Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozbity samochód... i co dalej?

Teresa Semik
Fot. Bogdan Prejs
Fot. Bogdan Prejs
Policjanci i zakłady ubezpieczeń nie mają wątpliwości, że wypadków i kolizji drogowych nie da się uniknąć, że możemy tylko robić wszystko, aby ich było jak najmniej.

Policjanci i zakłady ubezpieczeń nie mają wątpliwości, że wypadków i kolizji drogowych nie da się uniknąć, że możemy tylko robić wszystko, aby ich było jak najmniej. Koncentrujemy się dziś na tych drobniejszych sprawach – na kolizjach, za którymi nie idą wielkie dramaty, ale oświadczenia uczestników stłuczki, ewentualne zeznania świadków i zabezpieczenie śladów mają znaczenie w walce o odszkodowanie za zniszczone auto czy motocykl. Mandat, punkty karne to sprawa druga.

Co po stłuczce
Na co zatem należy zwrócić szczególną uwagę? Pomaga nam w tej drodze do naszych pieniędzy Józef Cabała, agent ubezpieczeniowy PZU.

– Dla zakładu ubezpieczeń najważniejsze jest ustalenie sprawcy wypadku czy kolizji. Z tego punktu widzenia najskuteczniejsze jest rozstrzygnięcie policji. Dlatego też zalecamy jej wzywanie nawet do drobnej stłuczki. Obecność policji jest niezbędna zwłaszcza wtedy, gdy uczestnicy kolizji nie są zgodni, kto ponosi za nią winę, bądź gdy jedna ze stron nie chce okazać dokumentów niezbędnych do spisania – mówi Cabała.

Jeśli uczestnicy zgodni są co do tego, kto jest sprawcą i zdecydują się załatwić problem między sobą, bez angażowania w to funkcjonariuszy, powinni spisać oświadczenie:

Do tego potrzebne są następujące dokumenty:
– dowód rejestracyjny
– numer prawa jazdy
– ubezpieczenie obowiązkowe (OC) – kto je wydał i czy jest ważny okres ubezpieczenia.

Jeżeli OC straciło ważność, zaczynają się problemy dla ofiary kolizji. Trzeba się zwracać do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego.

Józef Cabała podpowiada, że dla własnego dobra powinno być precyzyjnie spisane w tym oświadczeniu, co jest uszkodzone w aucie, żeby uniknąć potem zarzutów typu: dopisał wgniecenie drzwi, bądź wybicie szyby itp.

Droga do ubezpieczenia
Droga dochodzenia do otrzymania ubezpieczenia bywa prosta, jeśli fakty nie budzą niczyich wątpliwości, a tak często nie jest i pozostaje nam droga sprawiedliwości – poprzez sąd.

Swój zakład ubezpieczenia należy powiadomić o zdarzeniu niezwłocznie i w tymże niezwłocznym terminie ubezpieczyciel musi zareagować na nasze doniesienie – wysyła do stron pisma, w których jeszcze raz potwierdzany jest stan faktyczny: gdzie doszło do zdarzenia, kto w nim uczestniczył, kto jest sprawcą. Jeżeli żadna ze stron tego nie kwestionuje, dołącza się protokół szkody.

Uwaga!
Jeśli zakładowi ubezpieczeń oświadczenie wydaje się podejrzane, udaje się na wizję lokalną. Ubezpieczyciel bardzo skrupulatnie ocenia na podstawie dokumentów, czy faktycznie podana szkoda mogła wystąpić.

Agent ubezpieczeniowy Allianz Grzegorz Zięba podpowiada, że jeżeli tylko jest w pobliżu zakład likwidacji szkód, w którym jest ubezpieczony sprawca czy pokrzywdzony, można tam udać się natychmiast i zgłosić zdarzenie. Ułatwi to załatwienie problemu.

Bezwzględnie wzywamy policję, gdy sprawca kolizji:

• ma nieważne dokumenty (ubezpieczenie OC bądź badań technicznych wozu)
• usiłuje zbiec z miejsca zdarzenia
• jest pod wpływem alkoholu bądź środków odurzających

Należy też czym prędzej spisać numery rejestracyjne auta, rozejrzeć się, czy nie ma świadków tego zdarzenia, którzy potem potwierdzą naszą wersję.

Pamiętaj
• szkoda powinna być zgłoszona w zakładzie ubezpieczeń – do 7 dni
• zakład ubezpieczeń odpowiada na nasze zgłoszenie – do 7 dni
• szkoda powinna być zlikwidowana, co oznacza wypłacenie pieniędzy – do 30 dni

Wypadek czy kolizja?
• Wypadek drogowy dotyczy sytuacji, w których wystąpiły obrażenia ciała uczestników tego zdarzenia na okres powyżej 7 dni. Mamy obowiązek udzielić poszkodowanym pierwszej pomocy, wezwać pogotowie ratunkowe i policję. Nie należy nic zmieniać na miejscu zdarzenia. Nie wolno przemieszczać pojazdów ani usuwać śladów, np. odpadniętych części auta.
• Kolizja drogowa jest wtedy, gdy obrażenia uczestników wypadku powodują utratę zdrowia na okres do 7 dni. Jeśli nie mamy wątpliwości, kto jest sprawcą, pojazdy należy usunąć z jezdni, aby nie utrudniały ruchu. Nie ma obowiązku wzywania policji. Od sprawcy żądamy oświadczenia o spowodowaniu kolizji i spisujemy niezbędne dane: kierowcy i właściciela pojazdu, numer polisy i nazwę towarzystwa ubezpieczeniowego sprawcy.


Ewentualnych roszczeń można dochodzić na drodze sądowej
Na drodze ze Skoczowa do Brennej, w miejscowości Górki Małe, doszło do kolizji. W trakcie wyprzedzania toyota yaris 57-letniego Zbigniewa Struzika z Sosnowca zderzyła się z maluchem kierowanym przez dwudziestolatka Łukasza N. z Górek Wielkich, który w tym samym czasie postanowił skręcić w lewo. Toyota uderzyła w lewy, tylny błotnik malucha, tuż koło wlewu paliwa. Nikomu nic się nie stało.

– Kierowca fiata nie zachował należytej ostrożności w czasie zmiany kierunku ruchu. Nagle skręcił w lewo na prywatną posesję – twierdzi Struzik. – Zamierzając skręcić w lewo nadal trzymał się prawego pasa jezdni, nie włączył wcześniej lewego kierunkowskazu, gdyż w lewej ręce trzymał telefon komórkowy i rozmawiał w czasie jazdy.

Dwie wersje zdarzenia
Wezwany policjant, sierżant Norbert Lipich ze Skoczowa, nie miał jednak wątpliwości, że to Struzik jest winien kolizji.

– Cały czas rozmawiał z ojcem kierowcy, a nie z Łukaszem N. – mówi Struzik. – Zapewniam, że na tym odcinku drogi nie ma znaku zakazu wyprzedzania, a linia jest przerywana.

Struzik nie przyjął zaproponowanego mandatu w wysokości 100 złotych. Poprosił za to o wezwanie policji drogowej, gdyż całe to postępowanie wydawało mu się mało profesjonalne. Sierżant Lipich odpowiedział, że to on jest policjantem i nie ma potrzeby wzywania policji drogowej, ale dla pewności zadzwoni do Bielska, po czyjej stronie jest wina.

– Chwilę później sierżant wezwał mnie, podał stopień i nazwisko policjanta z Bielska, który na odległość zawyrokował, że wina jest moja – przypomina Zbigniew Struzik. – Byłem tak zdenerwowany, że nawet nie zauważyłem w protokole z przesłuchania braku zapisów o rozmowie kierowcy fiata przez telefon komórkowy w czasie jazdy.

Sąd uniewinnił
Struzik twierdzi też, że zginął z akt sprawy szkic, który sporządził zaraz po kolizji, a obecny na miejscu sierżant z własnej inicjatywy szkicu nie wyrysował.

Policjanci ze Skoczowa postawili na swoim. Dzielnicowy Grzegorz Mazur wystąpił do sądu grodzkiego w Cieszynie z wnioskiem o ukaranie Zbigniewa Struzika, bo „nie zachował należytej ostrożności w trakcie wykonywania manewru wyprzedzania i spowodował kolizję drogową z fiatem 126p, prawidłowo kierowanym przez Łukasza N.”. Ku ich zapewne zdziwieniu, sąd Struzika całkowicie uniewinnił, wbrew ich twierdzeniom, że „okoliczności popełnienia wykroczenia nie budzą wątpliwości”.

Sprawa wcale nie toczyła się teraz dla Struzika pomyślnie. Po wygranym procesie i prawomocnym wyroku jego ubezpieczyciel – PZU SA w Sosnowcu – odmówił wypłaty odszkodowania za naprawę auta. Kierownik Sekcji Likwidacji Szkód Komunikacyjnych, Adam Bielak postanowił zostać supersądem i napisał: „Wskazany przez pana sprawca nie ponosi winy za wypadek. Policja wskazała pana jako sprawcę wypadku. Uniewinnienie od popełnienia zarzucanego czynu nie oznacza, że drugi uczestnik jest sprawcą. Przeciwko Łukaszowi N. nie prowadzono żadnej sprawy, jest osobą poszkodowaną i również czeka na odszkodowanie”.

Naprawa auta kosztowała Struzika ponad 12.000 zł, liczył na zwrot poniesionych nakładów przez ubezpieczyciela, więc domagał się od policji i prokuratury w Cieszynie kontynuowania sprawy. Nie posiadał ubezpieczenia autocasco (AC), mógł liczyć tylko na odszkodowanie z obowiązkowego ubezpieczenia (OC) kierowcy fiata 126.

Prokurator rejonowy Andrzej Hołdys napisał:
„(...) w chwili obecnej przygotowywane są materiały do wystąpienia z wnioskiem o ukaranie Łukasza N. przez Sąd Rejonowy, Wydział VI Grodzki w Cieszynie”.

Ostatecznie jednak mł. insp. Józef Brózda z Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie stwierdził, że przeprowadzone czynności wyjaśniające nie dostarczyły mu podstaw, by przeciwko Łukaszowi N. skierować sprawę do sądu z powodu... „braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie wykroczenia”.

Nie ma sprawcy
Kompetentne organy, na których budowana jest praworządność w każdym państwie – sąd i policja – twierdzą, że nie wiadomo, kto spowodował banalną kolizję. Najlepiej powinni odwołać całe to zdarzenie. W końcu jak nie ma sprawcy, to też nie było kolizji, nie było potrzaskanych aut w Górkach Małych. Bez wątpienia można mieć wątpliwości, kto naprawdę zawinił w tej sytuacji, bo nie jest ona jednoznaczna, ale od tego są biegli sądowi, na których wiedzy można się chyba oprzeć.

Inspektorat PZU w Sosnowcu „po dokonaniu ponownej analizy akt sprawy”, po zasięgnięciu opinii swojego rzeczoznawcy postanowił uznać żądania Struzika, ale w daleko okrojonym zakresie. Nigdy nie uznał kwoty 12.000 zł, twierdząc, że można było to zrobić taniej. Wypłaci mu co najwyżej ponad 3.800 zł, połowę uznanego odszkodowania. Dlaczego? PZU orzekł, że „obaj kierujący przyczynili się w równym stopniu do zaistniałej kolizji, nie zachowując należytej ostrożności”. A więc obydwaj dostaną po połowie odszkodowania.

Droga przez mękę
Można zadać pytanie: skąd taka precyzja? Dlaczego w równym stopniu, a nie na przykład jeden z nich w 60 procentach, a drugi – w 40 procentach? Odpowiedź jest prosta – załatwienie odszkodowania jest drogą przez mękę i tak naprawdę musimy się z tym godzić.

Oczywiście, nasz zakład ubezpieczeń zawsze w takiej sytuacji wspaniałomyślnie podpowie: „Ewentualnych roszczeń można dochodzić na drodze sądowej”. Sądź się z firmą, dla której koszty sądowe nie mają większego znaczenia.


Co robić, gdy sprawca zmienia zdanie i robi uniki?
Z drogi podporządkowanej wyjechała znana w Katowicach dentystka i uderzyła w jadącego malucha. Szczerze przyznała, że jeździ tą drogą od dawna, ale znaku: uwaga na drogę z pierwszeństwem przejazdu, nie zauważyła. Stłuczka była nieduża. Maluch miał wgniecione przednie drzwi, zaś auto pani stomatolog zbity lewy, przedni reflektor. Poprosiła, by sprawę załatwić między sobą, nie wzywać policji, ona przyznaje się do wszystkiego.

Porządni ludzie nie czerpią korzyści z cudzego nieszczęścia. Kierowca malucha uznał, że w końcu każdy może mieć pecha, stomatolog także. Spisano odręczne oświadczenie.

Pecha – jak się okazało – miał poszkodowany. Lekarka wynajęła adwokata, bo uznała, że jednak nie ponosi winy za tę kolizję.

Wynajęty prawnik sporządził fachowe pismo do zakładu ubezpieczeń, wyrysował, jak to maluch prawymi drzwiami uderzył w lewy przedni reflektor auta lekarki – prawidłowo wyjeżdżającej z drogi podporządkowanej. Oczywiście, całe to zdarzenie przeniósł o kilka metrów dalej od skrzyżowania.

Zakład ubezpieczeń, mając dwa różne oświadczenia tego samego uczestnika kolizji, orzekł – zgodnie ze swoją praktyką, że nie będzie wdawał się w spór między kierowcami. I słusznie, niech to sami rozstrzygną. Tylko jak po kilu dniach rozstrzygnąć ten spór? Kierowca malucha nie zadbał o świadków, nie wezwał policji. Zaufał drugiemu kierowcy i... przegrał. Ubezpieczyciel wypłacił odszkodowanie za naprawę auta z jego OC, ale przez to stracił ulgę za bezkolizyjną jazdę.

Zarówno ubezpieczyciele, jak i policjanci zgodnie twierdzą, że takich sytuacji, w których sprawca wymiguje się od odpowiedzialności i wpędza ofiarę kolizji w kłopoty, jest, niestety, dużo. Jak się zabezpieczyć?

Józef Cabała, agent ubezpieczeniowy PZU:
– Najczęściej sprawcy kolizji wycofują się z wcześniejszego oświadczenia, używając argumentów, że w momencie przyznania się do winy byli w... szoku, czego przecież wykluczyć nie można. Po upływie czasu i przemyśleniu sprawy wycofują się ze wszystkiego, mówią – nie zawiniłem. By poszkodowany uniknął tak kłopotliwego położenia, powinien zadbać, by w spisywanym na miejscu oświadczeniu dołożyć słowa: „świadomie i z pełną odpowiedzialnością potwierdzam fakt, iż jestem sprawcą kolizji”.
Jeżeli sprawca kolizji czy wypadku ma zniżkę z ubezpieczenia OC, traci ją na dwa lata. Ma więc o co

walczyć, broni się, jak może. Jeżeli rodzina ma dwa auta, to na dwóch samochodach traci tę ulgę.


Po co autocasco?
Ubezpieczenie autocasco (AC) jest dobrowolne i drogie. Jego atutem jest jednak to, że chroni sprawcę wypadku czy kolizji. Kierowcy wychodzą jednak z założenia, że jeżdżą dobrze, ostrożnie, bezkolizyjnie, więc nie wykupują tego ubezpieczenia.

Warto pamiętać, że po zrezygnowaniu z ubezpieczenia AC zawsze można do niego wrócić, ale nie za każdym razem na tych samych warunkach. Jeżeli ktoś np. wykupił tę polisę w PZU i korzystał z ulgi za bezkolizyjną jazdę – płacił 60 proc. składki – to bezkarnie może zrezygnować z kontynuowania tego ubezpieczenia przez maksymalnie 5 lat. Po przerwie trwającej dłużej niż 5 lat spada w tym bardzo skomplikowanym systemie na gorszą pozycję.

Zniżki składki OC nie przenoszą się na AC, są to całkowicie różne ubezpieczenia.

• Z ubezpieczenia AC korzystamy wtedy, gdy do kolizji lub wypadku doszło z naszej winy i otrzymujemy zwrot kosztów naprawy własnego auta. Jeżeli mieliśmy ulgę w składce, to ją tracimy przynajmniej w jakimś zakresie
• Ofierze wypadku czy kolizji wypłacane jest odszkodowanie z ubezpieczenia obowiązkowego OC sprawcy tego zdarzenia. Sprawca zdarzenia traci wtedy posiadane ulgi, zazwyczaj jest to 10-20 proc. na dwa lata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto