Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radosław Krzyżowski: Za dużo szczęścia naraz

Magda Huzarska-Szumiec/ama
Radosław Krzyżowski.  / fot. akpa
Radosław Krzyżowski. / fot. akpa
Edyp, Stawrogin, Gregers - trzy grane w jednym sezonie role, które mogą być życiowym marzeniem każdego aktora. A na dodatek doktor Michał Sambor w serialu "Na dobre i na złe" i Adam w 13 odcinkach "Ja wam pokażę".

Edyp, Stawrogin, Gregers - trzy grane w jednym sezonie role, które mogą być życiowym marzeniem każdego aktora. A na dodatek doktor Michał Sambor w serialu "Na dobre i na złe" i Adam w 13 odcinkach "Ja wam pokażę". Radosław Krzyżowski od pewnego czasu jest jednym z najbardziej wybijających się krakowskich aktorów.

Do niedawna billboardy Narodowego Funduszu Zdrowia, zachęcające do badań profilaktycznych, wisiały na wielu polskich ulicach. Spacerujący między siedzącymi w kawiarni ludźmi mężczyzna nagle znikał, stawał się cieniem, duchem. Umierał, bo nie zdążył wykryć na czas choroby. W powielaną na plakatach sylwetkę mężczyzny wcielił się Radosław Krzyżowski.

- Ktoś w NFZ-ecie doszedł do wniosku, że trzeba profesjonalnie zabrać się za promocję badań profilaktycznych, bo mnóstwo przeznaczonych na ten cel pieniędzy przepada. Trzeba je zwracać, a bada się tylko niewielka grupa tych samych osób. Taka kampania reklamowa może zdać egzamin - mówi Radek Krzyżowski.

Doktor Sambor miał być genetykiem

Twórcy reklamy upatrzyli sobie na jej bohatera aktora krakowskiego Teatru im. J. Słowackiego nieprzypadkowo. Po pierwsze - od kilku lat kojarzy się z rolą doktora Michała Sambora, ordynatora chirurgii w szpitalu w Leśnej Górze, z popularnego telewizyjnego serialu "Na dobre i na złe". A poza tym - inklinacje medyczne przejawiał już jako licealista.

- Z tego powodu wybrałem klasę biologiczno-chemiczną w liceum w Opolu (aktor pochodzi z Kluczborka - red.). Ale bardziej niż medycyna interesowała mnie inżynieria genetyczna. Niestety, ta dziedzina nauki w naszym kraju jeszcze wciąż niespecjalnie się rozwija. Dlatego, gdybym się nią miał zająć poważnie, musiałbym wyjechać za granicę - twierdzi dziś Radek, który jako serialowy ordynator stał się rozpoznawalny także poza wąskim kręgiem teatromanów.

- Z tą popularnością tobym nie przesadzał. Raczej jej tak bardzo nie odczuwam, nie jest w żaden sposób uciążliwa. Jedynie podczas wakacji, kiedy jestem w jakiejś małej miejscowości, do której zjeżdżają się kolonie, przybiegają dziewczynki po autografy - dodaje aktor.

Jego rola doktora Michała Sambora, który niestety - jak ubolewa aktor - przestał już być negatywną postacią, zrodziła się przede wszystkim z obserwacji lekarzy. Nie chodzących ideałów z Leśnej Góry, ale tych zwykłych, z którymi - jak każdy z nas - od czasu do czasu spotyka się w przychodniach.

- Ci, którzy przyjmują w szpitalach czy przychodniach, mają jeden wspólny rys, który od razu rzuca się w oczy. I nie dotyczy on lekarzy z prywatnych gabinetów, bo ci mają więcej czasu dla pacjenta i poświęcają mu więcej uwagi. U zatrudnionych na państwowych etatach medyków występuje paradoksalna mieszanina znużenia połączona z fachowością. Taka lekka rutyna, która pozwala szybko osłuchać, popatrzeć do gardła i już się wie, co komu dolega - mówi aktor.

Radek, choć nie przywiązuje do pieniędzy wielkiej wagi, przyznaje, że serial pozwolił mu na normalne życie, na kupienie sobie od czasu do czasu dobrej książki czy płyty. Inaczej byłoby ciężko, tym bardziej że niedawno na świat przyszła Kaja, córka Radka i jego żony Dominiki Bednarczyk, także aktorki Teatru im. J. Słowackiego.

- W serialach gram także i po to, żeby pozwolić sobie na luksus występowania w teatrach offowych. Żeby nie pytać, ile mi zapłacicie, tylko bez większych obciążeń zagrać w Łaźni Bartka Szydłowskiego (teatr Łaźnia Nowa w Nowej Hucie - red.) choćby rolę Edypa. Bo to daje mi prawdziwą satysfakcję, a trylogia tebańska jest mi zwyczajnie bliska. Interesuje mnie problem poszukiwania prawdy, co jest szczególnie ciekawe w naszych czasach. W szkole teatralnej zagrałem Kreona, później Hajmona w spektaklu Andrzeja Seweryna, teraz przyszedł czas na Edypa - wylicza aktor, dla którego off jest pojęciem mentalnym, a nie tylko dziedziną sztuki rozwijającą się poza oficjalnym nurtem.

Offowe szaleństwo i lata chude

Z teatrem offowym związał się zaraz po szkole, kiedy przyszły lata chude. Ówczesny dyrektor Teatru im. J. Słowackiego Bogdan Hussakowski jeszcze na czwartym roku studiów zaangażował go do "Wesela" Canettiego i przyjął do zespołu.

- Ale równocześnie musiałem jeździć z programami dla szkół, żeby zarobić na życie. W teatrze grałem jakieś bzdury, które nie dawały mi żadnej satysfakcji - wspomina tamte czasy Radek. - Na szczęście z Błażejem Wójcikiem spotkaliśmy wtedy na naszej drodze Bogusława Schaeffera, który pokazał nam inną perspektywę, inny sposób realizowania się na scenie. Po akademickich klimatach, jakie panowały w szkole, uzmysłowił nam, że można inaczej myśleć o teatrze i inaczej pojmować aktorstwo.

Po trzech spektaklach Schaefferowskich, Radek trafił do mieszczącej się jeszcze przy ul. Paulińskiej Łaźni Bartosza Szydłowskiego. Tam panowała atmosfera prawdziwego fermentu artystycznego. W starej żydowskiej mykwie zagrał w "Pokojówkach", reżyserowanych przez Pawła Miśkiewicza i w "Skórze węża", spektaklu Tanji Miletić-0rucević. Repertuarowe teatry ciągle nie miały dla niego interesujących propozycji. Jednak do czasu...

- Usłyszałem, że Krzysztof Jasiński robi casting do roli Hamleta. Przyszedłem i okazało się, co mnie bardzo zaskoczyło, że tylko kilka osób interesuje się tym spektaklem. Wygrałem - opowiada Radek, dla którego "Hamlet" w teatrze STU był przedstawieniem przełomowym. Otrzymał za niego statuetkę Ludwika, otworzyły się też szersze możliwości w Starym Teatrze, do którego został zaangażowany. Mogliśmy go oglądać w "Lunatykach II" Krystiana Lupy, w "Karierze Artura Ui" Tadeusza Bradeckiego, w "Wiśniowym sadzie" Remigiusza Brzyka, no i przede wszystkim w "Szewcach" Jerzego Jarockiego. Wtedy pojawiła się także perspektywa zagrania wyjątkowej postaci Rogożyna w "Idiocie", reżyserowanym na deskach Teatru im. J. Słowackiego przez Barbarę Sass.

- Ta postać zawsze mnie fascynowała. Powiedziałem nawet wtedy Pawłowi Szotowi, asystentowi dyrektora Krzysztofa Orzechowskiego, że jeżeli będzie organizowany na tę rolę casting, to ja wezmę w nim udział. Przyszedłem kiedyś po Dominikę do teatru, a "Pod Chochołami" siedziała Basia Sass. Kiedy mnie zobaczyła zarośniętego, z gęstą, czarną brodą, powiedziała, że interesuje ją moja fizyczność i nikogo innego nie będzie szukała - opowiada Radek, który po premierze został zaangażowany do Teatru Słowackiego, bowiem w tym samym czasie dyrektor Starego Teatru Mikołaj Grabowski postanowił się z nim rozstać.

Rogożyn była to druga po Hamlecie niezwykle ważna rola w karierze Krzyżowskiego. Rola, która bez wątpienia bardzo go angażowała. Aż do tego stopnia, że kiedyś niemal pobił widza psującego przedstawienie. Gdy skończył kwestię i zszedł ze sceny, która na dodatek była podestem wchodzącym w widownię, tak że aktorzy znajdowali się na wyciągnięcie ręki publiczności, wpadł do loży źle zachowującego się mężczyzny i go wyprowadził.

Rogożyn patrzy w gwiazdy

Od czasu "Idioty" jest w jednym zespole ze swoją żoną Dominiką Bednarczyk. Ale specjalnie nie odczuwa tego, że pracują razem w jednym teatrze, ponieważ przeważnie mijają się w kulisach. Zagrali tylko w jednej wspólnej scenie w "Czarodziejskiej górze" i to nie mające nic ze sobą wspólnego postaci. Teraz w domu rzadziej rozmawiają o teatrze. Uwagę ich pochłania przede wszystkim roczna Kaja.

- Do niedawna Dominika bardzo dużo grała, ale teraz ja więcej pracuję i zarabiam na rodzinę. Dominika chce być z córeczką - mówi Radek, którego już niebawem zobaczymy w "Biesach", realizowanych przez Krzysztofa Jasińskiego w teatrze STU. Zagra w nich Stawrogina. Jako Gregersa zobaczymy go w "Dzikiej kaczce", przygotowywanej w "Słowackim" przez Magdalenę Łazarkiewicz.

- W jednym czasie mam szansę zagrać Stawrogina, Gregersa i Edypa. Aż czasami się boję, że to za dużo szczęścia naraz - wyznaje Radek.

Ale może to szczęście aktor ma zapisane w gwiazdach, bo prywatnym hobby doktora z Leśnej Góry i Adama z "Ja wam pokażę" - serialu opartego na książce Katarzyny Grocholi, który niebawem zobaczymy na naszych telewizyjnych ekranach, jest astronomia. Gdy nie ma wieczornych przedstawień, patrzy przez teleskop w gwiazdy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto