Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z aktorką Joanną Brodzik

Rozmawiał: Kuba Zajkowski/ (reg)
Fot. Oko Cyklopa
Fot. Oko Cyklopa
Kuba Zajkowski: Gdzie spędzisz święta wielkanocne? Joanna Brodzik: Z rodziną, w Zielonej Górze. To jeden z niewielu momentów w roku, kiedy możemy być wszyscy razem.

Kuba Zajkowski: Gdzie spędzisz święta wielkanocne?

Joanna Brodzik: Z rodziną, w Zielonej Górze. To jeden z niewielu momentów w roku, kiedy możemy być wszyscy razem.

KZ: Czy kultywujecie wielkanocne tradycje?

JB: Nie ma z góry narzuconych reguł, wszystko dostosowane jest do naszych potrzeb. Święta w moim domu to nie jest sztywne siedzenie przy stole. U nas robi się to, co się chce. Jeżeli ktoś jest strasznie zmęczony, to trzy dni spędza w piżamie; gdy któreś z nas ma problem - rozmawiamy i próbujemy to rozwiązać, a jak mamy ochotę poopowiadać sobie o czymś w podgrupach, to tak się właśnie dzieje. Jedynym stałym i najważniejszym elementem jest chęć, żeby się chociaż na chwilę spotkać. Dlatego czekam na święta z niecierpliwością.

KZ: Malujesz pisanki?

JB: Oczywiście. Mamy słoiki z barwnikami i malujemy jajka. Wygląd pisanek zależy od sił i szaleństwa twórczego w danym roku. Malowanie pisanek to działanie na pograniczu medytacji. Wszystko inne, co jest dookoła, przestaje mieć pierwszorzędne znaczenie. Ważne jest tylko to, żeby ozdobić sobie jajo (śmiech). Takie proste czynności czasami pozwalają wrócić do siebie.

KZ: Stukacie się pisankami?

JB: Już od jakiegoś czasu tego nie robimy, ale oczywiście lejemy się wodą w śmigus-dyngus. Nie używamy do tego wiader, liczy się raczej pomysłowość, jak zaskoczyć doskonale przygotowanego i przewidującego atak przeciwnika. Próbujemy wpełzać pod łóżko, pod które nie da się wejść, żeby spod niego siknąć wodą albo atakujemy rywala przez dziurkę od klucza. Wszystkie metody, które okażą się skuteczne, są dobre.

KZ: Przygotowałaś już jakąś strategię?

JB: Powoli zaczynam się rozglądać za odpowiednimi urządzeniami do sikania (śmiech). Najlepiej jak są zaskakujące i nie zdradzają wyglądem swojego zastosowania.

KZ: Chodzisz ze święconką do kościoła?

JB: To, kto pójdzie ze święconką, zależy od etapu przygotowań. Zwykle jest to mniej lub bardziej zbiorowa wyprawa moja i mojego rodzeństwa.

KZ: Przygotowujesz z mamą świąteczne potrawy?

JB: Mama jest dyrektorem świąt. Potrafi świetnie zarządzać i rozdziela zadania wśród swoich pracowników, biorąc pod uwagę ich siły, chęci i umiejętności. Raczej nie dostępujemy zaszczytu nadawania świątecznym potrawom ostatecznego kształtu. Ona to bierze na siebie. Ale dzielnie staramy się wykonywać brudną robotę - siekanie, obieranie, łuskanie migdałów i inne czynności, którymi szef korporacji "Wielkanoc" zajmować się przecież nie może.

KZ: Podobno świetnie gotujesz. Nie deprymuje cię to, że nie możesz wykorzystać w święta swoich umiejętności?

JB: Nie narzekam, bo poznaję od podszewki procesy powstawania nawet najbardziej skomplikowanych dań świątecznych. Uczę się, jak kultywować tradycję. To jest także dobry moment, żeby myśleć, z jaką satysfakcją będę do brudnej roboty delegowała swoich podopiecznych, kiedy sama będę dyrektorem świąt wielkanocnych .

KZ: Czekasz z utęsknieniem na jakieś świąteczne danie?

JB: Wszyscy czekamy na faszerowane jajka, które robi moja mama. Uwielbiamy je. Nie może ich zabraknąć na stole podczas wielkanocnego śniadania. Jest też ćwikła, chrzan, który ścieramy w domu, sałatki, śledzie na kilka sposobów, szynki, pieczone mięso - między innymi mistrzowski schab z kością i jałowcem. No i najważniejsze - boski bigos. Jego tajemnica polega na tym, że moja mama dodaje do niego kość ze schabu. To jest coś niebywałego!

KZ: Za każdym razem tak pieczołowicie przygotowujecie się do świąt?

JB: U nas jakość przedkłada się nad ilość. Wszystkie dania, które znajdują się na stole zarówno w czasie Wielkanocy, jak i Bożego Narodzenia, są wykonane od podstaw w domu. Ma to wymiar archetypowy, bo w dobie braku czasu, kiedy potrzeby organizmu są zaspokajane najczęściej szybko i chaotycznie, moment skupienia - taki, którego doświadczamy choćby przy robieniu mazurka - to wielka przyjemność. Istotą świąt w moim domu jest dzielenie się różnymi historiami, rozmowy, wspólne działania kuchenne. Przecież nie chodzi o to, by kupić mazurek w sklepie i postawić go na stole.

KZ: "Dookoła siebie" - program, który prowadzisz w telewizyjnej "Dwójce", odzwierciedla Twoje dążenie do samodoskonalenia?

JB: Tak. Dzięki temu programowi spełniło się moje marzenie o przestrzeni w telewizji, która nie byłaby wyłącznie rozrywkowa. "Dookoła siebie" to wyraz moich zainteresowań i chęci dowiedzenia się, co nam umyka w galopie codzienności. Fajnie jest wiedzieć, jak i dlaczego - zgodnie z feng shui - przestawić w swoim domu meble, żeby przestał boleć żołądek, kiedy stoi się przy oknie. Albo znać najlepsze sposoby uczenia się języka obcego w zależności od potrzeb. Inny tok nauczania powinna wybrać osoba, która chcę wyjechać do Hiszpanii i wynająć dom na miesiąc, a inny ktoś, kto za tydzień ma wygłosić przemówienie w ONZ. "Dookoła siebie" to program edukacyjny - w nowoczesnym tego słowa znaczeniu - dla mnie, i mam nadzieję, dla widzów. Jest skierowany do ludzi, którzy chcą dowiedzieć się czegoś nowego o sobie i polepszyć jakość swojego życia.

KZ: Niektóre sprawy, którymi zajmujesz się w "Dookoła siebie", to dla większości ludzi czarna magia…

JB: Chodzi właśnie o to, żeby odczarować dziwnie i obco brzmiące hasła, na przykład "mind mapping" - technikę, która powstała dzięki najnowszym badaniom ludzkiego mózgu. To odwołanie do naturalnych umiejętności człowieka do uczenia się przy użyciu dwóch półkuli mózgowych. Potrafią to małe dzieci. Niestety, ta umiejętność zanika u ludzi już w szkole, gdzie narzucane są linearne sposoby notowania. "Mind mapping" jest niczym innym jak nowym sposobem "zapisywania" wiedzy. Niezwykle skutecznym, przyjemnym i twórczym.

KZ: Podobno masz wysoki iloraz inteligencji. To prawda?

JB: Kiedy kończyłam szkołę podstawową, jeden z nauczycieli wysłał mnie na badanie IQ, wiedząc, że od tego zależy, czy zdobędę stypendium naukowe. A ponieważ pochodzę z rodziny, która kładzie duży nacisk na wykształcenie - namówiono mnie w domu, żebym napisała test. I dzięki Bogu, że tak się stało, bo mogłam na przykład pojechać na obóz z laureatami olimpiad przedmiotowych. Dziś wiem, że jeśli chodzi o inteligencję, to jest ich przynajmniej siedem rodzajów. Są i takie, które dochodzą do głosu, kiedy ma się 60 lat. Wynik IQ, który wtedy uzyskałam, nie jest wyznacznikiem niczego oprócz tego, jaki na tamten moment miałam potencjał intelektualny.

KZ: Na antenie TVN pojawiły się już nowe odcinki "Magdy M.". To oznacza reaktywowanie "świetlicy" - wtorkowych spotkań, podczas których oglądasz serial z przyjaciółkami?

JB: Dziewczyny wspierały mnie przy pierwszej serii "Magdy M.", kiedy powstawał świat mojej bohaterki. Bardzo mi pomogły ich rzetelne, uczciwe i szczere sugestie na temat tego, co mogę zrobić lepiej. Ta rola była dla mnie dużym wyzwaniem i równaniem z wieloma niewiadomymi. Z biegiem czasu oglądanie "Magdy M." stało się najmniej ważnym punktem programu naszych spotkań. Teraz to dla nas przede wszystkim czas, kiedy zapominamy na chwilę o problemach całego świata. To nasza przestrzeń i miejsce, w którym dyskutujemy o naszych decyzjach, rozpatrujemy pewne problemy, a kiedy trzeba - płaczemy, innym razem się śmiejemy. Te spotkania bardzo zacieśniły nasze stosunki, bo nie ukrywam, że wszystkie jesteśmy niezwykle zajęte. Ta stała w przestrzeni w postaci wtorkowych "świetlic" jest nam bardzo potrzebna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto