MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Remis Podbeskidzia z Arką 2-2

ŁUKASZ KLIMANIEC,(klm)
Andrzej Szłapa (z prawej) i jego koledzy z Podbeskidzia nie zdołali utrzymać korzystnego wyniku. W końcówce uratowali jednak remis. / TOMASZ WOLFF
Andrzej Szłapa (z prawej) i jego koledzy z Podbeskidzia nie zdołali utrzymać korzystnego wyniku. W końcówce uratowali jednak remis. / TOMASZ WOLFF
Jedna minuta doprowadziła prawie sześć tysięcy kibiców do czarnej rozpaczy. Najpierw w 79. min. wczorajszego meczu gracze Arki Gdynia przeprowadzili błyskawiczną akcję, po której Michał Smarzyński z 3 metrów kopnął ...

Jedna minuta doprowadziła prawie sześć tysięcy kibiców do czarnej rozpaczy. Najpierw w 79. min. wczorajszego meczu gracze Arki Gdynia przeprowadzili błyskawiczną akcję, po której Michał Smarzyński z 3 metrów kopnął piłkę pod brzuchem Dawida Bułki i doprowadził do remisu 1-1. Piłkarze TS Podbeskidzie ledwo rozpoczęli nową akcję, a już zostali skontrowani. Akcja do złudzenia przypominała tę sprzed 60 sekund. Tym razem jednak dośrodkowanie przeciął bielski obrońca Paweł Jermakowicz i strzelił samobója. Podbeskidzie przegrywało 1-2.

- To był wypadek przy pracy. Każdy myślał, że sędzia odgwizdał przewinienie i piłka będzie dla nas. Ale tak się nie stało. Poszła kontra i straciliśmy gola - skwitował Jarosław Bujok, bohater wczorajszego meczu. Zryw w doliczonym czasie gry i strzał rozpaczy Bujoka uratował bielszczanom remis. Dokładnie jak przed rokiem, kiedy w ostatniej chwili gola zdobył Marcin Żukowski.

Wczoraj mogło być znacznie lepiej. Pierwsze minuty gry zapowiadały niezły mecz, bo Podbeskidzie starało się grać szybką i kombinacyjną piłkę. Do szczęścia brakowało jednak niewiele. Dobrze zapowiadała się akcja z 10. min., ale Mieczysław Agafon podał Ablowi Salamiemiu piłkę nie w tempo. Chwilę później wymiana podań między Agafonem i Bartoszem Woźniakiem została zakończona strzałem tego ostatniego. Piłka zmierzała w światło braki, ale obrońca głową wybił ją na rzut rożny. Gol padł w 19. minucie. Piłkę z autu wyrzucał Żukowski, a w polu karnym najwyżej doskoczył do niej Bujok i silnym strzałem głową zapewnił Podbeskidziu prowadzenie. Wówczas gospodarze stracili impet. Do klarowniejszych sytuacji strzeleckich dochodzili gracze Arki, którzy raz po raz zagrażali bramce Bułki. Mnożyły się rzuty rożne i okazje, po których powinna paść bramka dla gości. Takie mieli Smarzyński, Dariusz Ulanowski i Marcin Pudysiak. Najgroźniej było po główce tego ostatniego. Bułka musiał wykazać maksimum umiejętności, by przenieść futbolówkę nad poprzeczkę.

Po przerwie Arka nie zwalniała tempa i w polu karnym Podbeskidzia robiło się coraz groźniej. Na domiar złego arbiter spotkania miał wyjątkowo słaby dzień i kilku sytuacjach jego pomyłki były bezlitośnie (i wulgarnie) wytykane przez publiczność. W 47. min. Bułkę uratował słupek, po tym jak Ulanowski uderzył piłkę głową. Obiecująco wyglądała akcja Andrzeja Szłapy z Salamim z 72. min., ale Nigeryjczyk przewrócił się przed bramką i nieczysto trafił w piłkę. Wówczas nastąpiła feralna minuta, po której bielszczanie przegrywali 1-2. Gdy wydawało się, że wszystko stracone, akcję rozpaczy zainicjował Salami. Piłka trafiła do Bujoka, a ten z półobrotu wepchnął ją do bramki przyjezdnych.

- Spodziewaliśmy się takiego sposobi gry Arki, bo doniesienia o braku naszych dwóch zawodników z bloku defensywy z góry ustawiły gościom taktykę. Ale Arka nie zasłużyła na zwycięstwo. Źle się dzieje, gdy głównym aktorem spotkania staje się sędzia. Nie pozwala się nam grać w piłkę. Chwała chłopakom za ich determinację i walkę. W dalszym ciągu nie zaznałem na tym boisku goryczy porażki. Jestem zadowolony z gry mojego zespołu - powiedział na pomeczowej konferencji Wojciech Borecki, trener Podbeskidzia.

Mówi JAROSŁAW BUJOK,
strzelec dwóch bramek
- Pytając pół żartem, pół serio - zamierza pan zdobyć tytuł króla strzelców?
- Nie można tak mówić. Udało mi się strzelić dwa gole, ale nie wygraliśmy. Nie liczę bramek. Nieważne kto strzela, ważne byśmy wygrywali. Dziś się nie udało, ale trzeba się cieszyć z każdego punktu.
- Co pan powie o tej feralnej minucie, w której straciliście dwa gole?
- Wypadek przy pracy. Każdy myślał, że jest faul i piłka będzie dla nas. Ale tak się nie stało. Poszła kontra i straciliśmy gola.
- Która sytuacja strzelecka była trudniejsza?
- Trudno powiedzieć. Pierwszy gol padł po stałym fragmencie gry. A to ćwiczymy na treningach. Druga bramka to efekt sporego zamieszania pod bramką. Strzeliłem i padł gol.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto