Podsłuchy i pluskwy już na stałe weszły do naszego życia publicznego

Michnik nagrał Rywina, służby specjalne Pęczaka, a Gudzowaty Oleksego. Także w naszym regionie było kilka podobnych przypadków, choć nigdy nie udało się ustalić osób, które instalowały u nas urządzenia do podsłuchiwania.

Od kilku lat szczere rozmowy Polaków, zwłaszcza te dotyczące dużych przedsięwzięć biznesowych, mają nową, dotychczas nieznaną otoczkę. Odbywają się zwykle na świeżym powietrzu, a rozmówcy nie mogą mieć przy sobie telefonów komórkowych. Służby specjalne oraz policja mają w tej chwili już takie możliwości, że mogą wykorzystywać nasze telefony komórkowe jako mikrofony i za ich pośrednictwem kontrolować przebieg rozmów. Wyłączenie telefonu nic nie zmienia - "komórka" jako mikrofon przestaje działać tylko po wyjęciu baterii.

Całą logistykę sieci podsłuchów w naszym regionie zabezpiecza pewna komercyjna firma z zachodnich rubieży województwa, która wygrała przetarg na te usługi. Ciekawostką jest fakt, że firma uchodzi za powiązaną z lewicą - pracuje w niej bowiem kilka osób w przeszłości związanych z SLD. Podsłuchów nie muszą się oczywiście obawiać "normalni", porządni obywatele, ale ci, którzy prowadzą niejasne interesy i mają coś na sumieniu. Służby specjalne czy policja mogą otrzymać zgodę na zainstalowanie monitoringu prowadzonych rozmów tylko wobec takich osób.

Fobia podsłuchów ogarnęła też jednak osoby prywatne, które nagrywają swoich rozmówców i potem wykorzystują te taśmy. Najgłośniejsza taka sprawa miała miejsce w 2005 roku, kiedy to redaktor naczelny Gazety Wyborczej Adam Michnik za pomocą dyktafonu umieszczonego w biblioteczce nagrał producenta filmowego Lwa Rywina, który złożył mu propozycję korupcyjną dotyczącą korzystnych zapisów w ustawie o radiofonii i telewizji. Rozpętała się ogromna afera - badała ją sejmowa Komisja Śledcza, a Rywin trafił do więzienia.

Adam Michnik rok później sam jednak padł od własnej broni. Oto dał się nagrać podczas zakrapianego spotkania z rekinem polskiego rynku energetycznego - Aleksandrem Gudzowatym. Taśmy dziwnym zbiegiem okoliczności trafiły do dziennikarzy. Były hitem z powodu stylu narracji Michnika i jego szczerych wypowiedzi na temat sytuacji politycznej w Polsce.

W ostatnich dniach przebojem jest inne nagranie ujawnione przez ochronę Gudzowatego - to, na którym były premier Józef Oleksy z wyjątkową szczerością ocenia swoich kolegów z lewicy, łącznie z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i byłym szefem rządu Leszkiem Millerem. Niektórzy twierdzą, że upublicznienie tego zapisu może być końcem postkomunistycznej lewicy. Na warszawskich salonach plotkuje się jednak, że to nie koniec wyciągania asów z rękawa przez Gudzowatego. Podobno ma on jeszcze dwie inne taśmy - jedna jest zapisem rozmowy z byłym szefem Kancelarii Premiera Markiem Ungierem z SLD, a druga nagraniem nieoficjalnego spotkania z bliskim współpracownikiem braci Kaczyńskich Andrzejem Urbańskim. Podobno ich ciężar gatunkowy jest o wiele większy od tego, co słyszeliśmy na taśmach z Oleksym w roli głównej.

Także w naszym regionie było kilka afer z podsłuchami, ale nigdy nie ustalono osób, które montowały pluskwy. Minimikrofony w swoim gabinecie znaleźli swego czasu Jerzy Talkowski, były prezydent Dąbrowy Górniczej i Rafał Kołakowski, kiedyś dyrektor Tramwajów Śląskich. Najgłośniejsza była jednak sprawa pluskwy, jaką lider śląskich struktur SLD Zbyszek Zaborowski znalazł w swoim gabinecie. Była ona ukryta za obrazem. Mimo prowadzonego śledztwa nie udało się ustalić osoby, która ją zamontowała. •