MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Proszę Państwa, oto "Miś"

Ryszarda Wojciechowska/kap
Stanisław Bareja i Stanisław Tym na planie „Misia”.
Stanisław Bareja i Stanisław Tym na planie „Misia”.
Jest prawda czasu i prawda ekranu. Nie tylko w „Misiu”. W życiu także... 4 maja, 25 lat temu, odbyła się premiera tego filmu. Dzisiaj nazywa się go kultowym.

Jest prawda czasu i prawda ekranu. Nie tylko w „Misiu”. W życiu także... 4 maja, 25 lat temu, odbyła się premiera tego filmu. Dzisiaj nazywa się go kultowym. Ale wtedy krytyka obdarła „Misia” niemal ze skóry. Nazywano go w prasie bredniami. A dialogi pospolitymi skeczami...

Między nami, Staśkami

Stanisław Tym nie tylko zagrał główną rolę (w dodatku podwójną - Ryszarda Ochódzkiego i Stanisława Palucha), ale był też współscenarzystą. - Ja to pamiętam tak - wspomina. - Ze Staszkiem Bareją siedliśmy do pisania. Mniej więcej wiosną 1979 roku. Nie mieliśmy jeszcze tytułu. I Stasio przedstawił mi wówczas ciekawą teorię. Mówi do mnie tak: słuchaj Stasiek, towarzysz Gierek to bardzo zasłużony towarzysz. Ale przecież widzisz, że te młode i nie tylko młode pieski partyjne już mają chrapkę na zmiany. Już naszczekują do nowego podziału stanowisk. I oni wkrótce nie będą się z towarzyszem Gierkiem "obcyndalać". Mnie się wydaje, ciągnął dalej Bareja, że Gierek tej zimy (1979/1980 - przyp. red.) nie przetrwa. Wszystko się zatka - wicie, rozumicie. Popsuje. Zaczną się słuszne protesty klasy robotniczej. I Gierek odejdzie. A wtedy zacznie się walka między tymi na górze. I nikt nie będzie miał głowy do tego, żeby się jakąś komedią zajmować - tłumaczył. Pisali więc sobie spokojnie.

Pocałunek Breżniewa

- Przychodzi zima - opowiada dalej Tym. - My już kręcimy film. A w polityce nic się nie dzieje. Przyjeżdża Breżniew. Całuje Gierka mocno w usta. Wszystko sunie po staremu. Pamiętam, że wtedy Barei dogryzałem: - No, ładnieś to sobie wymyślił. Postawiłeś na upadającego konia. A koń jeszcze stoi.

Na kolaudacji dostali potwornie w skórę. - Żarły nas te ubeckie pieski tak, że aż przykro było słuchać. Serce krwawiło. Film przeleżał na półce niemal rok. Dopiero po sierpniu (1980 r.) władza stała się łaskawsza. I "Miś" mógł mieć premierę 4 maja 1981 roku.

Dla Tyma to ważny film. Zaraz po "Rejsie". A może przed, nie potrafi sam wybrać. Ale jak mówi, czuje się wyjątkowo wyróżniony, że mógł w "Misiu" zagrać. - To był wielki ukłon Staszka Barei w moją stronę. Bo ja nigdy nie czułem się zawodowym aktorem - twierdzi.

Rozkoszna para

"Dzwonię do ciebie, gdyż nie mogę z tobą rozmawiać". Pamięta pani ten tekst? - zaczynam rozmowę z Krystyną Podleską, czyli Aleksandrą Kozeł z "Misia" (pisaliśmy o niej szerzej w DZ 14 kwietnia). W odpowiedzi aktorka zanosi się śmiechem. Słysząc, że to już 25 lat od premiery, żartuje: - Ja się nie przyznam, że grałam w tym filmie. Chyba że pani napisze, że byłam jeszcze dzieckiem. Można dodać - mocno rozwiniętym.

Jej rola tak się wryła widzom w pamięć, że do dzisiaj jest Krysią z "Misia". Tak się do niej widzowie zwracają. Chociaż ona w filmie była przecież Olą.

Krystyna Podleska wspomina, że Bareja i Tym mieli bardzo jasną wizję filmu. Wiedzieli, co chcą nagrać. I o co im chodzi. Na planie był porządek. Żadnego chaosu. Oni obaj tworzyli rozkoszną parę.

Jaki był Stanisław Bareja? - Taki misiaczek właśnie. Zaokrąglony. Ale zawsze uśmiechnięty. Bezkonfliktowy. Uroczy. Ale co było pod spodem? Nie wiem - odpowiada. Ulubiona scena? - A ile mamy czasu? Bo ja mogę opowiedzieć cały film - tłumaczy. Uwielbia scenę nagonki. Kiedy chłopom obwiązano szmatami głowy, że ich niby zęby bolą. Bo tak naprawdę to mają być dziećmi. A dziedzic Pruski? A kot, który ma być zającem i wreszcie zamienia się w psa, odszczekującego się z prastarej gruszy... Czyż jest coś lepszego?

W filmie było trochę nagości z jej udziałem - przyznaje. - Ale to aktorska robota. Najważniejsze, że moich rodziców ta golizna w filmie nie szokowała. Mamusi na pewno nie. A tatuś? Nie wiem, jak to jest oglądać swoją dorosłą córeczkę rozebraną. Ale nigdy mi nie dał do zrozumienia, że nie powinnam. Moi rodzice nie byli pruderyjni. Wspierali moje dążenia do zawodu - tłumaczy.

Epizod trenerski

Jerzy Turek: - Chodzi pani o Jarząbka? Trenera II klasy? - żartuje po odebraniu telefonu. A potem już poważnieje. - Czy pani wie, że w tamtym czasie na Barei wieszano psy? On był przez krytykę i władzę maltretowany. Mówiono, że robi kicz. Nazywano to nawet bareizmem. A teraz? Proszę, nazywa się to kinem kultowym. Nikt z nas nie był wówczas w stanie przewidzieć, że to się tak skończy. Pamiętam pierwsze opinie, recenzje sprzed 25 lat. Było jak przy każdym filmie Stasia - kpiny i frontalne ataki.

Mimo że atakowano Bareję, że uważano go za reżysera gorszego sortu, to Turek odważył się zagrać u niego. - Bo ja lubiłem u niego grać - odpowiada. - Bareizm, nie bareizm. To była normalna robota. Ja specjalnie niczego w życiu nie klasyfikowałem. Wie pani, to tak trudno wyczuć. Czasem jakiś mały, nieznaczący epizod, po latach znaczy bardzo wiele. A bywa, że się zagra dużą, nawet główną rolę, która jest zapomniana. Tak jakby w ogóle jej nie było.

Czy Jarząbek z "Misia" jest ważny w jego życiu? On nie wyróżnia swoich ról. Nie dzieli na ważniejsze i mniej ważne. Bo po co? Rola jak rola. Kolejny ślad w jego życiu. Chociaż po chwili przyznaje, że ten Jarząbek ciągnął się za nim długo.

Bareja to kronikarz

Jerzy Bończak, który w "Misiu" wcielił się w rolę asystenta reżysera, mówi, że jego zdaniem Bareja był bardziej satyrykiem, kronikarzem niż artystą takiego wielkiego formatu. W sposób niezwykle ostry widział naszą rzeczywistość. I umiał to przełożyć na film, w dodatku komediowy. - Moja rola była mała. Ale wbiła się widzom w pamięć - mówi. Pamięta, że kiedy przyjął propozycję zagrania w "Misiu", koledzy teatralni, z tak zwanego dużego repertuaru, dziwili się. Krzywili nawet. Dla nich to był pewien dyshonor - grać u Barei. On robi takie niedobre filmy - próbowali przekonywać.

Bończak mówi, że mało znał Bareję. - On mógł być spokojnie moim ojcem, wiekowo. Mówiliśmy sobie co prawda po imieniu. Ale nie było jednak między nami jakichś przyjacielskich związków. Jaki Bareja był? Mogę tylko opowiedzieć o tym, co zaobserwowałem, będąc na planie. Że... trudno powiedzieć (śmiech). Na przykład kiedy była scena, która nas bawiła i sami się śmialiśmy, grając, to on patrzył na to takimi przymrużonymi oczami, z wykrzywioną twarzą. I nie było wiadomo, czy jego to śmieszy czy nie. Był po prostu obserwatorem. I musiał mieć poczucie humoru, bo inaczej by nie robił takich komedii. Tylko że on nie obnosił się z nim tak hałaśliwie

Nowohucki wycięty

Po Stanisławie Barei (zmarł w 1987 roku) zostały już tylko filmy i parę wywiadów, w których mówi również o "Misiu". W miesięczniku "Film" przed laty opowiadał, jak jego ekipa filmowa dwoiła się i troiła, żeby fragmenty tej komedii nie przedostały się do prasy. Bo jak mawiał Bareja, dowcip powinien być chroniony jak nazwisko. Ale tylko do premiery. Potem w wywiadach opowiadał o zmianach pokolaudacyjnych. Naliczył prawie 40 poprawek. Na przykład w scenariuszu trzeba było zmienić nazwisko głównego bohatera, który w pierwszej wersji nazywał się Ryszard Nowohucki. Ale to się nie podobało cenzurze. I musieli zmienić na Ochódzkiego. Nie można też było pokazać w zbliżeniu polskiej szynki w londyńskim sklepie, chociaż i tak wszyscy w kraju wiedzieli, że eksportujemy mięso na Zachód. Wycięto scenę wiecujących artystów itd. W rezultacie do poprawki poszło około 700 metrów taśmy, czyli prawie jedna czwarta filmu.

Ale i tak, mimo tych zmian, "Miś" w polskim kinie trzyma się mocno. A takie teksty, jak "lewe oczka misia Rysia" czy "przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić" albo "jestem wesoły Romek" przeszły już na stałe do naszego towarzysko-rozrywkowego życia. I nic nie wskazuje na to, żeby się miało coś w tym względzie zmienić.

"Misiowy" słownik powiedzonek
• Oczko mu się odkleiło. Temu misiu.
• Parówkowym skrytożercom mówimy nie!
• Wszystkie Ryśki to porządne chłopy.
• Ruda wóda na myszach (whisky).
• Teraz pan ma relaks.
• Łubu-dubu, łubu-dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu. Niech żyje nam. To śpiewałem ja - Jarząbek.
• Stasiek. Tyś się na Amerykana zrobił. Kojak? W tym filmie tak się ciebie stało? - Nie, w teatrze. - W mordę kopany. W życiu bym do teatru nie poszedł.
• Dzień dobry, cześć i czołem. Pytacie, skąd się wziąłem. Jestem wesoły Romek. Mam na przedmieściu domek. A w domku wodę, światło, gaz... - Nie bój. Nie bój. Wyłączą ci.
• Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu, która mówi nam: "prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tatiana Okupnik tak dba o siebie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Proszę Państwa, oto "Miś" - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto