MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmawiamy z piosenkarką Marylą Rodowicz

Rozmawiała: Magdalena Sekuła
Fot. Oko Cyklopa
Fot. Oko Cyklopa
Dziennik Zachodni: W pani karierze był taki moment, kiedy wybrała pani sport zamiast muzyki. W 1962 zakwalifikowała się pani do finału Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie.

Dziennik Zachodni: W pani karierze był taki moment, kiedy wybrała pani sport zamiast muzyki. W 1962 zakwalifikowała się pani do finału Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Zrezygnowała pani z występu, ponieważ w tym samym terminie odbywały się Lekkoatletyczne Mistrzostwa Polski Młodzików. Sport był wtedy ważniejszy?

Maryla Rodowicz: To nie jest tak do końca. Bardzo chciałam zaśpiewać w finale. Ale czułam się odpowiedzialna za sztafetę. Przygotowywałyśmy się przecież do niej długo.

Biegły w niej cztery zawodniczki, które liczyły na mnie. Ja sobie to tłumaczę tak, jak większość różnych sytuacji w moim życiu: los tak chciał. I chyba dobrze się stało, bo mój muzyczny start przypadł na lata późniejsze. Dzięki temu mogłam skończyć gimnazjum, prawie studia - brakuje mi absolutorium. A wtedy wiele osób bardzo wcześnie zaczynało karierę, co oczywiście odbywało się kosztem nauki.

DZ: Czyli wybór Akademii Wychowania Fizycznego to nie przypadek?

MR: Tak naprawdę moim marzeniem były studia na Akademii Sztuk Pięknych - niestety nie mogłam się tam dostać. Zresztą podobnie jak na weterynarię, bo oblałam egzamin z chemii. Natomiast AWF był w moim zasięgu, ponieważ byłam sprawna, dobrze mi też poszły egzaminy z biologii, języków. Tak naprawdę to mi chodziło o kluby studenckie. Wtedy one jeszcze bardzo żywo funkcjonowały. Była szansa, że będę tam śpiewać.

DZ: Stąd pani "romansik" z bigbeatowym zespołem "Szejtany" działającym w klubie "Relax" przy AWF-ie?

MR: Tak. To była dla mnie szansa na nowe doświadczenia. Po śpiewaniu na szkolnych akademiach przyszła kolej na kluby. Pierwsze wystąpienia na żywo. Pierwsze sukcesy. Wtedy już muzyka była najważniejsza.

DZ: A sport?

MR: AWF to były bardzo intensywne studia - szermierka, narty, pływanie, gimnastyka itd. Ale to nie było zawodowe uprawianie sportu. Poza tym... wciągnęło mnie życie klubowe. Zresztą tego tak naprawdę chciałam. Szansę na karierę w sporcie miałam w liceum. Byłam bardzo obiecującą płotkarką.

DZ: Czemu nic z tego nie wyszło?

MR: Wytłumaczenie jest prozaiczne. To nie żadna kontuzja sprawiła, że nie kontynuowałam kariery sportowej. Po prostu miałam dwóje z matematyki. Szkoła zabroniła mi uczestniczyć w treningach.

DZ: A teraz jaką rolę w pani życiu odgrywa sport?

MR: Ogromną. Nie wyobrażam sobie życia bez ruchu. Zresztą właśnie leczę kontuzję, której nabawiłam się grając w tenisa. Naderwałam dwa mięśnie dzień przed festiwalem w Sopocie, na początku września. Leczę się intensywnie nie przerywając grania koncertów.

DZ: Jaka jest pani ulubiona dziedzina sportu?

MR: Bardzo lubię grać właśnie w tenisa. To sport wymagający przede wszystkim dobrej kondycji, ciągłego doskonalenia się. W tenisie ciągle trzeba się uczyć, trzeba spędzić wiele godzin na korcie, żeby grać na przyzwoitym poziomie. To jest sport dla tych, którzy chcą się doskonalić. Daje ogromną satysfakcję. Poza tym jeżdżę na nartach, chodzę do siłowni, pływam.

DZ: Jakie są korzyści z uprawiania sportu?

MR: Poza sprawnością fizyczną sport kształtuje charakter. Sprawia, że jesteśmy bardziej odporni na stresy, zmęczenie. Jesteśmy bardziej wytrzymali. Ponadto wyrabia w ludziach przekonanie, że wszystko zależy od nich samych i że jeżeli się pracuje, muszą być wyniki.

Mnie uprawianie sportu nauczyło, jak się mobilizować. Dzięki temu, że jako młody człowiek aktywnie spędzałam czas, potrafię podnieść się po porażce. Mogę śmiało powiedzieć, że to sport mnie wychował. Dlatego też uważam, że to ogromny błąd - ograniczenie ilości godzin wychowania fizycznego w szkołach.

DZ: Gdyby pani o tym mogła decydować, pewnie byłoby ich o wiele więcej.

MR: Oczywiście. Gdyby to ode mnie zależało, budowałabym więcej miejsc do uprawiania sportu dla dzieci w wielkich skupiskach miejskich. Poza tym uważam, że trzeba zmienić cały system zarządzania sportem. Tylko praca u podstaw, praca z dziećmi może zmienić sytuację na przykład w polskiej piłce nożnej. Potrzebna jest reorganizacja w terenie. Bo w naszym kraju naprawdę jest wielu zdolnych ludzi. A żeby oni mogli zaistnieć, trzeba wszystko dobrze zorganizować.

DZ: Mówi pani o piłce nożnej. Ma pani jakąś receptę na to, by Polacy liczyli się w tej dyscyplinie?

MR: Jak już wspomniałam, potrzebna jest reorganizacja w terenie. Mówię o piłce nożnej, ponieważ bardzo się nią interesuję. Lubię ten sport, choć go nie uprawiam.

DZ: To dlatego widzieliśmy panią w na koncertach w koszulkach z Żurawskim czy Borucem?

MR: Nie chodziło konkretnie o nich. Po prostu w ten sposób chciałam zamanifestować swoją sympatię do tej dyscypliny sportu. A Boruc to świetny bramkarz przecież.

DZ: A mężczyzna?

MR: Jako mężczyzna też mi się podoba. Jest przecież człekokształtny. Fajne jest w nim to, że jest impulsywny. Mówi to, co myśli, wprost.

DZ: Jaki jest w takim razie pani ideał mężczyzny?

MR: Mężczyzna musi być inteligentny.

DZ: Tylko tyle?

MR: Tak, bo to jest tak naprawdę w mężczyźnie sexy - inteligencja.

DZ: Wróćmy do sportu. Czy pani żywe zainteresowanie sportem również było powodem, dla którego powstała piosenka "Za Janasa"?

MR: Tak. Wiadomo - chodziło o to, by zagrzać naszą drużynę do boju. Dodać jej skrzydeł przed mundialem. Nie było w niej żadnych podtekstów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto