Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rafał Milach - laureat World Press Photo 2007

Henryka Wach-Malicka
Rafał Milach, arch.
Rafał Milach, arch.
Fotograficzny Nobel - nagroda na World Press Photo - to szczyt marzeń każdego fotoreportera. Pochodzący z Gliwic Rafał Milach otrzymał ją w tym roku w kategorii sztuka i rozrywka za cykl zdjęć, objętych wspólną nazwą ...

Fotograficzny Nobel - nagroda na World Press Photo - to szczyt marzeń każdego fotoreportera. Pochodzący z Gliwic Rafał Milach otrzymał ją w tym roku w kategorii sztuka i rozrywka za cykl zdjęć, objętych wspólną nazwą "Znikający cyrk". Trudno oprzeć się wrażeniu, że czegoś w tym tytule brakuje. Czego? Być może słów określających ów szczególny nastrój zdjęć, w których reporterska dokładność pierwszego planu miesza się z melancholią i wyczuwalnym smutkiem tła. Przemijanie - sławy, radości, życia wreszcie - to wdzięczny temat dla poety. Ale niebezpieczny dla fotoreportera, nie operującego wieloznacznością słów, lecz konkretnym obrazem. Rafałowi Milachowi udało się uniknąć egzaltacji, a jednocześnie zatrzymać w kadrze prawdę o ludziach, których wspomnienia ożywają w pustych wnętrzach słynnego ongiś centrum cyrkowego w Julinku.

"Znikający cyrk" to projekt autorski; zdjęcia robione bez niczyjego zamówienia, z wewnętrznej potrzeby. Rafał mówi, że gdyby mógł, robiłby tylko takie. Na realizację marzeń trzeba jednak mieć pieniądze, więc pięć lat temu przeniósł się do Warszawy, gdzie rynek jest bardziej chłonny i łatwiej sprzedać dobre, artystyczne zdjęcie. Pozostał jednak wolnym strzelcem; co kilka miesięcy musi złapać oddech, co przy etatowej pracy nie wchodzi w rachubę. Próbował, a jakże, zatrudnił się nawet w jednej z gazet, ale długo nie wytrzymał. Gdzie łapie oddech? Ostatnio w Rosji. Od dwóch lat jeździ tam, kiedy tylko może i za każdym razem pozostaje przynajmniej miesiąc. Z tych wypraw powstaje kolejny autorski projekt "Młoda Rosja"; jeszcze niedokończony, a już wzbudzający ogromne zainteresowanie.

- Ta fascynacja - opowiada Rafał Milach - zrodziła się przypadkiem. Wiedziałem, że moja rodzina ma rosyjskie korzenie i że mamy krewnych mieszkających w miasteczku nad Bajkałem. Nigdy się z nimi nie spotkałem, więc najpierw pojechałem ich zwyczajnie odwiedzić. A jak już pojechałem, to wsiąkłem. Najpierw fotografowałem tam wszystko, co się ruszało i nie uciekało na drzewo, bo też wszystko wydawało mi się jakieś inne i niebywale interesujące. Teraz ochłonąłem, ograniczyłem cykl do kilku bohaterów. Spotykamy się regularnie, dokumentuję ich życie zawodowe i osobiste. Młodzi Rosjanie to kapitalni ludzie, kompletnie zaprzeczający pokutującemu w Polsce, bardzo im nieprzychylnemu stereotypowi.

Rafał urodził się w Gliwicach, jego mama jest rodowitą gliwiczanką, tato urodził się w Kłodzku, ale ich rodzice - Rafała dziadkowie, i po mieczu, i po kądzieli - pochodzą z okolic Lwowa i z Wileńszczyzny. Laureat World Press Photo twierdzi zaś krótko: "Nie jestem Ślązakiem od pokoleń, ale na pewno pochodzę ze Śląska. Zawsze tak mówię, bo to dla mnie oczywiste".

Pierwszy duży cykl zdjęć Rafała Milacha nazywał się "Szare" i poświęcony był naszemu regionowi. Powstał w czasie studiów autora w katowickiej Akademii Sztuk Pięknych.

- Dlaczego nikt nie chce uwierzyć - zastanawia się artysta - że ja do matury nie bardzo wiedziałem nawet, z czego składa się aparat fotograficzny? Mnie to w ogóle nie interesowało! Chciałem być malarzem, grafikiem, a najbardziej projektantem plakatów, ale nie fotografikiem. W programie studiów ASP była jednak fotografia, a w jej tajniki wprowadził mnie wspaniały artysta, przedwcześnie zmarły Piotr Szymon. Miał charyzmę, świetny warsztat i wiedzę psychologiczną, bezcenną w pracy z modelem. Niczego mi nie narzucał, dawał jedynie wskazówki. No i w końcu przekwalifikowałem się z potencjalnego plakacisty w czynnego fotografika. Ale notes i ołówek zawsze mam przy sobie, często prócz zdjęcia robię także "szkic z natury".

Rektor katowickiej ASP, profesor Marian Oslislo, który był promotorem pracy dyplomowej Rafała Milacha, ma o swoim byłym studencie doskonałą opinię. Ma też nadzieję, że... wróci on kiedyś do porzuconych dyscyplin plastycznych.

- Rafał jest wszechstronnie uzdolniony - mówi profesor Oslislo. - W czasie studiów doskonale radził sobie w grafice i malarstwie. Nikogo nie dziwiło jednak, że postanowił specjalizować się w fotografii; rzeczywiście był nią zauroczony. Dyplom, który zrobił w Pracowni Nowych Mediów, pozwolił mu na pokazanie rozmaitych umiejętności. To był projekt albumowego wydania jego fotografii z cyklu "Szare", ale praca obejmowała nie tylko zdjęcia - musiał zaprojektować wydawnictwo graficznie; od okładki po ostatnią stronę. Rafał należy do ludzi, którzy wykorzystują każdą sekundę życia. Jest niesłychanie pracowity i konsekwentny, a gdy zdecyduje się na jakieś działanie, nie ma wątpliwości, że wybrał dobrze. Taki dar to dla artysty szczęście; nadmiar wątpliwości potrafi czasem zniszczyć największy talent.

Swoje prace Rafał Milach ocenia surowo i dokonuje precyzyjnej selekcji przed pokazaniem ich publiczności. Dlatego nie bardzo podobają mu się jego własne zdjęcia, wybrane ostatnio przez organizatorów wystawy w Szanghaju, prezentującej dziesięciu młodych fotografików z całego świata. Co ciekawe, kiedyś był o tych pracach lepszego zdania, ale mówi, że czas i doświadczenia zmieniają samoocenę. Ciągle się uczy; skończył szkołę fotograficzną w Opawie, kształcił umiejętności we Francji.

Znany fotografik Andrzej Koniakowski wysoko ocenia prace młodszego kolegi, zwłaszcza te poświęcone śląskim pejzażom

- Moje pokolenie - mówi Koniakowski - pokazywało Śląsk na zasadzie ostrego kontrastu czerni i bieli: przemysł - umierająca przyroda, błękit nieba - brud węglowego pyłu. A Rafał widzi ten region w tonacji szarości, półtonów, półcieni. To bardzo interesujące, świetne technicznie fotografie.

Dwa lata temu Rafał Milach napisał: "Interesuje mnie rzeczywistość. W rzeczywistości interesuje mnie fikcja. Interesują mnie: smutek i duże miasta z małymi ludźmi. W tłumie interesuje mnie pustka. W miejscach, gdzie nie ma człowieka, on interesuje mnie najbardziej". To brzmi jak artystyczne credo i najwyraźniej nim jest. Rafał Milach wydaje się niespokojnym duchem penetrującym przestrzenie, których sam jeszcze nie doświadczył. Ma tylko trzydzieści lat, a w tym wieku rzadko kiedy rozumie się ludzi dwa razy starszych od siebie. Chyba że do zmysłu obserwacji dołącza się empatia i wrażliwość. Dlatego starzy cyrkowi artyści z cyklu nagrodzonego na World Press Photo wyglądają tak prawdziwie i naturalnie. Zaufali mu, zapozowali, a potem jakby zapomnieli o fotografie i jego sprzęcie. Oddali się wspomnieniom o swoich najlepszych latach. Rafał mówi, że w tym momencie też przestał zwracać uwagę na kompozycję kadru i szczegóły techniczne. Przyglądał się swoim bohaterom z zachwytem - jako ludziom, a nie modelom. Bo jego interesuje przede wszystkim żywy człowiek, a dopiero potem fotograficzna podobizna. Od jakiegoś czasu pociąga go nowe wyzwanie - przyroda. Na jej kontemplowanie nie ma jednak zbyt dużo czasu. Może kiedyś...

Na co dzień nie buja zaś wyłącznie w artystycznych chmurach - uprawia snowboard i jest kibicem piłkarskim, choć jak zaznacza "w granicach rozsądku". Koledzy mówią o nim dobitnie - równiacha.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto