MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Politycy zajmujący dwa najważniejsze stanowiska w państwie są bliźniakami. Co z tego wynika?

Marek Świercz
W miniony poniedziałek Jarosław Kaczyński został desygnowany na stanowisko premiera; od tej chwili wraz z bratem Lechem, prezydentem RP, bliźniacy pełnią najwyższe funkcje w kraju.

W miniony poniedziałek Jarosław Kaczyński został desygnowany na stanowisko premiera; od tej chwili wraz z bratem Lechem, prezydentem RP, bliźniacy pełnią najwyższe funkcje w kraju.

Polska Jarosława i Lecha jest czarno-biała. Można być z nimi albo przeciwko nim. Żaden grzech odpuszczony nie zostanie, nie ma ani autorytetów, ani tłumaczeń. Trybunał Konstytucyjny podpadł raz na zawsze, gdy nie zajął się inwigilacją prawicy za rządów premier Suchockiej. Teraz na celowniku znaleźli się ministrowie spraw zagranicznych, którzy ośmielili się skrytykować zerwanie spotkania Trójkąta Weimarskiego. Za niesolidarnych (z polską racją stanu) uznano wszystkich jak leci, ale na odpowiedź zasłużył tylko Władysław Bartoszewski, bo pozostali nie należą do osób, którym prezydent RP miałby coś do powiedzenia. Nie ma przebacz.

Potoczna opinia głosi, że Jarosław to ten groźniejszy, a Lech to ten bardziej stateczny. Pierwszy jest radykałem, drugi ma poglądy umiarkowane. A może to wszystko pic na wodę? Może rację miał Marcin Wolski, gdy w swoim "Polskim zoo" zrobił z nich parę mówiących chórem identycznych chomików? Może różnice są wirtualne?

Po wygranych wyborach parlamentarnych Jarosław oznajmił, że nie będzie premierem. Bo zależy mu na tym, by Lech został prezydentem, a Polacy nie chcieliby dwuwładzy bliźniaków. Teraz jednak niespodziewanie zmienił zdanie.

Awans Jarosława poprzedziła dyskretna kampania mająca przekonać opinię publiczną, że bliźniacy naprawdę bardzo, ale to bardzo się różnią. Gdy Jarosław odmówił premierowania, Lech ponoć przez kilka dni nie odbierał od niego telefonów. Wszyscy o tym pisali. Bracia mieli, a może mieli mieć, odmienne poglądy na temat dostępu do esbeckich teczek, spierali się o jakieś o pryncypia i personalia.

Media powoływały się nawet na nauki ścisłe badające fenomen bliźniaków jednojajowych. W wersji złośliwej była mowa o tym, że starszy choćby o parę minut (Jarosław) zawsze dominuje nad młodszym, a generalnie i tak ufają tylko sobie i nikomu innemu. Ale na serio omawiano też teorię, że z wiekiem zaczynają się coraz bardziej różnić. Dowód? Lech jest szczęśliwym mężem i ojcem, Jarosław lubi koty i zawsze był nieśmiały wobec kobiet. Lech to sprawny urzędnik (szef NIK, minister sprawiedliwości, prezydent stolicy), a Jarosław to spec od politycznej strategii.

Ale, powiedzmy sobie szczerze, te różnice są mocno naciągane. - Panie prezesie, melduję wykonanie zadania - oświadczył Lech po wygranych wyborach. Taki moment aż się prosił o jakieś wielkie słowa do narodu, a on się - tak po prostu - wygadał. W tym jednym meldunku było wszystko na temat relacji obu braci. Bliźniacy może i miewają różne poglądy, ale co z tego, skoro szybko je uzgadniają (czyli Jarosław przekonuje Lecha) i potem mówią jednym głosem.

Gdy Jarosław ogłosił, że zastapi Kazimierza Marcinkiewicza, pojawiły się komentarze, że to w sumie dobrze. Bo skończy się kierowanie z tylnego siedzenia i zamiast trzech ośrodków władzy (prezydent, premier i szef partii rządzącej) będą już tylko dwa. Czy to znaczy, że teraz będziemy mieli tylko jeden ośrodek, choć w dwu osobach?

W światowej literaturze najsławniejsza kaczka to brzydkie kaczątko z baśni Andersena. Poniewierane i niedoceniane, wyrosło w końcu na przepięknego łabędzia. Może tak i będzie. Ale warto pamiętać, że akurat w Polsce sławniejsza jest kaczka z wierszyka Jana Brzechwy. Kaczka-dziwaczka, która zawsze wszystko robiła opak.

Po języku ich poznacie

Bracia Kaczyńscy stworzyli swój własny niepowtarzalny język. Można go rozpoznać natychmiast po powracających od lat tych samych słowach-kluczach. Przyśpieszenie (oczywiście ten wszechobecny) układ, ostatnio także łże-elity. Inna charakterystyczna cecha tego języka to chorobliwa skłonność do przesady, do rzucania mocnymi określeniami, sugerowania różnych paskudztw, wreszcie epatowania emocjonalnymi epitetami.

Coś, co się tym dwóm politykom nie podoba, jest natychmiast haniebne, nikczemne, łajdackie. I jeszcze wypada docenić fakt, że używają tak "łagodnych" określeń, bo robią tak tylko po to, by - jak mówił ostatnio Lech Kaczyński o nieszczęsnym artykule w Die Tageszeitung - nie użyć określeń jeszcze mocniejszych. Intencje politycznych przeciwników z definicji nie mogą być czyste. I choć dowodów niby nie ma, to zawsze można zadać pytanie retoryczne albo coś zasugerować. Jeśli prezydent Kwaśniewski dał się zaprosić do Moskwy na obchody 60-lecia zakończenia II wojny światowej, to pewnie dlatego, że coś tam na niego mieli.

Ta werbalna eskalacja emocji nie popłaca. I nie tylko dlatego, że można zostać złapanym za zbyt mocne słowo - przypomnijmy tu sądowe kłopoty Lecha Kaczyńskiego za nazwanie Mieczysława Wachowskiego "wielokrotnym przestępcą". Ważne jest i to, że nadużywanie twardych określeń powoduje ich błyskawiczną dewaluację. Powtarzane przy każdej okazji przestają robić wrażenie. Bo skoro prasowa satyra jest nikczemna, to jaki epitet usłyszymy, gdy stanie się coś naprawdę strasznego?

Poza tym akcja wywołuje kontrakcję. Im ostrzej Kaczyńscy mówią, tym gwałtowniejsze reakcje wywołują. I nie ma chyba w kraju polityków, którzy mieliby tylu zacietrzewionych wrogów. Choćby tych, którzy z upodobaniem używają zjadliwego określenia "kaczyzm" i "kaczystowski". A bywa jeszcze gorzej: w sieci jest strona, gdzie "kaczyzm" został zwizualizowany przez swastykę opatrzoną kaczymi łapami. Aż strach pomyśleć, jak określiliby to obaj politycy, gdyby o tym wiedzieli. •

Niedoceniany, zahartowany, nieufny

Jarosław , zwany czasem Wielkim Bratem, uchodzi ostatnio za polityka genialnego, wytrawnego szachistę, który planuje na dziesięć ruchów do przodu. I zawsze podporządkowuje taktyczne ruchy celom strategicznym. A sukcesów ma co niemiara, choć przez lata był niedoceniany. To przecież on wymyślił rząd Mazowieckiego, to on pomógł Wałęsie rozpętać wojnę na górze i zostać prezydentem, to on wykreował rząd Jana Olszewskiego. I nawet jeśli przez lata był w odstawce, to tylko po to, by zebrać siły i w ostatnich wyborach wziąć całą pulę.

Polityczne niespodzianki ostatnich miesięcy można łatwo wytłumaczyć strategicznym geniuszem Jarosława. Nie dogadał się z Platformą, choć obiecywał, ale przecież wiadomo, że docelowo z liberałami i tak było mu nie po drodze. Wpuścił do rządu Giertycha i Leppera, choć kiedyś to wykluczał, ale dzięki temu ma większościowy rząd (i jak mówią sondaże, powoli przejmuje elektorat koalicjantów). Odstrzelił premiera Marcinkiewicza, najpopularniejszego polityka w kraju, ale przecież upiekł dwie pieczenie naraz: pozbył się konkurenta do rządu dusz w PiS i znalazł mocnego kandydata na fotel prezydenta Warszawy. Opinia publiczna jakby za tym wszystkim trochę nie nadąża, ale w głowie Jarosława klocki układają się zgodnie z planem. Tak to przynajmniej widzą zwolennicy PiS.

Tylko czy słusznie? Bo geniusz starszego Kaczyńskiego nie jest tak oczywisty. Wcześniej nigdy nie potrafił zdyskontować swoich sukcesów: Mazowiecki nie miał dla niego żadnej ważnej teki, z Wałęsą się pokłócił, premier Olszewski też mu nie zaufał i do rządu nie wziął. Być może stąd bierze się chorobliwa nieufność Jarosława, zahartowanego przez lata spędzone na ławce rezerwowych. No i najważniejsze pytanie: czy PiS miałby szansę na wielki powrót na scenę, gdyby nie okazja, jaką stworzył premier Jerzy Buzek, oferując Lechowi fotel ministra sprawiedliwości? A gdyby tej okazji nie było?

Starannie przemyślana długofalowa strategia Kaczyńskiego może się rozbić o dwie rafy. Jedna to lojalność współpracowników, których może w końcu zmęczyć rola pionków przestawianych przez prezesa, a druga to zniecierpliwienie - Jarosław powiedziałby pewnie "ignorancja" - wyborców, którzy mogą nie docenić pomysłów genialnego stratega polskiej prawicy. Ale to czas pokaże. •

I nikomu nie wolno się z tego śmiać

Całkowity brak poczucia humoru to chyba największa wada braci Kaczyńskich. Choć ich znajomi twierdzą, że prywatnie bywają dowcipni, a Lech ma nawet skłonność do „wkręcania” rozmówców za pomocą wciskania im absurdalnych historyjek. Może i tak. Niestety, na niwie publicznej obaj politycy występują tylko w wersji napuszonej, pozbawionej cienia autodystansu. Jeśli ironizują, to wyłącznie na temat przeciwników, cedząc przez zęby zjadliwe komentarze. Z siebie śmiać się nie potrafią.
Pół biedy, że bracia nie znoszą dowcipów na swój temat. Gorzej, że się straszliwie obrażają. A najgorsze jest to, że ich otoczenie wyciąga z tego praktyczne wnioski. Histeria wywołana artykułem w niemieckim dzienniku Die Tageszeitung jest trudna do pojęcia. Nie wiemy, czy to naprawdę z jego powodu prezydent nie pojechał na spotkanie Trójkąta Weimarskiego. Podobno nie. Ale naprawdę usłyszeliśmy z ust szefowej MSZ porównanie do hitlerowskiego „Stuermera”. I naprawdę Przemysław Gosiewski złożył formalne doniesienie w sprawie znieważenia głowy państwa. I na serio zaczęto spekulować, że teraz polski sąd wyśle za niemieckim dziennikarzem europejski nakaz aresztowania. Podpowiadamy ciąg dalszy: ponieważ Niemcy na podstawie ENA nie wydają nam swoich obywateli (co wie każdy prokurator), aż się prosi o rozpętanie międzynarodowej afery. W imię obrony polskiej racji stanu. Bo co z regułą wzajemności (my, póki co, swoich obywateli Niemcom nie wydajemy)? I jak to tak może być, że Niemcy nie honorują unijnych praw? A wszystko to przez kompletnie nieśmieszny artykuł, który dowodzi co najwyżej przyciężkawego humoru sąsiadów zza Odry.

Jak odróżnić braci Kaczyńskich?*
Data urodzenia

Przyszli na świat jako jednojajowe bliźnięta 18 czerwca 1949 roku. Jarosław urodził się 45 minut wcześniej i był o 100 gramów cięższy. W szkole koledzy mówili na nich „Kaczki”, bo zawsze występowali razem. Przy odrobinie wysiłku można ich jednak rozpoznać.

Twarz
Lech ma dwa pieprzyki, jeden na nosie, a drugi na policzku. Kiedyś nosił wąsy, co ułatwiało identyfikację, ale potem je zgolił.
Jarosław ma twarz nieco szczuplejszą i wyraźnie naturalniejszy uśmiech.

Wygląd ogólny
Lech, tak jak brat, był kiedyś abnegatem (mama mówiła o nich: flejtuchy w zapaćkanych krawatach) i słynął z zakładania butów z dwóch różnych par. Od kiedy jest prezydentem, ubiera się znacznie staranniej.
Jarosław nadal ubiera się byle jak, można go rozpoznać po lekko rozchełstanej koszuli i rozdeptanych butach. Ale jako premier pewnie zrobi się bardziej elegancki i będzie trudniej. Uwaga – jest też trochę wyższy od Lecha.

Wykształcenie
Obaj politycy są prawnikami.
Lech ma tytuł profesora prawa.

Sposób mówienia
Lech niewyraźnie mamrocze, dygresje burzą mu składnię, zdarza mu się sztucznie modulować głos.
Jarosław mówi znacznie wyraźniej, jest znany z ciętych i precyzyjnych wypowiedzi.

Test ostateczny
Lech nosi obrączkę.
Jarosław jest kawalerem.

* Godnej wicepremiera odpowiedzi na to pytanie udzielił w miniony poniedziałek
Andrzej Lepper: – To proste.
Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław Kaczyński – premierem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Katastrofa śmigłowca z prezydentem Iranu. Co dalej z tym krajem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto