Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rekiny biznesu atakują

Katarzyna Skrzypek
Dorota Manowska i Beata Simon prowadzą agencję artystyczną. zdjęcia: Arkadiusz Ławrywianiec
Dorota Manowska i Beata Simon prowadzą agencję artystyczną. zdjęcia: Arkadiusz Ławrywianiec
Krzysztof Gawałek, właściciel sklepu akwarystycznego z Rybnika przez pierwszych kilka dni kręcenia filmu dokumentalnego „Młode rekiny” był spięty, peszyła go ekipa filmowa.

Krzysztof Gawałek, właściciel sklepu akwarystycznego z Rybnika przez pierwszych kilka dni kręcenia filmu dokumentalnego „Młode rekiny” był spięty, peszyła go ekipa filmowa. Potem tak przyzwyczaił się do obserwującego go elektronicznego oka, że nie robiło już na nim żadnego wrażenia.

Bohaterowie
Co poniedziałek telewizyjna Dwójka o godzinie 19.35 emituje kolejne odcinki serialu przedstawiającego młodych przedsiębiorczych ludzi. Kamera śledzi niemal każdy ich krok. Pokazuje, jak powstaje pomysł założenia firmy, jak bohaterowie zdobywają pieniądze na swój pierwszy biznes, rejestrują działalność gospodarczą, zdobywają zlecenia, realizują je, zarabiają pierwsze pieniądze.
W filmie grają: Sławek z Rudy Śląskiej, który chce założyć klub muzyczny, marzący o uruchomieniu na Śląsku centrum utylizacji Andrzej, Tomek, który po przeanalizowaniu rynku usług doszedł do wniosku, że najbardziej obiecująca jest branża usług pogrzebowych oferująca klientom kremację zwłok, a także Krzysztof, który jeszcze przed nakręceniem pierwszego odcinka filmu prowadził w centrum Rybnika sklep akwarystyczny i zatrudniał w ramach stażu absolwenckiego dwóch pracowników. W filmie występują także Dorota i Beata z Tychów, które szukają zleceń dla nowo otwartej agencji artystycznej.

Niemożliwe okazuje się możliwe
Bohaterki serialu dokumentalnego „Młode rekiny” Dorota Manowska i Beata Simon mówią, że pierwsze dni pracy przed kamerą były dla nich najtrudniejsze.
– Dlatego, że musiałyśmy się przestawić. Zwykle rozumiemy się w pół słowa, a przed kamerą w każdym pytaniu trzeba było nawiązać do poprzedniej rozmowy, tak żeby widz dokładnie wiedział, o czym mówimy. Na dłuższą metę to było dosyć męczące – przyznają.
Dziewczyny znają się jeszcze z liceum, zawsze marzyły o otworzeniu wspólnej firmy. Chciały organizować duże imprezy muzyczne i rozrywkowe.
Kiedy dokumentalistka Lidia Duda zadzwoniła do nich z pytaniem o zgodę na udział w filmie, od razu się zgodziły.

– Początkowo myślałyśmy, że będzie to dla nas wspaniała reklama, i że kamera pomoże nam w zdobywaniu zleceń. Ludzie czasami przecież zupełnie inaczej zachowują się przed kamerami niż podczas rozmowy w cztery oczy. Przed kamerą niemożliwe okazuje się możliwe. Nieraz widać to w telewizji. Przekonałyśmy się jednak na własnej skórze, że można co innego deklarować przed nagrywającą program ekipą, a co innego później robić. To było smutne, ale dało nam dużo do myślenia – mówi Dorota.

Prawda kamery
Dziewczyny pamiętają kilka rozmów ze zleceniodawcami, które toczyły się w obecności ekipy telewizyjnej. Obiecywano im realizację dużych przedsięwzięć i duże pieniądze.
– Po kilku dniach przychodziły maile, że firmy się wycofują z powodu braku funduszy czy jakichś innych przeciwności losu – mówią ze smutkiem.

Kamera uwieczniła także te momenty:
– Rozmowa na temat organizacji pikniku rodzinnego. Miałyśmy przygotować zabawę dla pracowników pewnej firmy. Właściciel przeznaczył na to bardzo mało pieniędzy – wspomina Beata Simon. – Kiedy powiedziałyśmy, że kwota jaką dysponuje na nic nie wystarczy, odpowiedział wprost, że ma być kiełbasa, piwo, trochę muzyki. Ludzie mają się pobawić i iść do domu. Widać było, że żal mu gotówki na swoich pracowników, czemu dał wyraz mówiąc, że w sumie ci ludzie i tak nic go nie obchodzą. Czekamy czy będzie to w filmie. Chciałybyśmy, bo być może to otworzyłoby oczy jego ludziom. Najśmieszniejsze, że jedynym pytaniem, jakie zadał ten człowiek po zakończeniu zdjęć było: czy dobrze wypadłem? – śmieje się Beata.

Kręcenie filmu trwało prawie rok. Przez ten czas dziewczyny nauczyły się bardzo dużo o ludziach. Zobaczyły jak potrafią szybko zmieniać zdanie, jak sztucznie zachowują się przed kamerami.

Trudne początki
Od tego czasu zrealizowały kilka dużych zleceń. Obie narzekają jednak na ogromne koszty, jakie wiążą się z założeniem firmy. Młodzi ludzie, żeby zrealizować marzenia, muszą zaciągnąć kredyty. Rodzice Tomka, który chciał otworzyć klub muzyczny, sprzedali najcenniejsze rzeczy, także samochód, o czym otwarcie mówią w pierwszym odcinku. Wszystko po to, żeby wyremontować pomieszczenie na pub. Chłopak razem ze swoim wspólnikiem kilka miesięcy przed otwarciem w Rudzie Śląskiej lokalu chodził po okolicznych barach i w notesie spisywał ile i czego kupują klienci. Chciał być jak najlepiej przygotowany.

– Student chcący założyć działalność, nie może liczyć na żadną pomoc. Płaci takie same składki na ZUS jak zwykły przedsiębiorca. Na początek to bardzo duże koszty, które „kładą” człowieka – mówią dziewczyny.

Dlatego Beata oprócz tego, że prowadzi firmę, pracuje także na etacie. Dorota szuka stałej pracy, dzięki której nie musiałaby składki na ZUS wykładać z własnej kieszeni.
Na razie nie mają biura. Funkcję tę pełni pokój Beaty, w jednym z mieszkań na tyskim osiedlu.

Na kredyt
Krzysztof Gawałek też trafił do filmu, bo liczył na reklamę. Zanim założył sklep z rybkami, próbował swoich siły w innych branżach. Nigdzie jednak nie znalazł stałej, satysfakcjonującej pracy. Wziął 40 tysięcy złotych kredytu i zainwestował w sklep.

– Kredyt podżyrowali mi rodzice i znajomi. Najpierw założyłem sklep, potem na jego bazie powstał sklep internetowy, za pośrednictwem którego prowadzimy sprzedaż także za granicę – tłumaczy.
– Sprzedajemy akcesoria i wszystko to, co jest potrzebne hobbystom. Dzisiaj mam ośmiu pracowników, w tym pięciu, którzy pracują w sklepie internetowym. Oferty wysyłamy w pięciu językach. Jesteśmy w stanie dostarczyć klientowi wszystko, co jest mu potrzebne, sprowadzamy nie tylko dobre wyposażenie w dobrej cenie, ale również wszystkie gatunki ryb. Do dwóch tygodni jesteśmy w stanie dostarczyć klientowi każdą rybę, bo współpracujemy z wieloma zagranicznymi firmami.

Z każdym zainteresowanym pracą w jego sklepie Krzysztof rozmawiał osobiście przynajmniej kilka razy.
– Szansę mieli przede wszystkim ci, którzy są uczciwi, to dla mnie najważniejsze – podkreśla.
Firma Krzysztofa zajmuje się także serwisem akwarystycznym. Ma klientów instytucjonalnych i prywatnych.

– Wiem, że w dzisiejszych czasach, kiedy na rynku rządzą hipermarkety, szansę mają tylko sklepy specjalistyczne – mówi.

Akwarystyką fascynował się od dziecka. Pierwsze akwarium dostał kiedy miał pięć lat. W związku z tym, że nie miał swojego pokoju, zbiornik z mieczykami stanął w kuchni na lodówce.
– Po pewnym czasie zająłem się rozmnażaniem rybek. Młode zanosiłem do pobliskich sklepów i wymieniałem na pokarm albo akcesoria do swojego akwarium – wspomina. Dzisiaj ma dobrze prosperującą firmę i czas na swoje hobby. Po trzech latach przerwy wrócił do koszykówki.

Ryzykowny interes
Bohaterowie serialu nie znają się. Wiedzą o sobie tylko tyle, ile dowiedzieli się z pierwszych trzech odcinków.
– Śledzę poczynania Tomka. Jestem zdziwiona tym, że jego rodzice tak odważnie postawili wszystko na jedną kartę. Moim zdaniem trzeba inwestować, ale nie aż tak. Nigdy nie wiadomo przecież jak takie przedsięwzięcie się skończy. Ja założyłam firmę, bo nie mam żadnych zobowiązań, męża ani dzieci, niczym nie ryzykuję. Nie chciałabym, żeby moje ewentualne niepowodzenie wpłynęło na finanse mojej rodziny – mówi Beata.

Beata i Dorota starają się oglądać każdy odcinek.
– Po pierwszym zadzwonili do mnie znajomi i zapytali dlaczego wyglądam jak trup. Widocznie miałam zbyt ciemny makijaż. Ale z reguły spotykamy się z miłymi komentarzami – dodaje Beata.
Krzysztof mówi, że po emisji I odcinka dostał bardzo dużo SMS-ów.

– Pisali do mnie koledzy, z którymi nie miałem kontaktu od wielu miesięcy. Dzięki temu serialowi odnowiliśmy kontakty – mówi.

Dorota i Beata mają nadzieję, że uda się zorganizować spotkanie wszystkich bohaterów. Dziewczyny muszą tylko poczekać, aż serialowi bohaterowie wrócą z zagranicy, gdzie teraz pracują.


Im się chce
Lidia Duda, reżyserka „Młodych rekinów”

To film o młodych ludziach, którzy nie mają do życia postawy roszczeniowej, nie oczekują, że coś im się należy, tylko biorą swój los we własne ręce i zakładają pierwsze firmy. Szukałam ludzi pochodzących z niezamożnych rodzin, którzy nie mogą liczyć na finansową pomoc rodziców. W filmie zagrali studenci, którzy godzą pracę z obowiązkami. Bohaterowie są pokazani w relacji: szkoła – rodzina – świat interesów.

Dorotę i Beatę ujęłam jako pierwsze w scenariuszu. Spotkałam się z nimi podczas konkursu na reportaż. Obie dziewczyny były pomysłodawczyniami i organizatorkami tego konkursu. Widząc jak są dobrze przygotowane, zapewniły zwycięzcom staż w redakcjach prasowych, radiowych i telewizyjnych, postanowiłam zrobić film o młodych ludziach, którym się po prostu chce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto