Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Bernardem Sołtysikiem, twórcą Pro Contry, kompozytorem Gaygi

Teresa Semik
fot. Agnieszka Łuczakowska
fot. Agnieszka Łuczakowska
DZIENNIK ZACHODNI: 45 lat na scenie muzycznej to piękny jubileusz. Ma pan jakieś szczególne życzenia? BERNARD SOŁTYSIK: Największym moim pragnieniem jest to, by płyta "Dziennik z podróży", którą ostatnio nagraliśmy z ...

DZIENNIK ZACHODNI: 45 lat na scenie muzycznej to piękny jubileusz. Ma pan jakieś szczególne życzenia?

BERNARD SOŁTYSIK: Największym moim pragnieniem jest to, by płyta "Dziennik z podróży", którą ostatnio nagraliśmy z Gaygą, zaistniała w mediach. Jesteśmy przekonani, że proponujemy coś naprawdę dobrego, oryginalnego.

DZ: Co dla pana było większym zawodowym sukcesem - wykreowanie w latach 70. zespołu Pro Contra czy artystyczny i muzyczny wizerunek Gaygi?

BS: Zaczynałem jako nauczyciel wychowania muzycznego. Każde następne wyzwanie było sukcesem. Przed Pro Contrą był zespół Cykady, dla którego pisałem piosenki i od tego momentu liczę swoją pracę na estradzie. Cykady doprowadziłem w latach 60. do tzw. Złotej Dziesiątki Franciszka Walickiego. Byliśmy w towarzystwie Skaldów, Breckautów, Tadeusza Woźniaka.

DZ: Gdy w 1970 roku zakładał pan w Łodzi zespół wokalny Pro Contra, na rynku świetnie radziły sobie już Alibabki, Filipinki, Partita. Jak pan zamierzał pokonać konkurencję?

BS: Proponując inne brzmienie zespołu. Odrzuciłem kanony utarte i klasyczne, których mnie uczono w szkole po to, żeby białe dziewczyny śpiewały prawie jak czarne. Pierwsza doceniła nas Halina Kunicka i poprosiła do współpracy przy nagraniu płyty. Dźwiękowiec krzyczał: "Jak one otwierają usta! To jest antyśpiewanie!". Lucjan Kydryński ripostował: "Co mnie obchodzi, jak one otwierają usta, chodzi o to, jak brzmią". Realizator dźwięku upierał się, że to "krzyk murzyński, a nie brzmienie". Nam tymczasem właśnie o taki efekt chodziło. Pro Contra towarzyszyła potem m.in. Maryli Rodowicz i Jerzemu Połomskiemu. Nawet Skaldowie zaprosili nas do współpracy, choć byli bardzo związani z Alibabkami.

DZ: Zespół wylansował własne przeboje: "Kochajmy orkiestry wojskowe", "Świat starych filmów", występował w Opolu i Sopocie. Co więc zdecydowało o jego upadku?

BS: Wolałbym mówić o pierwszym sukcesie - wygranym plebiscycie Studia 13 piosenką "Jeszcze dzionek zaczekam", ale cóż. Na przełomie lat 70. i 80. zespoły rockowe zdominowały rynek muzyczny i grupy wokalne były bez szans. Zawiesiłem działalność zespołu, nie sądząc, że to będzie bezpowrotne.

DZ: Jak do Pro Contry trafiła Krystyna Stolarska z Siemianowic, późniejsza Gayga?

BS: Lucyna Owsińska wyszła za mąż za Jacka Lecha i prywatne sprawy wzięły górę nad zawodowymi. Żałuję, że ta kariera została zaprzepaszczona, bo Lucyna dysponowała niepowtarzalnym tembrem głosu. Moją piosenką zdobyliśmy prestiżowe wyróżnienie na drugim festiwalu wokalistów jazzowych w Lublinie. Szukałem kogoś tej miary. Krystyna Stolarska śpiewała wtedy w bluesowej grupie Skowrońskiego.

DZ: Od razu zgodziła się na współpracę?

BS: Miesiąc czekałem na odpowiedź, ale weszła do grupy z wielkim zapałem do pracy. To jest wokalistka, która poświęciła życie swojej miłości - muzyce. Bez względu na sukcesy, porażki, czyjeś niezadowolenie. Stąd nasza prawie 25-letnia współpraca. Gayga jest inspirująca, motywuje do pracy.

DZ: Jak właściwie narodziła się Gayga?

BS: Bardzo nam pomógł wspólny wyjazd do USA, gdzie wszystkie pieniądze przeznaczyliśmy na to, żeby jak najwięcej zobaczyć i usłyszeć. Chodziliśmy po klubach, teatrach muzycznych i wróciliśmy jako inni ludzie. Wszystko zostało zaplanowane perfekcyjnie.

DZ: Pan czuwał nad stroną muzyczną koncertów, a do kogo należał wizerunek sceniczny, którym Gayga szokowała i za który czasem brała cięgi?

BS: Nad choreografią, charakteryzacją i strojem pracował Ryszard Boulez, ale wkrótce musiał opuścić Polskę z powodów tzw. politycznych. Podczas koncertu w Warszawie ktoś z dziennikarzy zauważył i odnotował, że oni noszą... kartki na mięso. W czasie występu Krystyna miała przypiętą kartkę na mięso na piersi, bo tak sobie wymyślił Ryszard. On sam przytwierdził ją do zapięcia spodni. Zarzucono im kpinę z polskiej rzeczywistości.

DZ: Kto założył Gaydze na szyję obrożę z łańcuchem?

BS: Boulez, a ona powtarzała: jestem na łańcuchu, macie mnie taką, jaką jestem. Obroża była wówczas symbolem buntu i zniewolenia. Fani przyjeżdżali na koncerty też w obrożach i mieli z tego powodu kłopoty. Milicja zaatakowała ich pałami w Katowicach i Opolu. Z 300-osobowej grupy tylko 30 zdołało dotrzeć do katowickiego "Spodka", w dodatku w podartych ubraniach. Zostali wpuszczeni do środka dopiero po mojej interwencji, choć mieli bilety. Kiedy dziś Michał Wiśniewski zakłada obrożę, to nie wiem, co ona oznacza.

DZ: Gayga na estradzie jest jak wulkan. To prawda, że pan obrywał za nią?

BS: I to nie raz, ale taka była moja rola. Po każdym kolejny koncercie w dawnym ZSRR przypominano nam o zakazie śpiewania piosenek Wysockiego. Przed występem dla artystów radzieckich w Moskwie ostrzeżenie było kategoryczne: jak i teraz zaśpiewacie Wysockiego, to jesteście tu ostatni raz. Gayga była krnąbrna i złamała zakaz. Na szczęście w pierwszym rzędzie siedział mer Moskwy i głośno bił brawo. To nas uratowało.

DZ: Dorastał pan w Siewierzu, w Łodzi rozpoczynał muzyczną karierę. Łódź okazała się miastem szczęśliwym?

BS: Bardzo. Atmosfera dla ludzi, którzy coś zaczynali robić, była tam sprzyjająca. W tym czasie miasto było prężnym ośrodkiem kulturalnym ze względu na wytwórnię filmów, szkołę teatralną. Artyści wędrowali między Łodzią a Warszawą.

DZ: Powrót do rodzinnego Siewierza ma teraz charakter sentymentalny, czy także zawodowy?

BS: Przede wszystkim sentymentalny. Ojciec namówił mnie, bym wyjechał z nim do Łodzi, a potem żebym wybudował w Siewierzu domek. Spędzam w nim wakacje i święta, a odkąd z Gaygą założyliśmy w Siemianowicach firmę telewizyjną, domek bardzo się przydaje. Mieszkam więc i w Siewierzu, i w Łodzi.


Bernard Sołtysik – muzyk i kompozytor urodził się w Siewierzu i tu ukończył liceum. W wieku 17 lat wyjechał do Łodzi, gdzie 45 lat temu rozpoczął karierę muzyczną. Koncertował z zespołem Pro Contra, a potem z Gaygą m.in. w USA, na Kubie, w Niemczech, Wietnamie, Maroku, Szwecji. Ich przeboje to: „Ja ruchomy cel”, „Graj nie żałuj strun”, „Wypłakana poducha”, „Dopóki czujesz luz”, „Żyje w nas blues”. Wspólnie z Gaygą, w prywatnym studiu telewizyjnym w Siemianowicach, produkują programy telewizyjne, zrealizowali m.in. film o Auschwitz, pracują nad muzyką do wierszy ks. Jana Twardowskiego, a śpiewa je chór Rezonans con tutti z Zabrza.
W tym roku także Gayga obchodzić będzie swoje 25-lecie pracy artystycznej. Z tej okazji ukazały się już dwie płyty: „Gayga z list przebojów” oraz „Dziennik z podróży” z premierowymi piosenkami inspirowanymi muzyką różnych zakątków świata. •

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto