nagrodzonej „Nike” powieści „Gnój”. Jak się pan czuje jako gwiazda mediów? Czy to dla pisarza komfortowa sytuacja? Nie ukrywam, że to duży ...

Rozmowa z Wojciechem Kuczokiem, pisarzem, autorem nagrodzonej „Nike” powieści „Gnój”.

Jak się pan czuje jako gwiazda mediów? Czy to dla pisarza komfortowa sytuacja?
Nie ukrywam, że to duży dyskomfort. Moje pisanie wynika z tendencji do tego by się ukrywać i chować za bohaterami, tekstem. Nie jestem przygotowany, by nagle znaleźć się w centrum zainteresowania, by odpowiadać na przeróżne, dziwne pytania związane z różnymi dziedzinami życia.

Np. na stałe pytanie dotyczące tego, czy tak jak bohater „Gnoju” był pan bity przez ojca. Czy to pytanie uznaje pan za najgłupsze w tej klasyfikacji?
Pozwalam je sobie ignorować.

Założył pan, że będzie pan żył z pisania. Czy to w Polsce łatwe do zrobienia?
Jak jeździłem gdzieś w związku przekładami i byłem podejmowany w Niemczech, czy Francji trudno było nie zauważyć, że życie jest tam wyraźnie łatwiejsze. Pisarze też mają tam status bardziej gwiazdorski, czy nawet będąc pisarzem, autorem książek całkiem poważnych można być jednocześnie gwiazdą popkulturową niemalże. W Polsce jest też kilkanaście osób, które żyją wyłącznie z pisania i genialnej sprzedaży swoich książek. Mówiąc o sobie myślałem o tym wszystkim, co się z pisaniem wiąże. Myślałem też o tekstach użytkowych, pisanych np. do gazet za pieniądze.

Do niedawna mieszkał pan w „depresyjnym mieszkanku” w Krakowie. Czy przestał pan służyć krakowski spleen?
Mieszkałem w Krakowie przez rok. Teraz wszystko się zmieniło. Ostatnie pół roku mieszkałem w Bytomiu, a niebawem przeprowadzam się znowu, już mam nadzieję na zawsze, do swojego rodzinnego Chorzowa, ze swoją rodziną, z moim synkiem.

„Gnoju” nie byłoby bez śląskich klimatów...
Czuję się na Śląsku jak u siebie w domu. Z domu wynosi się wszystko najważniejsze.

Łatwiej może niż gdzie indziej pisze się tu książki?
Faktem jest, że gdziekolwiek nie byłem, zawsze wracałem na Śląsk. Ciągle właściwie kursowałem między domem tymczasowym, a Śląskiem. Być może kiedyś takim samym najważniejszym miejscem będzie jakaś chatka w Tatrach.

Jest pan pisorzem, a nie pisarzem. Tak pan o sobie mówi. Czy kryje się za tym jakiś dystans do własnej twórczości?
Wolę tak o sobie mówić. To podkreśla rodowód, a tak w ogóle wyczytałem to na wizytówce świetnego pisarza Janusza Rudnickiego i zakochałem się w tym określeniu bez pamięci. To piękne, że zmiana tylko jednej literki wystarczy, aby pokazać dystans i autoironię do tego, co się robi.

Z Magdaleną Piekorz, reżyserką filmu „Pręgi”, który powstał na podstawie „Gnoju” tworzycie świetny duet twórczy „wyswatany” przez Krzysztofa Zanussiego. Czy łatwo zgodził się pan, by wykorzystać książkę jako podwaliny filmowego scenariusza? Nie wszyscy pisarze to lubią.
Napisałem przecież zupełnie inną rzecz, która zaczyna się tylko w tym samym miejscu, co „Gnój”. Niejako z niego wyrasta, ale idzie swoimi drogami. Nie było tu problemu z adaptacją. Mogłem pozwolić sobie na pełną swobodę.

Ma pan w planach kolejne scenariusze filmowe? „Pręgi” zachwycają, są nominowane do Oskara.
Tak. Mam kilka propozycji, czasem z różnej bajki. Ale szczegółów nie zdradzam. Umówiliśmy się z Magdą, że ona będzie mieć pierwszeństwo przy ewentualnej realizacji.

Trzeba iść za ciosem... „Pręgi”, „Gnój” to opowieści o pokoleniu trzydziestolatków, z którym pan się identyfikuje. Jakie jest to pokolenie? Pokrzywione? Stracone? A może piekielne zdolne. Jakie pan widzi punkty wspólne? Teraz to pokolenie rozkwita. Patrząc na pana, na Magdalenę Piekorz.
No nie wszyscy mają tak dobrze. (śmiech) Dyskusja o tej generacji trwa od dawna, o tzw. generacji „nic”. Myślę sobie, że pokolenie moich rówieśników to pokolenie, które gdzieś się spóźniło trochę, w tym wyścigu do koryta. Wszystko przeszło obok, intratne oferty pracy, kariery. To jest trochę też pokolenie desperatów. Nie realizują się jak chcieli. Ludzie, z którymi studiowałem kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim nie robią tego o czym marzyli, nie realizują się tak jak planowali. Często wylądowali w różnych dziwnych miejscach. To pokolenie, które natychmiast na starcie osiągnęło metę.

Pan też miał opinię trudnego, niedostosowanego. To był jakiś wyraz buntu?
To pytanie do moich nauczycieli, którzy byli wobec mnie bezradni, ale ferowali wyroki, wyrzucali ze szkół i spisywali na straty.

Dzisiaj widać kto miał rację. Na rynku wydawniczym reklamowany jest właśnie „Widmokrąg”. To miała być ta żelazna rezerwa, o której pan mówił, gdy otrzymywał paszport „Polityki”. I jeszcze powiedział pan wtedy, że najbardziej boi się chwili, gdy poczuje się wypisany. Mam nadzieję, że ta sytuacja nam nie grozi?
W przyszłym roku ukaże się zbiór moich opowiadań oraz książka o kinie, gdzie weryfikuję trochę historię myśli filmowej pt. To piekielne kino. Czeka mnie premiera „Dr Fausta” w teatrze „Studio” w reżyserii Magdy Piekorz. No i co tam, co tam? No za dwa i pół roku ukaże się moja nowa powieść. Już pomyślałem jak będzie wyglądać, ale to wszystko co na ten temat powiem.

Tego pytania nie można nie zadać. Kiedy pan poczuł, że będzie pisarzem. Nie, że z pisania, ale dla pisania będzie pan żyć.
Momentem przełomowym była nominacja do Nike za „Opowieści słychane”. Wtedy pomyślałem, że teraz jest te pięć minut, które trzeba wykorzystać na maksa. Podjąłem to ryzyko uśmiercenia głodowego rodziny i siebie. (śmiech), ale udało się przetrwać.

A czy do pisania potrzebuje pan świętego spokoju? Różnie to z pisarzami bywa. Niektórzy tylko ołówkiem, inni nocą.
Mnie się najlepiej pisze w zaciszu domowego ogniska. Jednak nie w idealnej ciszy. Ja takiej ciszy nie potrzebuję. Lubię jak zza ściany dolatują odgłosy krzątaniny mojej ukochanej, śmiech dzieci. Ja muszę być sam, ale nie samotny.


Wojciech Kuczok
rocznik 1972 roku. Debiutował jako poeta. „Opowieści samowite” ukazały się w 1996 roku. Tom opowiadań „Opowieści słychane” był nominowany do NIKE w 1999 roku. Potem wydał „Szkieleciarki" i "Gnój" – najgłośniejszy debiut ubiegłego roku – za który otrzymał Nike w tym roku.
„Gnój” to opowiedziana przez dziecko „historia o przemocy w rodzinie z tradycyjnym Śląskiem” jak reklamuje się tę antyautobiografię.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dlaczego Agnieszka Robótka-Michalska zrezygnowała z kariery aktorskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto