Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przez trzy tygodnie kobieta nie mogła doczekać się specjalistycznego badania

Wanda Then
Anna V. przeżywa podwójny stres: z powodu diagnozy i tego, jak została potraktowana w przychodni i w szpitalu.
Anna V. przeżywa podwójny stres: z powodu diagnozy i tego, jak została potraktowana w przychodni i w szpitalu.
Od dłuższego czasu Anna V. z Bielska-Białej cierpi na zawroty głowy i źle się czuje. Pod koniec sierpnia poszła do neurologa w przychodni przy ul. Komorowickiej, by dał jej skierowanie na badanie tomografem.

Od dłuższego czasu Anna V. z Bielska-Białej cierpi na zawroty głowy i źle się czuje. Pod koniec sierpnia poszła do neurologa w przychodni przy ul. Komorowickiej, by dał jej skierowanie na badanie tomografem. Po pobieżnym zdiagnozowaniu lekarz stwierdził, że podejrzewa stwardnienie rozsiane. Pacjentka dostała więc skierowanie do Szpitala Wojewódzkiego.

- Byłam w szoku, bo to przecież choroba, na którą nie ma lekarstwa. Tego samego dnia poszłam do szpitala, by jak najszybciej zweryfikować diagnozę. Gdy się tam pojawiłam, usłyszałam, że lekarz, który mnie do nich skierował "jest konowałem, na niczym się nie zna, no i co on może wiedzieć o stwardnieniu rozsianym". Po raz drugi przeżyłam szok. Jak lekarz o lekarzu może wyrażać się w taki sposób?!

Tam i z powrotem

Ze szpitala wysłano pacjentkę z powrotem na ul. Komorowicką, by lekarz wypisał skierowanie na rezonans magnetyczny i inne badania. Ponieważ nie wiedział, na jakie inne badania, więc dał skierowanie tylko na rezonans. Nosi datę 3 września 2007 r. - Poszłam znowu do szpitala. Tam wyznaczono mi termin na 19 września. Gdy stawiłam się tego dnia, okazało się, że nic z badania nie będzie, bo 14 września, jak dowiedziałam się na radiologii Szpitala Wojewódzkiego, przychodnia zerwała umowę ze szpitalem, w związku z czym szpital nie wykonuje jej zleceń. Nikt nie chciał słuchać, że byłam umówiona, że mam skierowanie z 3 września. Poradzono mi, żebym zrobiła badania bez kolejki, czyli prywatnie za 540 złotych - mówi wciąż zdenerwowana Anna V.

Pomyłka czy złośliwość?

W rezultacie pacjentkę kolejny raz odesłano do przychodni, żeby neurolog wypisał nowe skierowanie na rezonans do szpitala, z którym ma umowę.

W przychodni nikt nie wiedział, co zrobić z Anną V, która kilka godzin czekała na spotkanie z szefową placówki. Znowu dzień zmarnowany, kolejne zwolnienie z pracy, stracone nerwy i pieniądze na przejazdy po mieście. Kierowniczka przychodni, Danuta Nalepa, potwierdziła, że przychodnia zerwała umowę ze szpitalem, bo "na rachunku były kwoty, na jakie się nie umawialiśmy". A potem na skierowaniu przekreśliła nazwę Szpital Wojewódzki i wpisała Szpital Pediatryczny.

- Pojechałam, znowu czekałam w kolejce. I znów nic nie załatwiłam, bo Szpital Pediatryczny nie ma rezonansu magnetycznego. Pani doktor Nalepa nie wiedziała tego, albo zrobiła to złośliwie. Równie dobrze mogła skierować mnie do warsztatu samochodowego - mówi zdesperowana Czytelniczka.

Badanie za 540 zł

Gdy wróciła ze szpitala do przychodni przy ul. Komorowickiej, dostała trzecie skierowanie, tym razem do szpitala w Suchej Beskidzkiej. Bez żadnych wyjaśnień, bez przeprosin. Tam okazało się, że kolejki są kosmiczne, więc pacjentka zdecydowała się zapłacić 540 zł za badania wykonane prywatnie.

- To skandal. Płacimy podatki, fiskus ściąga nam z pensji znaczące kwoty na służbę zdrowia, a traktowani jesteśmy jak przedmioty. Nawet w sytuacji zagrożenia życia - oburza się mąż Anny V.

Danuta Nalepa, kierowniczka poradni neurologicznej Przychodni Specjalistycznej w Bielsku-Białej

Dyrekcja Szpitala Wojewódzkiego poza moją wiedzą - jako zlecającego badania - podwyższyła cenę wszystkich badań. Miałam umowę podpisaną do końca lipca. Ponieważ nie dostałam kolejnej do września, upomniałam się o nią. Dostałam ją 19 września z datą 3 sierpnia i cennikiem, którego nigdy nie podpisałabym i nie zrobiłam tego. Wysłałam natychmiast pismo do szpitala, że to nie jest w porządku, bo mogłabym zlecać badania gdzie indziej. Poinformowałam również, żeby nie wykonywali badań po takich cenach, bo nie będę za nie płacić. Od tego momentu pacjenci dostają od nas skierowania do Szpitala Pediatrycznego lub Beskidzkiego Centrum Onkologicznego. NFZ podpisując z nami kontrakt, nakazał, by dostarczyć wykaz pracowni, z którymi będziemy współpracować i wysyłać do nich pacjentów. Jednym z takich podwykonawców jest dla nas Szpital Wojewódzki. Rozliczam się z umowy ze szpitalem, a nie bezpośrednio z funduszem. W tej sytuacji twierdzenie, że niepotrzebnie kierujemy pacjentów w określone miejsce, bo i tak może iść gdzie chce, nie jest prawdziwe. Z rozliczeniami ze Szpitalem Wojewódzkim mamy nie tylko my problemy, ale także inne przychodnie.

Wojciech Muchacki, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej

NFZ wprowadził badania diagnostyczne współfinansowane. Polega to na tym, że niewielką część opłaty ponosi kierujący, większą część wykonujący. W ostatecznym rozrachunku wszystko i tak pokrywa NFZ. Żeby zachęcić do kierowania do nas pacjentów przez lekarzy specjalistów, by nie ograniczali skierowań ze względu na koszty, zeszliśmy z opłatami do symbolicznej ceny 1 zł za punkt dla kierującego. To trwało pewien czas, ale badania nie były w pełni finansowane i podwyższyliśmy cenę punktu, choć wciąż nie do ceny jego wartości. Poinformowaliśmy o tym kierujących. Nowa cena zaczęła obowiązywać od czerwca. Przychodnia nie zgodziła się na nią i wystosowała do nas pismo, żebyśmy nie przyjmowali jej pacjentów, bo nie będzie nam za to płacić. Mimo to przychodnia nadal wystawia skierowania. Cierpią na tym pacjenci, ale co mamy zrobić? Próbowaliśmy szukać pomocy w NFZ, ale odpowiedziano nam, że ich to nie interesuje. W tej sytuacji kierujący musi się na coś zdecydować. Jeśli zrywa umowę, nie życzy sobie przyjmowania swoich pacjentów, to po co ich do nas kieruje?

Maria Kukawska, rzeczniczka praw pacjenta NFZ w Katowicach

Działanie szpitala jest nieuzasadnione i niezrozumiałe. Nie miał prawa odmówić wykonania badania niezależnie od tego, kto skierował do niego pacjenta. Umowę podpisuje przecież z NFZ i nawet jeśli ma zawartą jakąś podwykonawczą umowę, nie powinno to pacjenta obchodzić. Również umowy współfinansowane zawiera fundusz, a nie świadczeniodawca. Dopóki różne sposoby układania sobie współpracy nie dotykają pacjenta, nie ma powodu do interwencji z naszej strony. Tutaj byłby powód, bo trudno zrozumieć, dlaczego nie wykonano badania. Powodem nie mógł być fakt, że kierowała na nie akurat ta poradnia. Przecież nie ma znaczenia, kto kieruje na badania. Szpital powinien je po prostu wykonać. Pacjent ma prawo wyboru placówki wykonującej badanie, szpital ma podpisany kontrakt na odpowiednią ich liczbę i tyle refunduje mu NFZ. Pacjenci, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, powinni się zwrócić do lekarza kierującego. Jeśli jego interwencja okaże się nieskuteczna, może szukać pomocy u kierownika placówki, z której wyszło skierowanie. Tym bardziej jeśli jest to badanie współfinansowane. Pacjent może zawsze zwrócić się o pomoc do Narodowego Funduszu Zdrowia, a także do rzecznika praw pacjenta śląskiego oddziału wojewódzkiego NFZ (tel. 0-32-735-17-07) lub do działu skarg i wniosków NFZ (tel. 0-32-735-05-90, 0-32-735-05-63, 0-32-735-05-13, 0-32-735-05-16, 0-32-735-05-82).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto