Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z aktorem Włodzimierzem Matuszakiem

Regina Gowarzewska-Griessgraber
Dziennik Zachodni: Czy nie boi się pan, że rzesze fanów serialu "Plebania" przeżyją szok, gdy wystąpi pan w telewizji bez koloratki, za to śpiewając piosenki? WŁODZIMIERZ MATUSZAK: Ci, którzy są przekonani, że naprawdę ...

Dziennik Zachodni: Czy nie boi się pan, że rzesze fanów serialu "Plebania" przeżyją szok, gdy wystąpi pan w telewizji bez koloratki, za to śpiewając piosenki?

WŁODZIMIERZ MATUSZAK: Ci, którzy są przekonani, że naprawdę jestem księdzem, pomyślą, że zwariowałem. Szok będzie na pewno. Wszystko jednak zależy od tego, jakie piosenki zaśpiewam w programie.

DZ: Oglądał pan "Idola" i mniej więcej wie, jakimi prawami rządzą się podobne programy. Nie miał pan oporów przyjmując propozycję?

WM: Miałem spore obawy, ale rozwiały je rozmowy z producentami. Nie znam brytyjskiego pierwowzoru, ale myślę, że jury będzie spełniało inną funkcję niż w "Idolu". Tam to oni wprowadzali ostrą selekcję. Tu więcej do powiedzenia będą mieli telewidzowie.

DZ: Ponoć jako młody człowiek śpiewał pan w zespole.

WM: To była jedna z rozrywek, które trzymały mnie przy życiu. Mieszkałem w małym miasteczku, w Międzychodzie. Nie było tam za wiele możliwości ciekawego spędzenia czasu. Znane zespoły przyjeżdżały do nas sporadycznie, a teatr raz na kwartał. Zostało mi kino, do którego namiętnie chodziłem, a co teraz owocuje, klub sportowy i muzyka. Połowa lat 60. to był okres samodzielnego strugania gitar elektrycznych, bo w sklepach ich nie było. Próbowaliśmy grać i śpiewać polskie przeboje.

DZ: Jeśli chodzi o sport, to odnosił pan kiedyś sukcesy jako bokser. Czy te umiejętności udało się panu kiedyś wykorzystać na planie filmowym?

WM: Nie i bardzo tego żałuję. Jednym z moich marzeń, jako młodego aktora, było zagranie boksera, a potem chociaż trenera bokserskiego, ale nie wyszło. Boks trenowałem w szkole średniej. Energii w młodym człowieku jest ogromnie dużo, jeżeli jej nie wyładuje, to skutki mogą być przykre. Zawsze starałem się znaleźć dla siebie coś interesującego. Trenowałem też lekkoatletykę, potem zacząłem jeździć konno. Zresztą po dziś dzień biorę udział w zawodach hippicznych, skaczę na koniach. Tu udało mi się zrealizować moje marzenie. Bardzo długo chodziłem za scenarzystą "Plebanii" i prosiłem, żeby wymyślił jakąś scenę dla proboszcza jadącego konno. Przez półtora roku nie udawało się. W końcu proboszczowi auto popsuło się na drodze, właśnie nadjeżdżały konno dwie osoby, proboszcz przejął konie i pogalopował. Był to piękny dzień zdjęciowy.

DZ: Cała Polska zna pana jako proboszcza plebanii w Tulczynie. Czym jeszcze zajmuje się pan jako aktor?

WM: W teatrze nie gram, bo brakuje mi czasu. Serial i wiele innych zadań aktorskich, na przykład koncerty do poezji ks. Jana Twardowskiego czy inne propozycje filmowe pochłaniają sporo czasu. Nie chciałem być nieuczciwy wobec teatru. Częściej byłbym poza nim niż na próbach. Ciągnie mnie jednak na deski...

DZ: Ile lat występuje już pan w telewizji z koloratką na szyi?

WM: Siedem. Przyzwyczaiłem się już do koloratki. Czuję się w moim kostiumie równie wygodnie jak w dżinsach.

DZ: Jak przygotowywał się pan do roli kapłana?

WM: Po próbnych zdjęciach, gdy otrzymałem rolę, producent wysłał mnie na prawdziwą plebanię, gdzie mogłem wszystko poznać i porozmawiać z ludźmi. Pojechałem do Krasiczyna, do naszego stałego konsultanta, księdza Stanisława Bartmińskiego. Tam zdobywałem pierwsze szlify.

DZ: Dobrze zgłębił pan tajniki kapłaństwa, skoro na ulicy ludzie często witają pana słowami "Niech będzie pochwalony..."

WM: Przyjmuję to z uśmiechem i odpowiadam w podobnym tonie. Wiem, że są to oznaki sympatii. Ludziom czasem miesza się rzeczywistość z fikcją i nie wierzą, że mogę nie być kapłanem. To bywa uciążliwe, bo nie mam siły już tłumaczyć, że jestem aktorem a nie księdzem.

DZ: Jakie zalety księdza Antoniego Wójtowicza zyskały tak wielką sympatię w oczach telewidzów?

WM: To jest zwyczajny człowiek, wyposażony dodatkowo w dużą wrażliwość. Potrafi słuchać innych, nawet jeżeli to, co mówią, jest nieciekawe czy kontrowersyjne. Ma w sobie dużo ciepła, którym dzieli się z ludźmi. Na tej bazie zbudowana jest postać.

DZ: Czy pan jest takim zrównoważonym człowiekiem?

WM: Jestem cholerykiem, ale uspokojonym. Miał na to też wpływ serial. Siedem lat pracy z tymi ludźmi, w różnych sytuacjach i warunkach. Jestem dużo spokojniejszy. Może dlatego, że spełniły się pewne moje oczekiwania. Uprawiam swój zawód z powodzeniem i nie mam powodów do nerwów.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto