Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Bartkiem Kasprzykowskim, aktorem

Regina Gowarzewska-Griessgraber
W „Magdzie M.” gra roztargnionego prawnika. Tu w scenie z Darią Widamską.
W „Magdzie M.” gra roztargnionego prawnika. Tu w scenie z Darią Widamską.
Dziennik Zachodni: Umówił się pan ze mną dosyć konspiracyjnie, w jednej z bram na ulicy Floriańskiej w Krakowie. Do tego przyszedł pan zamaskowany zgodnie z opisem, jaki zawarty został w książce "Świat Magdy M.

Dziennik Zachodni: Umówił się pan ze mną dosyć konspiracyjnie, w jednej z bram na ulicy Floriańskiej w Krakowie. Do tego przyszedł pan zamaskowany zgodnie z opisem, jaki zawarty został w książce "Świat Magdy M."

BARTEK KASPRZYKOWSKI: W czapce z daszkiem i w ciemnych okularach. Na razie ten sposób działa. Cóż, kolejne transze "Magdy M." zapewniły mi popularność. Na szczęście spotykają mnie niemal wyłącznie miłe objawy sympatii. Przeważnie reagują na mnie nastolatki, czego pierwszym objawem jest chichot. Gdy tylko go słyszę, wiem z której strony może nadejść zagrożenie. Czasem też zdarza się, że ktoś stojąc obok mnie, głośno mówi na mój temat, jakbym się znajdował za szybą, czyli dalej w telewizorze. Innym razem pod teatrem zaczeka na mnie ktoś, kto był na spektaklu i rozpoznał…

DZ: Czy spodziewał się pan, że występowanie w serialu tak odmieni pana życie?

BK: Tak, ale bałem się, że te zmiany będą nieprzyjemne. Na razie jest w porządku i nie mogę narzekać. Podstawowa zmiana jest taka, że pracuję dużo więcej niż kiedyś. Ciężko mi znaleźć czas na odpoczynek.

DZ: A dla teatru ma pan jeszcze czas?

BK: Oczywiście, występuję przecież w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie oraz w Lublinie, w spektaklu, który zrobiliśmy z przyjaciółmi "Kamienie w kieszeniach". W "Słowackim" gram w dwóch spektaklach: "Chorym z urojenia" i "Miarce za miarkę". Konia z rzędem temu, kto mnie w tym rozpozna. Pojawiam się na scenie w czterech małych rolach. W pierwszej mam okulary, w drugiej długie włosy i wąsy, a w pozostałych stoję z karabinem lub przenoszę krzesła. (śmiech)

DZ: Zaciekawił mnie ten spektakl zrobiony z przyjaciółmi. Czy może pan opowiedzieć o nim coś więcej?

BK: Z chłopakami poznałem się jeszcze podczas studiów, na planie "Syzyfowych prac". Tam spotkali się głównie studenci ze szkół aktorskich wrocławskiej i łódzkiej. Zakumplowaliśmy się i postanowiliśmy, że warto coś zrobić wspólnie. Minęło kilka lat, trafiliśmy w różne miejsca, w końcu w ubiegłym roku spotkaliśmy się w Lublinie. Mieliśmy siebie i tekst. Udało nam się zrobić spektakl. Nawet wygraliśmy Ogólnopolski Przegląd Teatru Małych Form "Kontrapunkt" w Szczecinie. W Lublinie spotkaliśmy wielu życzliwych ludzi, którym nie sposób się odwdzięczyć.

DZ: Czy teatr jest ważny w pana życiu zawodowym?

BK: Bardzo, ale taki "po mojemu". Trochę zawiodłem się na teatrze jako instytucji. Miałem wprawdzie kilka momentów, kiedy czułem radość wypływającą z pracy na scenie, ale tak naprawdę poczułem satysfakcję, dopiero gdy zrobiliśmy "Kamienie w kieszeniach". Nieprzystawalną do tego, co dotąd przeżyłem w teatrze instytucjonalnym. Udowodniłem sobie, że potrafię robić własny teatr, nie mając nic oprócz pomysłów i wiary.

DZ: Jak doszło do tego, że został pan serialowym Wojtkiem w "Magdzie M."?

BK
: Kiedyś wszędzie, gdzie się tylko dało, zanosiłem moje płyty ze zdjęciami. Tym sposobem trafiły również w ręce producentki serialu "Magda M" w TVN, Doroty Chamczyk. Przypomniała sobie, że widziała mnie w "Nocy Helwera" w Teatrze Telewizji. Zostałem zaproszony w końcowej fazie castingu, już na próbne zdjęcia. Nie wierzyłem, że mi się uda. Wróciłem do domu z przeświadczeniem, że jak zwykle będę czekał, a wynik i tak będzie negatywny. Tymczasem telefon zadzwonił szybko, bo dostałem rolę Wojtka!

DZ: Oglądamy właśnie w TVN czwartą serię "Magdy M. ". Tę, której miało już nie być...

BK: Trzecia seria miała się skończyć taką trochę abstrakcyjną dla mnie sceną czterech ślubów równocześnie. Pomyślałem sobie jednak, że skoro to jest bajka, to może mieć bajkowe zakończenie. Komuś znajomemu o tym opowiadałem, a ten skomentował: "Jasne. I pewnie to się wszystko Magdzie przyśni". Powinien dostać nagrodę za jasnowidztwo. Całą nakręconą scenę obrócono w sen, a wszystko dlatego, że fani serialu nie chcieli pogodzić się z jego zakończeniem.

DZ: Lubi pan swojego serialowego bohatera?

BK: Bardzo go lubiłem… do trzeciej serii. W czwartej doszedłem do wniosku, że Wojtek powinien się w końcu zająć sobą i Mariolą, a nie wiecznymi problemami głównych bohaterów. Myśli za nich, czuje za nich, załatwia za nich sprawy. Na szczęście ma jakieś przebłyski zdrowego rozsądku.

DZ: Skoro twierdzi pan, że Wojtek ma zaledwie przebłyski zdrowego rozsądku, to czy pan jest osobą rozsądną i poukładaną?

BK: Można być rozsądnym i niepoukładanym. Wojtek ma coś z mojego roztargnienia i mojej wyobraźni. Chociaż ta u niego jest bujniejsza. Jakaś cząstka ciapowatości też jest naszą wspólną. A poza tym jesteśmy różni.

DZ: Czy po zakończeniu zdjęć podtrzymujecie przyjaźnie z planu?

BK: Oczywiście. Mam ciągły kontakt z Małaszem; dzwonimy do siebie, znamy się przecież ze studiów. Z Kasią Bujakiewicz zawsze, gdy jestem w Warszawie, staramy się spotkać, pogadać i wypić kawę. To był nasz rytuał na planie. Przyjaźnię się również z Darią Widawską i Joanną Brodzik, ale z tą ostatnią trudno jest się spotkać, bo jest najbardziej zapracowana z nasz wszystkich.

DZ: Wspomnieliśmy już o pana zamaskowaniu. Czapeczki i okularów dopełnia koszulka z Hansem Klossem i napisem "Mów mi Janek". Czy to prowokacja?

BK: (śmiech). Jak pani ją rozumie?

DZ: Przecież wkrótce zobaczymy pana w parodii "Stawki większej niż życie", w roli Hansa Klopsa, odpowiednika Klossa.

BK: Właściwie koszulkę kupiłem przypadkiem, chociaż było w tym trochę premedytacji. Ta koszulka zaznacza, że "Magda M." już się skończyła, a ja wszedłem w kolejny etap zawodowy.

DZ: Jak się rozpoczął ten etap?

BK: Właśnie pracowałem na planie filmu "Hania" Janusza Kamińskiego, gdy dowiedziałem się o nowej produkcji. Pomyślałem, że pewnie będą potrzebowali amanta, a to raczej rola nie dla mnie. Tymczasem zadzwoniła do mnie agentka i zaproponowała udział w castingu. Zobaczyłem na nim wielu aktorów - przystojniaków, ale to ja wygrałem. Nowy serial wywrócił moje życie jeszcze bardziej do góry nogami. Na czas zdjęć przeniosłem się do Warszawy i musiałem obowiązkowo trochę schudnąć.

DZ: Efekt tego ostatniego widać. Co pan robi, żeby stracić kilogramy?

BK: Nic, bo nie czuję żadnego reżimu. Zwyczajnie wziąłem się za siebie. Mam teraz dużo ruchu. Jeszcze przed rozpoczęciem prób do "Hansa Klopsa" ostro trenowałem, pod okiem trenera naszej sekcji boksu w teatrze. Zrezygnowałem też z wypełniaczy: słodyczy, chleba i ziemniaków. Jem warzywa, mięso, ryby, piję dużo wody, odstawiłem piwo.

DZ: Czego możemy spodziewać się po nowym serialu?

BK: To nie jest parodia "Stawki większej niż życie". Bliżej mu raczej do polskiego "Allo, allo". Zaznaczam "polskiego", bo to czyni wielką różnicę w poczuciu humoru. Punktem wyjścia jest ścinek historii ze "Stawki większej niż życie". Mamy Klossa i Brunera, którzy zamieniają się w Klopsa i Brudnera. Akcja dzieje się w małym miasteczku, a rdzeń historii tworzy grupa ludzi w nim przebywających. Jest też piękna nieznajoma, która w każdym odcinku objawia się jako ktoś inny. Gra ją Tamara Arciuch. Każdy odcinek jest w innej konwencji, więc nie da się określić humoru jednoznacznie. Jeden będzie komedią slapstickową, drugi romantyczną, kolejny sensacyjną czy komiksem.

DZ: Oglądał pan "Stawkę większą niż życie"?

BK: Tak, ale nie należę do grona jej zagorzałych fanów. Oczywiście jako chłopiec biegłem ze szkoły, by zobaczyć kolejny odcinek, jednak dzisiaj z seriali wojennych wolę "Kompanię braci". Kupiłem sobie nawet "Stawkę" na DVD, ale nie wzoruję się na niej, bo moja postać jest kimś zupełnie odmiennym od Hansa.

DZ: Kim jest Hans Klops?

BK: To znaczy mówi pani o Karolu vel Janku Kosie vel Hansie Klossie vel Hansie Klopsie?

DZ: Chyba tak, chociaż po tym przydługim nazwisku nie jestem już taka pewna.

BK: Ja go nazywam roboczo takim amantem z lat 20. Z jednej strony to lekko megalomański podrywacz, patriota, a z drugiej - normalny facet który trafia w wyjątkowo absurdalny sos. W końcu to co robi i mówi, też staje się absurdalne, żeby nie powiedzieć - idiotyczne. Staramy się jednak unikać pustego śmiechu z mrugnięciem okiem do widowni.

DZ: Wspominał pan, że na czas kręcenia serialu przeniósł się pan do Warszawy? Co na tę rozłąkę pana żona?

BK: Widujemy się w weekendy.

DZ: To nie możecie się sobą znudzić...

BK: Przy tej ilości obowiązków w Warszawie nawet nie zauważam, jak minął tydzień. Aga jest zaprawiona w bojach. Na studiach też widywaliśmy się rzadko. Metodologię radzenia sobie z rozłąką mamy więc opanowaną.

DZ: Skąd właściwie wziął się u pana pomysł, żeby zostać aktorem?

BK: Właściwie nigdy wcześniej nie występowałem na scenie. Wszystkie kabarety albo kółka teatralne rozpadały się, zanim dochodziło do premiery. Występowałem jedynie w grupie tanecznej. Myślałem o różnych zawodach, ale wielość pomysłów zamknęła się w jednym - aktor. Przecież tylko teraz mogę być oficerem AK, który przeniknął do AL udając sowieckiego szpiega, który udając oficera Wehrmachtu przenika do struktur Abwehry... Uff, coś mogłem pokiepścić, bo to trudno spamiętać...

DZ: A jakie ma pan plany po zakończeniu zdjęć do "Hansa Klopsa"?

BK: Potrwają do 15 czerwca, a potem może w końcu zrobię prawo jazdy. Już dwa razy się zapisywałem i nie podołałem czasowo. Jeździłem już autem w filmach, ale gdy ruszałem, to ekipa modliła się, żebym w nic nie wyrżnął. Czeka mnie też nowa produkcja w Teatrze im. Słowackiego.

DZ: Chce pan dalej żyć okrakiem między Krakowem a Warszawą? A może planujecie z żoną przeprowadzkę?

BK: Może kiedyś… Na razie zadomowiliśmy się w Krakowie.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto